Jedna na drugiej (1969)

Jeśli Nie torturuj kaczuszki pozostaje w opinii wielu najwyższym osiągnięciem artystycznym Lucia Fulciego, nakręcona 3 lata wcześniej Jedna na drugiej powinna być traktowana jako najlepszy z najrzadszych filmów mistrza giallo.

Znany pod przynajmniej trzema tytułami, obraz ten został zainspirowany klasycznym Zawrotem głowy (1957) Hitchcocka z Jamesem Stewartem i Kim Novak, ale Fulci poszedł znacznie dalej, wyciskając maksimum z kryminalnego schematu giallo i eksploatując wątki, które w ogóle nie pojawiły się w filmie Hitchcocka, czyli sex, fantazje erotyczne i humor.

Jeśli chodzi o mój osobisty gust, preferuję dzieło Fulciego ponad film Hitchcocka, ale nigdy nie byłem wielkim fanem tego drugiego, ze wszystkich jego obrazów ceniąc jedynie Psychozę (1960). Częściowo powodowane jest to moją niechęcią do filmów, wyprodukowanych w starym systemie studyjnym – do ich powtarzalnych schematów romansu i melodramatu, których nawet Hitchcock nie był w stanie uniknąć – ale także z tego powodu, że Zawrót głowy się zwyczajnie zestarzał.

Film Fulciego wprost przeciwnie, przeżywa obecnie renesans swojego zainteresowanie, stojąc na barkach rewolucji seksualnej lat ’60, która zmieniła absolutnie wszystko w kinie – okres rok 1957 i 1969 dzielą w istocie lata świetlne. To daje Jednej na drugiej bardzo charakterystyczny smak i pozwala ugotować historię w sosie prawdziwej orgii zmysłów.

Faktycznie, pozostaje on jednym z tych dzieł maestra, skąpanych w erotyzmie do tego stopnia, że praktycznie pozbawiony jest przemocy, co w jakiś przedziwny sposób stało się znakiem rozpoznawczym reżysera wśród fanów gore w Polsce i na całym świecie, którzy zaczęli oglądanie jego filmów od Zombiego (1979).

Należy jednak pamiętać, że Fulci był jednym z najwszechstronniejszych i najinteligentniejszych reżyserów gatunkowych, który nie wskoczył na filmowy pokład mówiąc: „A ja zacznę od filmu z zombie, z kubłami krwi i wyjadaniem mózgów, bo to się sprzeda”. Za jego ewolucją stylu stały lata doświadczenia!

Zanim Fulci zanurzył się pod koniec swojej kariery w morzu kultowych dzisiaj produkcji gore oraz okultystycznych horrorów, prawie 20 lat szlifował warsztat reżyserski na planie filmów spod znaku miecza i sandałów, komedii, dokumentów, spaghetti westernów, a nawet musicali!

Pod koniec lat ’60 przeżył jednak silnie samobójstwo swojej żony i wtedy właśnie zaczął interesować się giallo, odkrytym kilka lat wcześniej przez Mario Bavę (Dziewczyna która wiedziała za dużo, Sześć kobiet dla zabójcy). To oczywiście zmieniło jego drogę jako artysty, dając mu nowe środki ekspresji, które doskonale zostały wykorzystane podczas kręcenia Jednej na drugiej!

Jednak Fulci nigdy nie zniżył się do zwykłej zrzynki, zamiast tego tworząc jedną z najbardziej powikłanych historii kryminalnych, która kiedykolwiek gościła na ekranach kin. Jego pierwsza próba zmierzenia się z giallo pozostaje dla mnie jednym z najważniejszych dzieł w świecie gatunków filmowych i rozpoczyna też nową drogę dla włoskiej szkoły makabry – kryminał erotyczny, który skupia się na rozpadzie małżeństwa.

Ale to nie wszystko, gdyż sama dystrybucja filmu była bardzo niestandardowa! Jako, że w występują w nim aktorzy mówiący wieloma językami: Jean Sorel, Marisa Mell, Elsa Martinelli i była to produkcja międzynarodowa, Jedna na drugiej trafił ostatecznie na ekrany w czterech różnych wersjach: hiszpańskiej, amerykańskiej, francuskiej i włoskiej.

Z nich wszystkich najrzadsze pozostają dwie: wersja hiszpańska i włoska. Mimo tego, iż różnice pomiędzy nimi nie są kolosalne – jak np. w przypadku różnych wersji filmów Jesusa Franco – akcentują one różne wątki intrygi, zachowania bohaterów i posiadają absolutnie zróżnicowane natężenie erotyzmu.

Wersja amerykańska należy do najbardziej purytańskich, gdyż wszystkie pikantne sceny zostały z niej praktycznie wycięte, podczas gdy Włosi czy Francuzi byli bardziej liberalni i zdecydowali się pokazać cały sex.

Włoska wersja jest przy tym najdłuższa dobijając do dystansu 105 min., ale pomija ona czołówkę z ujęciami San Francisco, nakręconymi z lotu ptaka, które stanowią integralną część wersji francuskiej, wypuszczonej na DVD jako Perversion Story.

Z drugiej strony wersja ta zawiera pełną listę dialogów, co czyni ją najbardziej kompletną pod względem interakcji głównych bohaterów. Wersja włoska z większą ilością scen pozostaje jednak bardziej enigmatyczną w fantastyczny sposób kreując niedopowiedzenia.

Scenariusz filmu rzuca widza w centrum San Francisco, w świat amerykańskiej klasy średniej. Małżeństwo doktora Dumarriera (Jean Sorel) i jego żony Elisabeth (Marisa Mell) przeżywa głęboki kryzys, do którego dokłada się trudna sytuacja finansowa prywatnej kliniki, zarządzanej przez Dumarriera i jego brata… w tych ciężkich okolicznościach kwitnie jednak romans doktora z piękną fotografką Jane (Elsa Martinelli).

W jego podświadomości zaczynają tymczasem powstawać wizje pozbycia się natrętnej żony, która zresztą niedomaga i wkrótce umiera na atak astmy. Dumarrier nie zmusza się jednak do żałoby – wprost przeciwnie, gdyż jego serce skacze na myśl o tym, że już zaraz będzie mógł rozpocząć nowe życie ze swoją kochanką. W dzień po śmierci żony dowiaduje się zaś, że obejmowała ją polisa ubezpieczeniowa na $1 mln, która oczywiście czyni go bardzo zamożnym człowiekiem.

Z takim zastrzykiem gotówki doktor może teraz spłacić długi swojej kliniki… i swobodnie ścigać swoje marzenia erotyczne. Wypatrzył on w międzyczasie nowy obiekt pożądania w klubie Roaring 40’s  – gorącą striptizerkę i prostytutkę o nazwisku Monica Weston, którą pragnie posiąść bez namysłu… gdyż w perwersyjny sposób przypomina mu ona zmarłą żonę.

Monica okazuje się szybko prostą blondynką, która po prostu uprawia sex za pieniądze… ale po spędzeniu z nią nocy Dumarrier przypadkowo odkrywa, że zażywa ona takie samo lekarstwo, co Elisabeth.

To stanie się początkiem szeregu dziwnych wydarzeń, z których pierwszym jest aresztowanie go przez policję i oskarżenie o zamordowanie swojej żony z oczywistym motywem położenia łap na polisy ubezpieczeniowej. Pełen „czerwonych śledzi” i nagłych zwrotów akcji, film ostatecznie kończy się płytką puentą z niepotrzebnym rozwiązaniem narracyjnym, ale i tak jest wybuchowy z powodu elektryzującego stopniowania napięcią i pięknych zdjęć!

Obraz Fulciego wizualnie powala na kolana i jest pełen zapierających dech w piersiach ujęć, zarówno szykich zbliżeń, jak też planów panoramicznych i niespodziewanych odjazdów kamery. Moją ulubioną sceną jest ta, w której Jean Sorel i Elsa Martinelli uprawiają miłość fotografowani z czerwonym filtrem przez cienki muślin – bardzo psychedeliczny klimat!

Styl Jednej na drugiej jest w mojej opinii pokrewny dokonaniom europejskich legend Nowej Fali tj. Godard czy Antonioni, ale nie jest wcale ich biednym krewnym (co można by przypuszczać w kontekscie filmu klasy B). Fulci razem ze swoim dyrektorem zdjęć wyznaczają tu bardzo wysoki poziom, nawet jeśli w granicach gatunku i bez artystycznej pretensjonalności.

Na dodatek obraz wspomagany jest fantastyczną ścieżką dźwiękową Riza Ortolaniego (Mondo Cane), która za moje pieniądze może być sklasyfikowana w czołówce soundtracków lat ’60. Główny temat Ortolaniego jest oparty o piękną linię kontrabasu czy sitaru, kontrapunktowaną przez furię ćwierćnut na saksofonie i pojawia się on w ważnych momentach filmu często sprawiając, że szczena zwyczajnie opada.

Jean Sorel jest niezły w swojej roli, ale to Merisa Mell dominuje tu ze swoją seksowną, demoniczną kreacją grając… bardzo dobra jest także rola Elsy Martinelli, która doskonale łapie ducha silnej, zmyślnej profesjonalistki.

Pomimo tego, że Jedna na drugiej należy do najrzadszych filmów Fulciego, absolutnie opłaca się poświęcić czas na znalezienie tego filmu, a dla fanów reżysera to w zasadzie obowiązek! Na mojej osobistej liście okupuje on drugą pozycję po Nie torturuj kaczuszki (1972) przed Czarnym kotem (1982) i Jaszczurką w kobiecej skórze (1971) będąc częścią najbardziej kreatywnego etapu kariery Fulciego i jednym z najlepszych gialli wszech czasów!

Conradino Beb

 

Znany pod tytułami: One On Top of the Other / Una sull’altra / Perversion Story / Una historia perversa / Perwersyjna historia
Produkcja: Włochy/Francja/Hiszpania/USA, 1969
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4,5/5

9 komentarzy

  1. Jedyne giallo Lucjana, którego nie widziałem. Trzeba by się za tym rozejrzec. Pozostałe bardzo sobie cenię. Nie widzę sensu robienia rankingu ,,, który lepszy”, każdy z tych filmów wygrywa czymś innym. Nie mniej mam słabośc do ,, Czarnego Kota” – też mniej popularna i bardzo, ale to bardzo niedoceniona pozycja, a także do ,, Nowojorskiego Rozpruwacza”, którego bezkompromisowośc jest nie do odparcia.

    Polubienie

    1. DVD Severin z 2007 zawiera wersje francuska, obecnie droga jak ja pierdole (€25 minimum), sciagnalem rip. Mam oprócz tego rzadka wersje włoska (tylko bootlegi, bo oficjalnie nie do znalezienia) i chciałbym jeszcze znaleźć wydanie hiszpańskie. Film jest doskonały, undergroundowa rewelacja! Może masz racje, ze nie powinno się tak twardo oceniać filmów Fulciego – bo lubię tez inne: Czarny kot jest rewelacyjny, a Nowojorski rozpruwacz to chyba najbardziej brutalne giallo wszechczasow. Zreszta to są ostatnie gialli Fulciego, bo potem poleciał już w czysty horror!

      Polubienie

  2. Ponoc jest jeszcze brutalniejsze – ,, Giallo a Venezia” ( jeśli nie przekręciłem nieco tytułu ) Ale z tego co mi się obiło o uszy, to oprócz sakramenckiego okrucieństwa nie wiele ma do zaoferowania. A ,, Rozpruwacz” to ultra gore klasy olimpijskiej + zgrabniutko rozegrany plot + ogólnie zajebista robota filmowa. I ten początek, kiedy pies przynosi w paszczy ociekającą strzępami mięsa ludzką dłoń, close up na brysia, stop klatka ; i na tym wchodzi czołówka. Opening credits płyną powoli, jakieś easy listening a la San Remo popierdala w tle, a ty drogi widzu gap się w tę chabaninę do usranej! 😀
    W Anglii ,, Rozpruwacz…” dostał bana od strzału, wszystkie kopie komisyjnie załadowano do furgonetki i odwieziono pod eskortą policji!
    Po tym filmie Lucio obniżył loty, ale przeżywał wtedy na prawdę ciężkie chwile : na raz potwornie skomplikowały mu się sprawy zawodowe, rodzinne i przede wszystkim zdrowotne . Ale mimo to dziarsko młócił do końca, choc dawnej formy już nie odzyskał.

    Polubienie

  3. Musze przetlumaczyc zajebisty artykul o Fulcim, ktory troche spraw rozjasnia, bo juz nie moge czytac przypadkowych recenzji fandomu gore, ktore traktuja go, jakby zaczal kariere w 1979. Dla mnie Fulci przebija nawet Mario Bave, ale ze w Polsce Gutek zrobil 10 lat temu retrospektywe Argento, to on wlasnie traktowany jest jak mesjasz giallo, pomimo tego ze jest przecietnym rezyserem i zrobil moze dwa-trzy naprawde dobre filmy, a reszta to gowno!

    Z „Rozpruwaczem” to zabawna sprawa, ale bana dostal chyba glownie za ta scene erotyczne w pubie, dzieki czemu teraz mozemy ogladac nieopcieta wersje na DVD! „Giallo a Venezia” nie widzialem!

    P.S. Nie chcialbys zaczac pisac recenzji na lamach MGV? 🙂

    Polubienie

  4. Podobnie jak Simply, nie widziałem jeszcze recenzowanego wyżej filmu Fulciego. Nie widziałem też „Czarnego kota”, Z pozostałych gialli Lucjana to nie przypadła mi do gustu „Jaszczurka…”, nawet nie obejrzałem jej do końca, więc chyba jakieś drugie podejście by się przydało. Z „Rozpruwacza” to bardzo mi się podobał wspomniany przez Simply’ego prolog, ale intryga wyleciała mi z pamięci, zaś z tego co mi wiadomo to został on zakazany za mizoginiczne, sadystyczne sceny typu przecinanie cycka żyletką lub też wkładanie rozbitej butelki w krocze 😉

    Ja mam jednak słabość do jego subtelniejszego dzieła, „Siedem czarnych nut”, a ostatnio sobie przypomniałem mało popularny film Fulciego – „Biały kieł” według Jacka Londona. Rozgrywający się w kanadyjskim Jukonie film przygodowy z Frankiem Nero bywa momentami wstrząsający, bo oglądając go trudno uwierzyć, aby zwierzętom nic się nie stało podczas realizacji. Ogólnie film według mnie bardzo dobry, można go określić jako „jeden z najbrutalniejszych filmów familijnych” 😀 Ponoć na ten film chodzili rodzice z dziećmi i byli zszokowani niektórymi fragmentami.

    Wkrótce postaram się obejrzeć „Jedną na drugiej”, może mi się spodobać, choć pewnie nie bardziej niż „Zawrót głowy” Hitchcocka, który jest dla mnie arcydziełem 🙂

    Polubienie

    1. Mam osobiscie z Hitchockiem pewien problem. Cenie jego kinematograficzne fajerwerki, ale nie lubie jego klimatu… oczywiscie „Vertigo” to idealnie napisany scenariusz, tyle ze nie przez Hitchocka, ktory nigdy nie pisal wlasnych scenariuszy. W tym wypadku robote odwalili: Pierre Boileau, Thomas Narcejac, Alec Coppel i Samuel A. Taylor, a wiec caly sztab!

      Jestem jednak uprzedzony, bo praktycznie nie toleruje filmow zrobionych przed 1961 r. w USA z bardzo malymi wyjatkami… sam nie wiem dlaczego, byc moze przez bardzo stampowy casting, dekoracje studyjne i cala otoczke – w kazdym razie, nie przemawiaja do mnie zupelnie! Sila rzeczy narzuca sie jedna porownanie pomiedzy „Jedna na drugiej” Fulciego (ze scenariuszem samego Fulciego) i „Zawrotem glowy” Hitchcocka, ktore jak dla mnie wypada na plus dla Fulciego… ale jak juz napisalem powyzej, jestem zboczony 😀

      Polubienie

  5. A chętnie. Masz na banerze Lorda Summerisle’a perorującego na tle Wiklinowej Pałuby, pod takim sztandarem z przyjemnością można coś (nomen omen ) wysmażyć.
    Słowo ,,Argento” ze słowem ”gówno” implikuje się tylko i wyłącznie w kontekście dokonań tego pierwszego z dwóch ostatnich dekad i to nie wszystkich. Uwielbiam gościa, wszystko , co zrobił w dodekadzie od ,, Profondo Rosso” do ,, Opery”, to wielkie kino. Gutka bym się nie czepiał, wykonał znakomitą robotę popularyzatorską. Wokoło jest tyle grożnego syfu, że jest się do czego przypierdalać, deprecjonowanie takich twórców, jak Argento, czy kreowaanie sztucznej ,,rywlizacji” między nim, a Fulcim, uważam za kompletny nonsens. Obaj szli łeb w łeb,najlepsze rzeczy zrobili mniej więcej w tym samym czasie , współtworząc pospołu ten splendor, jakim jest kino tamtych lat. Odezwę się dopiero jakoś w przyszłym tygodniu.
    @ Mariusz
    ,,Vertigo,, = Masterpiece. Without any Doubts.

    Polubienie

    1. Ja też lubię kino Argento ze wskazaniem jednak na lata 80-te, a moim subiektywnym faworytem jest niedoceniana „Phenomena”. Z lat 70-tych zaś „Suspirię” cenię wysoko ponad „Profondo rosso” 😀 A Fulci u mnie by wygrał przede wszystkim dlatego, że tworzył filmy bardzo różne, Argento zaś głównie thrillery. Argento w ciągu 17 lat (1970-87) stworzył 9 stylowych, bardzo dobrych filmów, Fulci w ciągu 16 lat (1966-82) stworzył mniej więcej tyle samo znakomitych dzieł. A więc zgadzam się z Simply’m, że „obaj szli łeb w łeb” 😀

      Polubienie

    2. Dobra, ok, musze to rozwinac, zeby nie bylo niedomowien! Lubie Argento ze wskazaniem na „Kota o dziewieciu ogonach”, „Cztery muchy…” i „Gleboka czerwien”, natomiast uwazam ze technicznie Fulci go przerastal, do czego dodac nalezy oczywiscie, ze ich gialli sa bardzo rozne. Argento operowal w sferze „poezji thrilleru” tkajac swoje filmy humorystyczno-freudowska osnowa, natomiast Fulci szedl po bandzie odwolujac sie do poganskiej czy nawet okultystycznej orgii zmyslow i przemocy z duza doza psychologicznej makabry. To sa dwa rozne style i oczywiscie ciezko je porownac… ale w koncu cale zycie to dyskusja o gustach, jak mawial Nietzsche 🙂

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.