Pięć krótkich esejów o Tarocie

Thelemiczna mandala

I Język (Wieża – XVI)

Londyn, w którym mieszkałem przez cztery lata, to współczesna Wieża Babel. Symbol ten z pewnością wywołuje wiele ciekawych intuicji, jednak szczególne są w nim korespondencje pochodzące z Tarota. Crowley w The Book Of Thoth wiąże kartę Wieża z Okiem Sziwy, które spopiela wszechświat po każdym Eonie, żeby przygotować miejsce na nadejście nowego. Oczywiście, każdy z tarotowych obrazów można rozumieć na wielu poziomach i w tym wypadku przez obraz Wieży chciałbym się odnieść do upadku i destrukcji społeczeństwa jako takiego lub też przypomnieć słynne trzy przypuszczenia Jeana Baudrillarda, które na temat społeczeństwa wysunął w swoich postmodernistycznych rozważaniach. Nie bylibyśmy bowiem sobą, gdyby nie dzielące nas różnice, które w wielu momentach kwestionują więzy, uznawane przez antropologów za podstawowy warunek istnienia przestrzeni społecznej.

Wieża wskazuje na rozbicie i unicestwienie jako warunek dalszego istnienia. Jest przewrotnym symbolem ciągłości poprzez ostateczną manifestację destrukcji, szaleństwa i chaosu. W Londynie to destrukcja języka wydaje się przykładowo centralnym problemem, gdyż zostaje on tu de facto rozbity w proch. Staje się codziennym tańcem dialektów, idiolektów i pomyłek werbalnych, w których można dostrzec jeden wszechmożny problem – brak poprawnej komunikacji. Z drugiej strony zewsząd czuje się głębokie pragnienie przezwyciężenia tej podstawowej trudności, najstarszej bariery, dzielącej ludzi na całym świecie. Ten dziwny paradoks wypełnia londyńskie powietrze, jak narkotyk – staje się chaotycznym, kapryśnym egregorem. Jako demon ma on też wielu nieświadomych wyznawców, na gruzach bowiem szaleje wielka moc. Istnieje jednak wiele bram do wspólnego porozumienia. Okazuje się, że jednym z najlepszych gruntów, które pozwalają na jego zaistnienie, jest handel.

Sklep jest miejscem, w którym wypełnić można podstawową potrzebę czyli zaspokoić głód. Trzeba tam kiedyś kupić chleb, piwo, humus i słodkie ziemniaki. Na poziomie jedzenia zachodzi więc w Londynie naturalna i podstawowa transformacja społeczna. Wychodzi się ze swojej językowej skóry i wkracza do sfery, gdzie kultura narodowa lub etniczna przeradza się w kulturę globalną oferując wszystko dla każdego. Można powiedzieć, że Sainsbur’s, w którym kręcą się przedstawiciele wszystkich możliwych kultur w poszukiwaniu warzyw na obiad, jest tu kolejną, dobrą metaforą. Robiąc dygresję, warto przy okazji przypomnieć, że wiele z osad na terenie dzisiejszego (osobiście mi bliskiego) Pomorza, było wielokulturowymi skupiskami handlowymi, w których wymieniano zrabowane łupy na owoce rolnictwa, rybactwa czy zbieractwa.

Uczciwy handel zbliża ludzi, szczególnie jeśli stoi za nim coś znacznie więcej niż zysk. Zdaje się, że The Fair Trade Foundation doskonale zdaje sobie z tego sprawę przyjmując naszą kartę w kreatywny sposób. Oczywiście wątek wymiany symbolicznej wiele razy przewinął się już w klasycznych rozważaniach antropologicznych i nie będę go tutaj rozwijał. Ważniejszy jest dla mnie wniosek, że wszystkie kultury MUSZĄ wchodzić ze sobą w konwersację, która wprawdzie może prowadzić zarówno do wzmożonego zaufania, jak też do jego braku (albo do obydwóch naraz!), ale trzeba zrozumieć, że językowy szum należy wykorzystywać do wykształcania u siebie naturalnej uważności.

Wyznawcy kultu świętego Chaosu w jego najróżniejszych wcieleniach muszą używać tego szumu jako przedmiotu wstępu do wiecznej medytacji. Oczywiście pytanie brzmi, co jeśli akurat nie mamy do czynienia z jego wyznawcą? Wtedy można udzielić np. takiej odpowiedzi. Jeśli podstawowym gruntem dla kultury wieloetnicznej jest możliwość wzajemnego poznania się na gruncie wspólnych interesów, które mogą przekształcić się w więzy przyjaźni, jednostkę nie wierzącą w świętość chaosu należy zapoznać ze świadomym obcowaniem z tym naturalnym jego przejawem – od zawsze ma ona w końcu z nim do czynienia przynajmniej kilka razy w tygodniu! Magija jest w każdym kroku…

II Dywinacja (Rozstrzygnięcie – VIII)

Czasem jedno drobne wydarzenie odsłania strukturę całosci pozwalając odsunąć na bok niedostrzegalny w transie codzienności welon iluzji. Pojawiają się zwykle wtedy „szczeliny rzeczywistości”. Znane także jako mysie dziury w Babilonie, tunele te były od zawsze źródłem zainteresowania wszelkiej maści magów i czarowników, pozwalały bowiem na dotarcie poprzez czasoprzestrzeń do punktu, w którym krzyżowały się ścieżki losu i uzyskanie potrzebnej wiedzy. Jak mówią raperzy: „Wiedza to Potęga”. Dobrze wykorzystana może wpłynąć na bieg wydarzeń samym faktem jej posiadania.

Dywinacja czyli przepowiadanie przyszłołci to jeden z najstarszych, znanych ludzkości sposobów na odczytywanie komunikatów pewnego na pozór zamkniętego systemu znaków, stanowiącego jednak potężną sui generis, która jest w stanie wpływać na bieg realnych wydarzeń. Wróżbiarstwo jest także jedną z najstarszych, jeśli nie najstarszą gałęzią magii. Ilość możliwych symboli, korespondencji i interpretacji, wynikających z wróżenia jest uzależniona od właściwości samego systemu. Ten zaś zazwyczaj jest wynikiem pewnej tradycji kulturowej, w której powstał. Kluczowe znaczenie dla jego skuteczności ma jednak sama jednostka, posługująca się tym systemem. To ona jest jedynym kluczem do prawidłowego, bądź nieprawidłowego odczytywania przepowiedni. Jak pisał Crowley, doskonały mag może być kiepskim wróżbitą i vice versa. Talenty nigdy nie rozkładają się po równo.

O prawdziwej klasie wróżbity świadczy umiejętność przekładania przepowiedni na realne życie, wstrzymywanie się od autosugestii i elastyczność – znajomość systemów, które mogą być wykorzystane ad hoc w każdej sytuacji, nawet w przypadku braku pożądanych przedmiotów magicznych. Najskuteczniejsza dywinacja to taka, która daje się wykorzystać szybko i przynosi najlepsze rezultaty. Z samego faktu wykonania aktu wróżenie wynikają dwie rzeczy. Po pierwsze sami wpływamy na rzeczywistość, po drugie otrzymujemy automatycznie wskazówki, jak sobie z nią poradzić. Można używać każdego systemu: Tarota, I-Ching, wahadełka, oneiromancji, wróżenia z fusów do kawy, kości, kart, ale wszystkie one poddają się jednej podstawowej zasadzie: rzeczywistość jest chwiejna i podlega zmianie.

Wszystko przepływa od Yin do Yang i z powrotem. Nie ma wyroczni na całe życie, jak też nie ma przepowiedni, z którą nie można by sobie poradzić. Tarotowe Puchary same zostaną opróżnione, jeśli zostaną przepełnione, Miecze tkwiące sztywno złamią się pod wpływem siły, Różdżki spopielą się pod wpływem emanującej z nich energii, a Dyski powrócą do swojego matczynego łona po zakończeniu właściwego sobie cyklu kumulacji. Istotą wróżenia jest Sąd, dobrowolne poddanie się pod wyrok karmy. Jeśli sprowadza na nas nieszczęście, widocznie sami je sobie przygotowaliśmy. Jeśli zaś szczęście, musieliśmy sami na nie zapracować. Parafrazując Tao-Te-Ching, jeśli nie całkiem będziecie w to wierzyć, zagubicie całkowicie wiarę w sens dywinacji. Sprawiedliwość jest ślepa lecz jeśli miałaby otworzyć oczy, jej istnienie straciłoby całkowicie swój sens.

Nie można odwoływać się do bezstronnego sądu nie będąc przygotowanym na każde, możliwe rozstrzygnięcie. Ważenie życia na szali ma sens jedynie wtedy, jeśli pozostajemy w świadomości, że ciemność równo miesza się z jasnością. Wróżenie jest zaś odwoływaniem się do sił, które z natury są ślepe i przypominają nam o tym, że każda Wolność będzie się kiedyś musiała poddać pod Osąd. Przede wszystkim jednak wróżenie powinno być dla każdego maga ważne jako element szkolenia świadomości swoich własnych ograniczeń, cierpliwości i pokory. Każda chwila dana jest nam zawsze na dokonanie zmiany lub po to, by gładko się jej poddać z pełną świadomością…

III Społeczeństwo (Wisielec lub Zombi – XIII)

Ciekawe wydaje się, że pomimo wielu nietrafionych przepowiedni na temat Końca Świata, popularność „apokaliptyczej gnozy” utrzymuje się cały czas na tym samym poziome. Współczesna kultura miejska generuje większe stężenie mitu na centymetr kwadratowy niż wiele ze społeczeństw plemiennych robiło to w ramach utrwalania własnej kultury. Może to niektórych prowadzić do kompletnego skołowania bani, ale odrodzenie religijnej ortodoksji, która jak mroczna antyteza idzie śladem tych apokaliptycznych objawień, udowadnia na szczęście, że świat dosedł do punktu, w którym rządzi tylko jedna siła, odwieczna reprezentacja wszechświata w działaniu – szalona i piękna Bogini Eris, patronka Świętego Chaosu i jedyna żona Wielkiego Cthulhu.

Bogini Eris prześladowała mnie przez pewien czas bardzo natrętnie sprowadzając na mnie dziwne sny i każąc zmieniać pracę na coraz dziwniejszą. Rzucała mi też jeden telefon od wybranej na ślepo kobiety tygodniowo (norma ta utrzymywała się przez pewien czas), zwykle nieźle pokręconej. W którymś momencie jej karta padła na specyficzną, czarną panienką, wychowaną we Francji, zdrowo rozsądkową feministkę, która udowadniała mi, że trzeba walczyć i z tego powodu zmieniała mieszkanie w Londynie szesnaście razy w ciągu pięciu lat. Jak się dowiedziałem kochała facetów z Europy Wschodniej uważając Anglików, jak i Francuzów za cyt. „totalnie bezużytecznych i zniewieściałych”. Sally wyłożyła mi też w trzech słowach brutalną prawdę o mieście Kuby Rozpruwacza: – „Panuje tu gówniana atmosfera” – powiedziała. Po dojściu do wspólnych punktów, które udało się odnaleźć w miarę szybko, zgodziliśmy się, że trzeba uderzyć w dno, żeby móc się odbić i poszybować do góry.

Wszyscy zresztą zdają mi się powtarzać, że aby stanąć na pewnym gruncie, trzeba dostać po dupie. Po raz pierwszy też dowiedziałem się, że ze stresu można schudnąć 26” w pasie, co jest kurwa liczbą konkretną. Chyba czas promować diety ekstremalne. Slogan: Ekstremalne diety na ekstremalne czasy! Używaj walca! Dieta cud albo też pięć diet cud na zmianę sprawdziłyby się w Londynie doskonale, gdyby tylko wypromować je jako głębokie przeżycie duchowe. W erze duchowego marketingu, który sprzedaje „coś więcej” niż produkt – przeżycia jako nasycone duchową sugestią towary zawsze mogą znaleźć swoich wiernych zwolenników. To nowa duchowość czy nawet religijność, która koliduje ze swoją ciemną stroną – religijną ortodoksją. Imam z sunnickiego meczetu na Finsbury Park (mieszkałem przez pewien czas 100 metrów od tej muzułmańskiej świątyni) był chyba podobnego zdania, kiedy wygłaszał swoje płomienne kazania o potrzebie zniszczenia Zachodniej Cywilizacji.

Tarot Waite’a

Religijność nie musi się już objawiać tylko poprzez rytuał, tak głęobo zakorzeniony w umyśle, że nieświadomie powtarzany, ale może stać się także rodzajem supermarketowego objawienia, kupowanego na kartę kredytową. Zdaje się, że Ron Hubbard dzięki znajomości z Jackiem Parsonsem, szybko zrozumiał ten fakt wertując dzieła Crowleya i tworząc na tej podstawie płatną religię dla nowego typu wyznawcy – duchowego zombie. Hubbard poprzez założenie Kościoła Scjentologicznego dał jasny sygnał, iż religijność to nic innego, jak system świadczeń duchowych, a człowiek to w istocie zombie, karmiony mieszanką zbilansowanych pokarmów, która nie pozwala mu cierpieć nadaremnie polerując wszystkie nierówne kanty. W społeczeństwie, które żyje jedynie przyjemnością, taka mieszanka jest błogosławieństwem – sakramentem, łykanym jak MDMA co weekend. Jeśli nikt nie może być dobry, jeśli nie czuje się dobrze, kto czuje się źle, ten przestaje pasować do tej pięknej układanki i w efekcie staje się „zły” – oddzielony od całości, zbanowany, przymusowo wyalienowany.

Stan ten był już przedmiotem antycznych mitów będąc często obrazowany jako pierwotne zerwanie więzi z Kreatorem lub grupą bóstw (starszych braci) i wyjaśniany jako kara za nieodpowiednie zachowanie – brak szacunku dla narzuconych zasad. Pisałem wyżej o archetypie Wieży. Karta ta dobrze obrazuje stan, w którym zostaje zniszczona wszelka podstawa życia duchowego, społecznego, a często też materialnego, ale obraz człowieka, który postradał na skutek swoich działań Wolę prowadzi nas z kolei do karty numer XII znanej jako Wisielec. W ostatnio chętnie przeze mnie używanym, Wuduistycznym Tarocie Nowoorleańskim karta ta zyskuje dodatkowe znaczenie, staje się Zombim – trupem utrzymywanym przy życiu dzięki magicznym truciznom i Woli bokora.

Istotą Zombiego jest brak własnej woli, totalne postradanie świadomości, nakrycie siły życiowej rodzajem zatrutego welonu, a przede wszystkim pozbawienie jednostki możliwości wyboru pomiędzy światłem i ciemnością. Zombi żyje w półmroku, gdzie poświęca swoje życie sile, której nie rozumie i nie jest w stanie ogarnąć. Jego moc zostaje całkowicie wyssana i staje się grą w obcych rękach, los nie pomaga już dalej takiej istocie, a jeśli nałożymy na to kalkę współczesnego społeczeństwa, jasne stanie się dla nas, dlaczego tak popularne są na świecie kolejne remaki Powrótu Żywych Trupów. Jak twierdził bowiem Freud, kino odzwierciedla sytuację skrajnie introweryczną, przypomina sen i wyzwala ukryte pragnienia. W lustrze filmów o żywych trupach społeczeństwo widzi odbicie samego siebie, takiego jakie chciałoby być lub jakim już jest.

Kolejny raz zaszczepia sobie także memetycznego wirusa, w którym prymitywna, zewnętrzna siła jednoczy je w ślepej, nieświadomej żądzy mechanicznego powtarzania wyuczonych ruchów. Nie prowadzą zaś one koniec końców do niczego więcej niż tylko do kumulacji chaosu, tak więc Heil Eris! Banda żywych trupów ścigająca ładne, wyjęte jak ze snu modelki, które w końcu zostają brutalnie zamordowane, to idealny obraz sposobu działania współczesnego społeczeństwa pragnącego swojego własnego unicestwienia… nawet bez udziału własnej Woli. Rozkoszowanie się własnym upadkiem w przekonaniu, że jest to stan pożądany, stanowi bardzo zabawny sposób na oddawanie się w cudzą niewolę.

IV Ryzyko (Fortuna lub Targ – X)

Przez pewien czas pracowałem na londyńskich targach jako handlarz, sprzedający cierpliwie acz wesoło herbatę czarną, czerwoną, zieloną i białą. Z pracy dla polonijnych mediów nie dało się niestety utrzymać na powierzchni. Jednym z moich ulubionych był przez długi czas – pomimo swojego najgorszego okresu od wielu lat – Camden Lock Market, znajdujący się naprzeciwko uległego niedawno spaleniu, Camden Canal Market. To miłe miejsce zarówno do pracy, jak i wypoczynku. Wszyscy handlarze łączą tam przyjemne z pożytecznym wychodząc z zaśożenia, że dobra praca to taka, w której można się w pełni wyluzować. Czasem jarliśmy sobie jointa z rana razem ze sporą częścią wszystkich moich sąsiadów podtrzymując tym samym tradycję luzu, z którego słynie Camden Town – miejsce, w którym akceptuje się wszystkich i wszystko.

Camden Lock pomimo bycia dość niecodziennym miejscem rządzi się także swoimi niewidzialnymi zasadami, które najlepiej można określić jako przypływy i odpływy energii. Czasem handlarze gadają cały dzień o różnych rzeczach lub czytają darmową gazetę umierając z nudów, a czasem udaje im się coś sprzedać pojawiającym się znikąd włoskim lub hiszpańskim turystom. Dzień dzieli się tu na dwie połowy, handel do południa i po południu… są one ze sobą niewidzialnie powiązane. O tym, jaka będzie sprzedaż, decyduje pogoda, nastawienie i rodzaj energii, która pojawia się na targu. Rodzajów tej energii jest wiele i pomimo tego, że jest to teza ryzykowna, powiedziałbym że jest ich dziesięć, jak w karcie Fortuna z Tarota Thotha, która w Nowoorleańskim Tarocie Wuduistycznym stała się Targiem.

Zanim karta ta stała się u Crowleya Fortuną, w klasycznym Tarocie Marsylskim, jak i w Tarocie A. E. Waite’a, była Kołem Fortuny, które posiadało osiem szprych. S. L. McGregor Mathers, zaśożyciel Hermetycznego Zakonu Złotego Brzasku tłumaczył to następująco: The Wheel of Fortune. A wheel of seven spokes (the two halves of the double-headed cards make it eight spokes, which is incorrect) revolving (between two uprights), On the ascending side is an animal ascending, and on the descending side is a sort of monkey descending; both forms are bound to the wheel. Above it is the form of an angel (or a sphinx in some) holding a sword in one hand and a crown in the other. This very complicated symbol is much disfigured, and has been well restored by Levi. It symbolizes Fortune, good or bad.

Crowley zastąpił osiem szprych w Kole dziesięcioma, zaś w Nowoorleańskim Tarocie Wuduistycznym obraz koła został zastąpiony Targiem – miejscem, w którym los zmienia się w ciągu sekundy albo na lepsze, albo na gorsze. Na Targu wszystko jest współzależne. Jeśli chcesz zrobić sobie przerwę, inni pilnują twojego stoiska, jeśli ktoś potrzebuje drobnych, a ty je masz, natychmiast rozmieniasz mu pieniądze. Jeśli ktoś sprzedaje coś na jednym stoisku mając pod opieką dwa, a na Camden Lock zdarza się tak często, a na drugim w międzyczasie pojawia się klient, robisz to za niego. Innymi słowy, pokojowa i przyjazna współpraca jest na targu podstawą dobrego handlu. Jak nigdzie indziej, właśnie tutaj poznaje się kulturę osobistą innego człowieka, jego zasady etyczne, a bardzo często także zainteresowania, poglądy na życie i zawodowe sztuczki. Pomimo tego, że żądza pieniądza także tutaj niszczy wielu w idiotyczny sposób, Targ nie jest możliwy bez współpracy handlarzy. Powodzenie finansowe jest dzięki temu zależne przede wszystkim od umiejętności dostosowania się do niepisanych zasad.

Jak wiedzą handlarze, w poniedziałek można być do przodu, a we wtorek do tyłu. Ryzyko jest wpisane w ten zawód, jak u zawodowego żołnierza. Nie ma reguły na dobry dzień, jednak są znaki, które każdy uczy się powoli interpretować, pozwalające przewidzieć mniej więcej bieg wydarzeń. Jak pisze Crowley w The Book Of Thoth: This card is attributed to the planet Jupiter, „the Greatest Fortune” in astrology. It corresponds to the letter Kaph, which means the palm of the hand, in whose lines, according to another tradition, the fortune of the owner may be read. It would be narrow to think of Jupiter as good fortune; he represents the element of luck. The incalculable factor.

Crowley odnosi literę Kaph poprzez kabalistyczną gematrię do astrologicznego znaku Ryb, który związany jest tradycyjnie z Jupiterem, zaś dziesięć szprych do dziesięciu Sefirot Drzewa Kabalistycznego z mocnym przyciąganiem w kierunku Sefiry Malkuth. Karta ta posiada więc moc kształtowania materialnej rzeczywistości w nieprzewidywalny sposób. Trzy figury: Sfinks, Hermanubis i Tyfon, symbolizują elementy alchemicznego wiązania – siarkę, merkuriusz i sól, konieczne do wiecznej przemiany, w której dokonuje się Wielkie Dzieło. Karta Targ zachowuje dwie z tradycyjnych postaci zastępując Tyfona wężową laską, która jest atrybutem-fetyszem samego Damballah Wedo, twórcy i opiekuna ludzi, dbającego o zachowanie podstawowych, duchowych cnót. Jak pisze Louis Martinie w swoim akompaniamencie dla Tarota Sallie Ann Glassman, przedstawieni na tej karcie, ubrani na fioletowo handlarze, są tak naprawdę członkami wspólnot religijnych, którzy sprzedają swoje wyroby. Są więc jednostkami, które podtrzymują wzajemną więź wymiany duchowej energii…

V Spełnienie (Świat czyli Wszechświat lub też Karnawał – XXI)

Gdy patrzymy na świat poprzez optykę totalnej ekstazy, w której zatapia się świadomość, wszystkie pytania przestają mieć znaczenie, jako że problemy nie mają już dłużej racji bytu. W totalności bowiem przyczyna i skutek zdają się tak samo mało ważne. Nie da się tańczyć i prowadzić samochodu, jak też udawać, że pozostaje się cały czas w szatach ograniczeń kiedy dumnie okazujemy swoją boską nagość. Na końcu każdego procesu czeka nas bowiem ekstaza jako symbol i potwierdzenie absolutnego wyzwolenia. W przedchrześcijańskiej kulturze indoeuropejskiej czczono cztery takie okresy w ciągu roku: Przesilenie Letnie i Zimowe oraz Zrównanie Wiosenne i Jesienne. Wszystkie z nich były jednocześnie początkiem i końcem, a ofiary, pijaństwa i orgie psychedeliczne, które były ich nieodłączną częścią, miały przypominać o tym, że człowiek w istocie jest częścią kosmicznego porządku, który za nic ma ludzkie reguły społeczne. Świętość chaosu, jak gdyby nigdy nic, dawała wtedy o sobie znać czyniąc z istot ludzkich boskie zwierzęta.

Porównanie karty „Wszechświat” i „Świat”

W połowie XX wieku siła tego doświadczenie została przywrócona światu dzięki wynalezieniu LSD i odnalezieniu wielu innych, naturalnych środków enteogennych, dzięki czemu wszechświat znowu stał się głównym punktem odniesienia. Tarot przez wiele wieków zachował tą kosmiczną optykę wskazując na potęgę bycia częścią nieskończoności w karcie świat, która w Tarocie Thotha została zamieniona prze Crowleya na kartę Wszechświat zgodnie ze wskazaniami Liber AL vel Legis, w której punkcie 22. czytamy: Teraz, zatem, jestem wam znana pod swym imieniem Nuit, a jemu pod tajemnym imieniem, które mu podam, gdy w końcu mnie pozna. A jako że jestem Nieskończoną Przestrzenią i jej Nieskończonymi Gwiazdami, wy również czyńcie takoż. Nie przywiązujcie się do niczego! Niech pośród was nie będzie czyniona jakakolwiek różnica pomiędzy jakąkolwiek rzeczą a jakąś inną rzeczą; ponieważ stąd pochodzi ból. W erze lotów kosmicznych i podróży psychedelicznych, to Wszechświat staje się naszym domem.

W mało przeze mnie lubianym ze względu na chrześcijańskie konotacje, ale bardzo rozpowszechnionym Tarocie Waite’a, widzimy w centralnym miejscu kobiecą postać, opasaną szarfą, która trzyma w dłoniach dwie różdżki o podwójnym zakończeniu. Postać otoczona jest przez zielony wieniec (wawrzynowy lub laurowy), a z czterech stron otaczają ją głowy, symbolizujące cztery podstawowe znaki zodiaku: Lew-Lew, Byk-Byk, Orzeł-Skorpion, Człowiek-Wodnik. Jak pisze klasyczny, holenderski astrolog i tarocista, A. E. Thierens: The nude female figure may certainly contain indications with regard to the life of the senses, but is also a symbol of the angelic state to which man will one day come after being delivered from the bonds of the lower world. It may have to do with nature spirits. It is Aphrodite rising from the sea, daughter of Neptune. Beauty and love and happiness arising from the communion of souls.

W Wuduistycznym Tarocie Nowoorleańskim karta Wszechświat została zamieniona na kartę Karnawał, na której widzimy zamaskowaną postać wznoszącą potrójną pochodnię, rozświetlającą mroczną przestrzeń, z której wynurzają się ręce i zamaskowana postać Erzulie Wedo – wiecznej dziewicy w swoim karnawałowym wcieleniu. To obraz pożądania, rozkoszy zmysłowych i wyuzdanej świadomości, która uwolniona od ograniczeń codzienności rzuca się w wir zabawy rozumiejąc jej boską funkcję. Czy będzie więc to karnawał w Rio, Mardi Gras w Nowym Orleanie, pełen pasji maraton zabaw w Londynie, Paryżu czy Tokio, szaleństwo musi ogarnąć każdą jednostkę każąc jej zmierzyć się z wewnętrzną boskością.

Jak opisuje kartę Wszechświat Aleister Crowley w The Book Of Thoth: In the card itself there is consequently a glyph of the completion of the Great Work in its highest sense, exactly as the Atu of the Fool symbolizes its beginning, the Universe is that manifestation, its purpose accomplished, ready to return. Wielkie Dzieło to akt, który dla maga staje się sensem życia o ile tylko kroczy właściwą łcieżką, a każdy punkt na Drodze, pozwalający na zatracenie się w nieskończności, staje się słodkim nektarem wyzwolenia. Wszechświat to w końcu nieustający Karnawał Woli wyzwolonej od żądzy rezultatu, tak więc im częściej zapominamy o samym sobie, tym bardziej zbliżamy się do swojego naturalnego stanu…

Conradino Beb

4 komentarze

  1. ta stronka to czarny diament w polskim internecie, myślałem że już nigdy nie będzie reaktywacji, teraz sobie drukuję artykuły bo są tak dobre, że chcę je mieć na papierze i nigdy się nie martwić, że stronka padnie a te skarby przepadną, pozdrawiam!

    Polubienie

  2. Dzieki, stary! Nawet nie wiesz jak blisko bylo do calkowitego zarzucenia pomyslu o re-launchu MGV pod nowym adresem. Transfer bazy danych mnie przerastal i do tego meczyly mnie jeszcze mysli o wyczerpaniu sie koncepcji sieciowego ezoterroryzmu, wcielanego przez magazyn… w koncu jednak cos mnie popchnelo do pojscia droga najmniejszego oporu i wybrania WordPressa, co jak mi sie wydaje, sprawilo nawet ze magazyn wyglada znacznie lepiej niz na tym pieprzonym e107. Miejmy nadzieje, ze teraz juz bez wiekszych awarii pociagniemy nastepne 5 albo 10 lat 😀

    Polubienie

  3. Czasy na bombardowanie internetu chyba są bardzo dobre. Okultura mocno podkręciła zainteresowanie tematyką ezoteryczną. Nowe wydanie ‚Drzwi percepcji” idzie podobno jak ciepłe bułeczki. No a Magivanga to klasa sama w sobie, jak numer specjalny Transwizji tylko za darmo, a nawet nie ma co porównywać bo są to różne media i to w dodatku świetne. Szkoda tylko, że w Polsce tak trudno o materiał do sesji psychodelicznej. Tyle świetnych książek, artykułów, aż nabrałem ochoty na przygodę z kaktusem, albo chociaż kartonikiem. Ostatnie piękne przeżycia z LSD miałem z naście lat temu jako nastolatek, nie znając jeszcze Learego, Grofa, McKenny, ba nawet Huxleya. Dziś sporo nadrobiłem z teorii, przyszła ochota na praktykę;)

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.