Powrót do domu (1978)

Coming_Home_film_poster

W okresie 1970-79 Hal Ashby wyreżyserował siedem klasycznych dzieł autorskich podejmujących ważne wątki społeczne takie jak: załamywanie się podziałów klasowych, poszukiwanie wolności, hipokryzja ludzka czy antyautorytaryzm. Przedostatnim wielkim obrazem artysty – po którym „stoczył się” on w filmy drugiej klasy – był oscarowy Powrót do domu z nagrodami za aktorstwo dla Jona Voigta i Jane Fondy, która była główną pomysłodawczynią projektu.

Legenda kontrkultury lat ’60 stworzyła szkic scenariusza razem z Nancy Dowd na podstawie swojej przyjaźni z weteranem-kaleką około 1972, jednak projekt dostał zielone światło dopiero w 1977, kiedy scenariusz dostał się w ręce producenta Jerome’a Hellmana, który po odrzuceniu go przez Johna Schlesingera (obydwoje współpracowali przy Nocnym kowboju) powierzył jego wyreżyserowanie Ashby’emu.

Ten był świeżo po produkcji Bound for Glory – dziwnej hagiografii Woody Guthriego z Davidem Carradinem w roli głównej o silnie politycznej wymowie: tematem głównym filmu jest organizowania się amerykańskiej klasy robotniczej w związki zawodowe podczas Wielkiego Kryzysu.

Ashby oczywiście z miejsca dostrzegł możliwość upolitycznienia scenariusza i wykorzystania go do nakręcenia kolejnej krytyki Wojny w Wietnamie zapoczątkowanej w wielkim stylu przez Roberta Altmana w M*A*S*H. Jednak Powrót do domu nie jest przerażającym obrazem horrorów wojny w stylu Czasu apokalipsy lub Łowcy jeleni. Dzieło Ashby’ego jest za to bardzo emocjonalnym portretem jej psychologicznych efektów, efektownie niszczącym mit pożytecznego patriotyzmu i obnażającym los amerykańskiego weterana wojennego, który zostaje porzucony natychmiast, gdy postawi stopę na ojczystej ziemi… a problem w tym, że wielu żołnierzy wracało z Wietnamu bez rąk i nóg.

Akcja osadzona jest w 1968. Sally (w tej roli przepiękna Jane Fonda) zgłasza się na ochotnika jako salowa do szpitala dla weteranów, w którym spotyka Luke’a (w tej roli Jon Voigt), byłego kapitana drużyny futbolowej. Ten, sparaliżowany od pasa w dół, przeżywa ciężkie chwile (dzisiaj nazwalibyśmy to zespołem stresu pourazowego), musząc błagać o zaspokojenie swoich codziennych potrzeb doktorów i pielęgniarki, którzy traktują go i innych weteranów jak ofiary przypadkowego procesu, o którym najchętniej woleliby zapomnieć. Wrażliwa kobieta nie pozostaje jednak obojętna.

Problem w tym, że gdzieś pomiędzy jej codziennymi obowiązkami pojawiają się w końcu uczucia, a jej mąż Bob Hyde (grany przez niezapomnianego Bruce’a Derna), kapitan Marines, został kilka miesięcy wcześniej odesłany na front, gdzie przechodzi dość gwałtowną metamorfozę, której świadkiem staje się sama Sally podczas jego krótkiej przepustki.

Ich małżeństwo ostatecznie staje się fikcją, a pomiedzy Lukiem i Sally rozkwita burzliwy romans, który zmienia dwójkę w kontrkulturowy symbol sprzeciwu wobec władzy despotów wysyłających młodych ludzi na niemal pewną śmierć.

Ashby w Powrocie do domu kolejny raz połączył siły z Haskellem Wexlerem – jednym z najbardziej niezapomnianych dyrektorów zdjęć lat ’70. Wspólnie ujęli oni całą historię w niemal dokumentalne ramy (była to końcówka ekspresji Nowego Hollywood, które inspirowało się oczywiście Francuską Nową Falą), wykorzystując niewykle proste środki wizualne do oddania napięć społecznych targających amerykańskim społeczeństwem tamtych czasów.

Ashby potrafił zamienić niewinne ujęcie w potężny symbol bez popadania przy tym w patos i pretensjonalność, jak nikt inny, co pozostaje wielkim atutem jego filmu.

Innym jest szereg bezbłędnych kreacji aktorskich. Najbardziej oczywistą jest rola Jona Voigta jako umęczonego, poniżonego weterana o sportowej przeszłości, który jest zmuszony do powrotu na łono wypierającego się go społeczeństwo, by w efekcie móc powalczyć o prawdziwe szczęście.

Drugą jest fantastyczna rola Jane Fondy, która w brawurowy sposób odzwierciedla transformację amerykańskiej kury domowej połowy lat ’60 w promieniującą energią wojowniczkę o wolność i godność ludzką.

Trzecią jest zaś rola Derna – aktor był tu najbliżej Oscara w swojej karierze oprócz aktualnej nominacji za Nebraskę – którego postać wraca do domu tylko po to, by stwierdzić że już go nie ma.

Ostatnia scena w jego wykonaniu, z pięknym, refleksyjnym Once I Was a Soldier Tima Buckleya w podkładzie, to absolutny klasyk. To z kolei każe nam zwrócić uwagę na jedyną wadę filmu: ścieżkę dźwiękową, która przypomina Top Ten końca lat ’60 i i wydaje się dzisiaj nieco zbyt słodka czy oczywista.

Ale nie chodzi o to, że muzyka jest zła, wręcz przeciwnie – dużo tu Stonesów, o których Ashby nakręcił nawet dokument – ale używanie Strawberry Fields Forever lub White Rabbit jako komentarza do naturalistycznych scen życia codziennego, kreuje pewien dysonans, wrażenie kładzenia lukru, z którego trudno się otrząsnać.

Dobór kawałków poprawia się jednak w końcówce filmu, kiedy idealnie zaczynają one obrazować to, co dzieje się na ekranie. Szczególne znaczenie ma tu dziki, psychedeliczny The Time Has Come Today The Chamber Brothers czy wspomniana kompozycja genialnego Tima Buckleya. Film obowiązkowy dla koneserów Nowego Hollywood!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Coming Home
Produkcja: USA, 1978
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4,5/5

3 komentarze

  1. Lubie sceną joggingu Derna wzdłuż wybrzeża – taki symbol jego ocalenia, pod ,,Out of Time”Stonesów : chociaż, od czasu, jak narodziła się ,, Mięgwa” Dr Hackenbusha, ten numer już nigdy nie brzmiał tak samo 😀

    Polubienie

    1. Nie sadze, ze Ashby sie stara powiedziec przez te ostatnia scene, ze Bob ginie! To raczej symbol ostatecznego oczyszczenia z chaosu, bycia swiadkiem horroru Wojny w Wietnamie. A Dr. Hackenbush wiadomo, kultowy – hity, ktore juz na zawsze pozostana niesmiertelne 😀

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.