Timothy, Allen i Bill – ojcowie założyciele cyberprzestrzeni

Allen Ginsberg wraz z Williamem S. Burroughsem

Czy widział ktoś mojego starego kumpla Williama? Czy możecie mi powiedzieć gdzie jest? Jak gdyby chcąc się zjednoczyć z niedawno odeszłymi kohortami Beat Generation, Allenem Ginsbergiem i Timothym Learym, William Burroughs, autor Nagiego Lunchu, zmarł w zeszłym tygodniu. Czy znaleźli ostateczne hiperłącze w niebie czy jedynie „serwer nieujawniony”, pozostawili nam zagadkę, który każdy z nas będzie zmuszony rozwiązać w swoim własnym czasie.

Gdziekolwiek odeszli, prawdopodobnie nie mają dostępu do przycisku „wstecz”. Co jednak wydaje mi się ważniejsze to fakt, że ich wzajemne i prawie symultaniczne, ostatnie wyjście jest paralelne z przygnębiającym załamaniem filozofii i ideałów w świecie, który pomogli stworzyć. Cyberprzestrzeń sama w sobie jest na wiele sposobów technologicznym spełnieniem wizji tych trzech jednostek. Ich odejście daje nam okazję zobaczyć, jak głęboko odeszliśmy od ich wizji i spytać czy jest sposób na rewitalizację części z ich pionierskiego ducha?

Polem bitwy Leary’ego była zawsze wolność umysłu. Jakkolwiek żałośnie mogliśmy kontynuować jego przekaz (dokonując nawet późniejszej interpretacji), jego adwokatura środków psychedelicznych i komputerów była zawsze skierowana ku świętemu końcowi. Trip na LSD miał być rozumiany jako wizjonerskie doświadczenie. Technologia może uczynić istoty ludzkie bardziej niż normalnymi. Może wspomóc naszą ewolucję. Jego wizja użwania roślin i środków chemicznych do zwiększania ludzkiego potencjału została w końcu zdelegalizowana i zastąpiona o wiele mniej optymistyczną: substancjami zmieniającymi świadomość jako drogą do przetrwania.

Prozac i inne środki antydepresyjne oraz zmieniające nastrój są przepisywane, abyśmy mogli wykonywać lepiej naszą pracę i kupować więcej produktów. Zamiast płacić za kosztowna terapię, plany ubezpieczycieli zdrowotnych preferują po prostu uzależnianie swoich odbiorców. To co zaczęło się w latach ’60 jako ruch na rzecz ożywienia sensu kulturowej bliskości, jest w końcu ponownie inaugurowane jako droga do poradzenia sobie z rosnącą utratą duszy w świecie.

Podobnie, wczesne projekty Leary’ego na temat komputerów i pracy w sieci wydawały się śmieszne. Został dosłownie wyśmiany w serii wiadomości telewizyjnych w 1970 r. w związku z przewidywaniami, że większość istot ludzkich będzie pewnego dnia przesyłać sobie „wiadomości” przez procesory słów i że świat zostanie połączony razem poprzez nowy, elektroniczny „system nerwowy”. Jak wszyscy obecnie zdajemy sobie sprawę, we wczesnych latach ’90 Internet wprowadził się na stałe do światowej (nawet jeśli ekonomicznie eksluzywnej) konwersacji.

Wydawało się to początkiem nowego utopizmu i skonfrontowało nas z możliwością odkrywania naszych związków z innymi mimo geograficznych i kulturowych różnic. Jednak wszyscy wiemy jak to się skończyło. Długoletni przyjaciel i kolega Leary’ego, poeta Allen Ginsberg, podtrzymywał prawdziwie wielkoduszne zasady, będące podstawą tej wizji kolektywnego, ludzkiego projektu: zróżnicowanie, tolerancja i dobre poczucie humoru. Widział piękno i twórcze pragnienia ponad rzezią naszych miast i próbował popularyzować buddyjskie ideały akceptacji i niestałości jako drogę do świętowania, niż raczej smutku nad naszą kruchą egzystencją.

Ginsberg był w posiadaniu duchowych i behawioralnych kluczy do świetlanej przyszłości, o której marzyli jego przyjaciele. Jedynym sposobem na ożywienie cyberprzestrzeni jest połączenie naszego nowego dostępu do serc i umysłów z innym, większym uczuciem współczucia. Nie chodzi tu o wygrywanie, chodzi o spotkanie. Kiedy wszystko już zawiodło, Ginsberg wyzwolił się z tego wiedząc, że wszystko to i tak było iluzją. Będziesz w porządku dopóki niczego z tego nie bierzesz zbyt poważnie.

Burroughs wypełniał tę triadę medytując nad najmroczniejszymi możliwościami naszej zapośredniczającej, zbiorowej halucynacji. Jego świat był światem kontrolerów i ludzkich spięć. Poprzez satyrę i samo parodię Burroughs odkrywał i egzorcyzmował nasze najgłębsze opory wobec kulturowej bliskości. Odkąd jesteśmy wewnątrz obcych głów, cóż ma nas zatrzymać przed zaangażowaniem się w ideologiczną wojnę? Czy stajemy się tylko agentami sił, których nawet nie znamy poprzez ślepe kroczenie w takt podświadomych komend reklamodawców, rządów lub kosmitów?

Czy postmodernistyczny język wytnij i wklej zapośredniczonego uniwersum może być użyty do komunikowania tajnych wiadomości lub do wpływania na ludzi, aby popełniali straszliwe zbrodnie przeciwko swojej własnej, lepszej naturze? Czy oferuje nam się szansę aby ewoluować czy też jesteśmy tylko zmuszani, żeby zaadaptować się do wszechświata, w którym ktoś inny rządzi naszą świadomością? Komicznie paranoidalna konkluzja Burroughsa na temat utopijnej wizji Leary’ego służy jako zbyt dla wszystkich oczywiste ostrzeżenie przed społeczeństwem cyberprzestrzeni.

Jak ostrzegają nas luddyści, Internet wygląda zachęcająco jak plac zabaw; ale jeśli miałby on zastąpić niż raczej usprawnić nasze teraźniejsze formy handlu, interakcji i formy społeczne, możemy nigdy nie znaleźć drogi powrotnej. Nasze kluczowe punkty już są monitorowane przez zawsze czujny handel, gotowy przewidzieć każdy następny ruch, analizować nasze zachowania i zarabiać na nich.

Realizując najmroczniejszą wizję – jako że wszyscy jesteśmy już w środku – Internet mógłby się stać kolejnym przykładem „korporacyjnej wioski” Stanów Zjednoczonych na wzór czasów przed połączeniem przemysłu węglowego: podążasz za swoim programem, zarabiasz kasę, a potem wydajesz ją w tym samym miejscu, ponieważ nie ma w zasadzie gdzie pójść.

Sądzę, że Timothy, Allen i Bill dają nam wspólnie wzór do uniknięcia takiego losu. Dzięki połączeniu niezachwianego optymizmu Leary’ego, zdyscyplinowanej tolerancji Ginsberga i poczucia beznadziejnej przepaści pomiędzy „wytnij” i „wklej” Burroughsa, mamy szansę, żeby skierować naszą technologię ku wyższym celom niż raczej pozwolić jej pójść w drugą stronę. Timothy, Allen i Bill postrzegali cyberprzestrzeń jako ekspresję czegoś świętego. Mimo że popełniali w swoim życiu oczywiste błędy w osądach i czynach, nieśli przed siebie, jak tylko mogli najlepiej, drogocenną pochodnię, która łatwo może być zgaszona, jak i poniesiona dalej.

Douglas Rushkoff / 28. VII 1998

 

(tłum. Conradino Beb)

2 komentarze

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.