Piękności piekieł (1969)

hell's_belles_poster_1969

Ten nieprzeciętny dramat motocyklowy o lekko sentymentalnym nastroju doskonale trzyma się kupy dzięki inteligentnemu scenariuszowi, który został pożyczony z klasycznego westernu Winchester ’73 z Jimmym Stewartem w roli głównej. A napisał go niejaki James Gordon White, który po prostu przerobił starą, pasjonującą historię zmieniając karabin na motocykl zgodnie z duchem czasów. Dzięki tej solidnej podstawie Piękności piekieł stały się jednym z najtwardszych graczy w lidze motocyklowej!

Piękny psychedeliczno-fuzzowo-exoticowo-soulowy soundtrack zapewnił zaś Les Baxter, który w 1969 przejął robotę po grupie Davie Allan & The Arrows. Kultowy band został usunięty z Sidewalk Records po nagraniu ścieżki do Wild In The Street, która nie sprzedała się niestety zbyt dobrze – za co nie można jednak winić muzyków, gdyż Allanowi odebrano możliwość używania jego ulubionego fuzz boxa. Mamy tu okazję zobaczyć seksowną Jocelyn Lane, która zagrała zaledwie w kilku filmach ery fałszując amerykański akcent, by w końcu ożenić się w 1971 i zrezygnować z dalszej kariery aktorskiej. Co mogę dodać? To jeden z moich ulubionych mózgojebów drive-inowych, wyprodukowanych przez AIP.

Bohaterem filmu jest motocyklista Dan (Jeremy Slate), który decyduje się skończyć ze ściganiem podmuchów wiatru i ustatkować gdzieś na małej farmie. Szczęśliwie wygrywa on nowiutkiego Triumpha (wartego $2000) w wyścigu motocrossowym, który ma zamiar spieniężyć, by zrealizować swój sen. Ale maszyna zostaje zajumana przez młodego ogiera, który nie mogąc się pogodzić z przegraną w wyścigu, odbiera go siłą. Jednak zdobycz zmienia właściciela jeszcze tego samego dnia, gdy koleś napotyka na swojej drodze brutalny klub motocyklowy, dowodzony przez bezlitosnego Tampę (w tej roli niezapomniany Adam Roarke), który stawia mu ofertę wymiany nie do odrzucenia. Dalsza gra rozegra się pomiędzy Danem i Tampą, a wszystkie chwyty będą w niej dozwolone. Dan nie da za wygraną i będzie ścigał brutali, ale szybko wpadnie w ich łapy.

Mimo że najpierw dostanie od nich na łeb, na osłodę Tampa podaruje mu laskę o imieniu Cathy (Jocelyn Lane) jako przymusową zapłatę za motor. I choć dziewczyna jest prawdziwą sex bombą (jej zdjęcia stały się z czasem równie ikoniczne, co te Tury Satany z Szybciej kociaczku! Zabij! Zabij!), jest również niegrzecznym zwierzaczkiem, który zrobi wszystko, by spłynąć z oczu swojego nowego tatuśka. W miarę pościgu pomiędzy obydwojgiem zaczną jednak kwitnąć gorące uczucia – wyniesione na pierwszy plan w kilku słodkich scenach – które nadają, w innym wypadku standardowemu obrazowi motocyklowemu, ciekawego zabarwienia emocjonalnego. Po tym, jak rzezimieszki puszczają z dymem lokalną stację benzynową i zaszywają się na pustyni, szczęście uśmiecha się do Dana, gdyż ten zna okolicę, jak własną kieszeń, czego nie omieszka wykorzystać. Bezlitośnie pojedzie teraz z całą bandą wykorzystując partyzancki podstęp!

Ta eksploatacyjna wersja klasycznego westernu – gatunku, który dał filmowi motocyklowemu w zasadzie całą strukturę – jest wystarczająco dobra nie tylko dla maniaków samej szufladki, ale dla fanów drive-inowego stylu w ogóle. Wyreżyserowany przez Maury’ego Dextera (Maryjane, The Young Animals), obraz naprawdę daje dużo zabawy. Ujęcia są precyzyjne, naturalne i zdecydowanie wciągające, a dialogi wypełnione nadzieję i pięknem (w mydlanej perspektywie). Do tego aktorstwo należy do najlepszych, jakie da się zobaczć w filmach AIP. Faktycznie, Adam Roarke – który był Lee Van Cleefem filmu motocyklowego późnych lat 60 – daje tu prawdziwy popis swoich możliwości.

Jego rola wypada znacznie lepiej od kreacji Buddy’ego z Aniołów piekieł na kołach, która jest ok, ale brakuje jej nieco mięsa. Niezły w swojej roli jest także Jeremy Slate, odgrywający tu klasyczny spektakl kowbojskiego machismo, ale z romantyczną głębią. Jocelyn Lane nie dorasta wprawdzie do poziomu obydwóch kreacji, ale nosi za to mini-spódniczkę i ślicznie trzepocze rzęsami, co mi osobiście w zupełności wystarcza. Nawet kiedy z jej ust wylatują tanie monologi w stylu: Motory są jak mężczyźni. Wszystkie takie same, wydaje się to wyjątkowo słodkie.

Naturalna scenografia Piękności piekieł to oczywiście klasyk sam w sobie. 80% czasu spędzamy na pustyni, w osieroconych ruderach czy ruinach, ale przynajmniej z konkretną muzą w tle! A jako że soundtrack Baxtera jest białym krukiem od dwóch dekad, można go przynajmniej docenić w trakcie akcji filmowej. Jest on zaś zdecydowanie warty wysiłków kolekcjonerskich! Fantastyczny miks soulu, rocka motocyklowego, lekkiej psychedelii i kalifornijskiej exotiki, należy do najciekawszych dokonań kompozytora naprawdę wyróżniając się na tle innych ścieżek do filmów motocyklowych epoki.

Piękności piekieł wychylają się w mojej opinii z szeregu innych eksploatacyjnych cudów z nieokrzesanymi obwiesami na motorach – obozującymi zwykle pod gołym niebem, rozwalającymi głowy ludziom w klubach i ścigającymi się po autostradach – głównie dzięki pogłębionej psychologii bohaterów i wartościowej historii. Trzeba też dodać, że zakończenie fimu to akt prawdziwego, pogańskiego geniuszu. Dwóch gości na motorach, jak na koniach… walczący o przetrwanie. Zdesperowani, agresywni i naładowani testosteronem, złoją się wzajemnie łańcuchami na kwaśne jabłko, by udowodnić że ich członki są zawsze w stanie wzwodu. A wszystko na pustyni, gdzie grzechotniki mówią dobranoc i Księżyć śpiewa serenady.

Za moje pieniądze 1969 był momentem, w którym eksploatacja motocyklowa osiągnęła swój szczyt z produkcjami, jak ta właśnie czy The Hells Angels 69. Potem pozostało już tylko wyniesienie akcji z motocyklistami na inny poziom, co efektownie zrobił Easy Rider. Gdy w publikę uderzyły lata ’70, film motocyklowy wkroczył zaś w okres baroku z coraz tańszymi produktami, rzucanymi na rynek przez każdego, kto tylko mógł je nakręcić, z których większość nie miała ani aktorstwa, ani historii i była czasem tak chujowa, że nie da się ich dzisiaj nawet oglądać. Miejsce motocyklówek zajęły przy tym filmidła typu women-in-prison, blacksploitation, cultsploitation i softcore’y. Z tego punktu widzenia film Dextera wydaje się jednym z ostatnich skarbów pewnej epoki!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Hell’s Belles
Produkcja: USA, 1969
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5

11 komentarzy

  1. O! Fajny film z kategorii „myślałem, że tylko ja to znam” 🙂 Obok „Born Losers” mój faworyt w temacie. Lajtowy, jak na kino motocyklowej eksploatacji, ale tutaj nie uważam tego za wadę. A Jocelyn Lane w skórzanej spódniczce i golfiku rzeczywiście przeurocza – nie miałem pojęcia, że w swoim czasie była ikoną na miarę tej cycoliny od Meyera. Cóż – zasłużyła!

    Polubienie

    1. Niemożliwe, ze tylko ty oglądasz motocyklowki, bo ja znam oprócz siebie jeszcze jednego fana kina klasy B, który tu zreszta często wpada. Tak jest, Hell’s Belles to prawdziwy zwycięzca w swojej lidze, może nawet trochę lepszy od The Born Losers i The Hells Angels 69. Wciągająca historia i rewelacyjna muza to zdecydowane atuty! Wpisz sobie Jocelyn Lane w googlu, to zobaczysz ile razy jej sylwetka została wykorzystana w ikonografii!

      Polubienie

    1. A nie widzieli niestety, ale w międzyczasie przerobilem polecany przez ciebie „Northville Cemetery Massacre” i nawet nawet mi podszedł. Brakuje tu jeszcze kilku filmów tj. The Devil’s Angels, Savage Seven czy The Wild Riders, ale te dwa pierwsze niestety kosztują konkretnie!

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Wongo Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.