Wściekłość (1977)

rabid-poster-1977

Legendarna Marylin Chambers gra swoją pierwszą niepornograficzną rolę w tym niezapomnianym body horrorze Davida Cronenberga, wyprodukowanym w celu rozwinięcia paranoicznych wątków z bardzo dobrze przyjętych Dreszczy. Ale reżyser przyznał się post factum, że na jego decyzję nie wpłynał sukces Za zielonymi drzwiami – którego nie widział – wyreżyserowanego przez braci Mitchell na fali popularności Głębokiego gardła, ale odmowa zatrudnienia przez studio Sissy Spacek (gwiazdy Carrie) operującej ciężkim, teksaskim akcentem.

Wściekłość jest filmem zainspirowanym epidemicznym horrorem The Crazies w reż. George’a A. Romera, który wyszedł kilka lat wcześniej, by szybko umrzeć w amerykańskich drive-inach i należy do całej serii dzieł Cronenberga eksplorujących wątki transformacji ciała, wpływu technologii na człowieka i karnalnego buntu (we Wściekłości znajdziemy krótkie ujęcie na Wstęp do psychonalizy Freuda czytany przez jedną z późniejszych ofiar), które po ostatecznym wyczerpaniu  w ramach kina gatunkowego staną się podbudową bardziej autorskich obrazów tj. Crash (1996).

Operując na kanwie surrealistycznego pomysłu o przeszczepie skóry, który zaczyna żyć własnym życiem w ciele młodej motocyklistki poturbowanej w wypadku drogowym, Cronenberg personalizuje strach w formie zombie-wampira roznoszącego tajemniczy rodzaj wścieklizny, wywołującej opętanie żądzą krwi! Na chorobę nie ma oczywiście lekarstwa i gdy po ulicach zaczną szaleć toczące pianę z ust kreatury, gubernator Quebecu wprowadza stan wyjątkowy z poleceniem odstrzelenia wszystkiego co wściekłe.

To zbliża z kolei film Cronenberga do apokaliptycznych klimatów rodem z Dnia żywych trupów czy Wioski przeklętych – filmów, które bazują zasadniczo na epidemii zagrożenia. Ten pierwszy straszy plagą zombie, a drugi wszechpotężnymi dziećmi nie z tej ziemi, od czego Wściekłość dzieli zaledwie rzut beretem. Tak, jak i we wspomnianych klasykach, akcja nabiera również w pewnym momencie zabarwienia politycznego, gdy okazuje się, że humanizm nie jest dłużej faworyzowaną opcją i żeby uratować ludzkość trzeba wybrać „mniejsze zło”.

Pomimo fantastycznie odmalowanej atmosfery strachu i ślicznych cycków Marilyn Chambers, Wściekłości brakuje jednak do pełnego sukcesu kilku zasadniczych elementów. Pierwszym jest aktorstwo, które oprócz roli Franka Moore’a, trzeba traktować z dużym przymrużeniem oka. Postaci najlepiej prezentują się, gdy nie mówią zupełnie nic, stąd najbardziej efektowne sceny to te, w których kolejny staruszek rzuca się na przypadkowego przechodnia, by przegryźć mu tętnicę, ktoś wypada z szafy w ciemności bełkocząc GRRRR albo kamera dokonuje zbliżenia na czerwonego fallusa wychodzącego spod pachy.

Dość przeciętne są także zdjęcia i montaż (Cronenberg dopiero później dobrał sobie współpracowników na poziomie), choć film ratuje na szczęście ciekawy scenariusz. Ale reżyseria jest niestety gorsza niż w Dreszczach (na co zwracają uwagę praktycznie wszyscy krytycy). Historia jest opowiedziana w bardzo nieskładny sposób, ze źle zaaranżowanymi scenami, które tak naprawdę można by wyciąć, co sprawia że w drugiej połowie Wściekłość bardzo traci na klimacie i robi się zwyczajnie nudna.

Gdzieś ten chaos ratuje wprawdzie tragiczne zakończenie, które przypomina o zdolności istoty ludzkiej do samopoświęcenia w imię wyższego dobra, ale ostatecznie film ten należy raczej ocenić jako połowiczny sukces. Nie można jednak przy tym zapominać, że Cronenberg pracował tu wciąż na bardzo niskim budżecie (560 tys. CAD) i raczej uczył się warsztatu niż wykorzystywał go z pełną premedytacją (jak np. w Musze), stając się mimochodem pionierem nowej fali horroru, twórczo wykorzystując klasyczne wątki kina eksploatacji (film motocyklowy, sexploitation) i kina gatunkowego (zombie movie, horror wampiryczny) do tworzenia własnego stylu.

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Rabid
Produkcja: Kanada, 1977
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5

2 komentarze

  1. Widziałem to potwornie dawno, pamiętam tyle, ze jakiegoś piorunującego wrażenia nie zrobił ( coś w tym musiało byc, skoro nie pokusiłem sie o powtórkę ) Ale Cronnie się dopiero rozkręcał – jego następny film ,,Pomiot” ( the Brood ) z 79′ , wg. własnego scenariusza, to już była miazga, jeszcze zbudowana na genialnym pomyśle wyjściowym, bardzo barkerowskim… tyle, że na lata, zanim Barker cokolwiek napisał 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.