Chłodnym okiem (1969)

Medium_Cool_poster

1968 jest często nazywany w USA najbardziej brutalnym rokiem od czasów Wojny Secesyjnej. Rozbicie amerykańskiego społeczeństwa na dwie części: liberalną i konserwatywną, młodą i starą, pijącą i dragującą, czy chcącą znosić podziały i chcącą je utrzymywać, było w tym czasie tak dramatyczne, że nikt nie miał pojęcia, co będzie dalej. Panował taki chaos polityczny, że nawet rząd był rozbity na dwoje w kwestiach tj. Wojna w Wietnamie.

Partia Demokratyczna tymczasem dogorywała, rozrywana przez walkę stronnictwa konserwatywnego, które niewiele różniło się od Republikanów, z coraz mocniej radykalizującym się skrzydłem akceptującym postulaty Nowej Lewicy. W efekcie sam LBJ zrezygnownał z reelekcji na urząd prezydenta w słynnym wystąpieniu telewizyjnym. W kontrataku był tymczasem Nixon, który wynurzył się z 4-letniego czyśćca politycznego i obiecywał Amerykanom jedną rzecz: przywrócenie porządku…

Z tym chaosem postanowił się zmierzyć młody, obiecujący dyrektor zdjęć, Haskell Wexler – urodzony w Chicago, w pochodzącej z Polski i Rosji dość zamożnej rodzinie żydowskiej – który w tym czasie zaczynał się robić rozpoznawalnym talentem w Hollywood dzięki Oscarowi za Kto się boi Virginii Wolf?, debiut filmowy Mike’a Nicholsa – który chwycił za kamerę po latach teatru – a także nominacji za W upalną noc, za którą film dostał pięć Oscarów (jednego otrzymał Hal Ashby za montaż). Obydwoje byli współpracownikami bardzo wpływowego Normana Jewisona.

Debiut reżyserski Wexlera miał się stać jednym z najważniejszych manifestów Nowego Hollywood – filmem, który odrzucał dyktat zarówno totalnego dokumentu, co totalnej narratywności, na wzór Godarda, którego wpływ czuje się w zasadzie od początku do końca. W legendarnej sekwencji scen nagiego tańca po całym kwadracie w tle pojawia się nagle zdjęcie Jeana-Paula Belmondo w słynnym kapeluszu – oczywisty hołd dla kultowego Do utraty tchu. Wexler zradykalizował jednak totalnie wizję mistrza, gdyż zatarł całkowicie granicę pomiędzy życiem, a fikcją, co zrobił w podobny sposób Dennis Hopper w niesławnym Ostatnim filmie.

Koniec końców, to w Medium Cool pojawia się po raz pierwszy na ekranie w znaczącej roli legendarny Robert Forster, który został ponownie odkryty przez Quentina Tarantino w Jackie Brown i z taką gracją wcielił się w postać eksperta od ukrywania ludzi w ostatnim sezonie Breaking Bad (na który właśnie zrzucono deszcz nagród Emmy). W Medium Cool wciela się on w wykręconą postać telereportera, który relacjonuje FAKTYCZNIE MAJĄCĄ MIEJSCE Konwencję Partii Demokratycznej w Chicago, zresztą tylko dzięki Warrenowi Beatty’emu, który po znajomości upchnął Wexlera w tłumie kamer telewizyjnych.

Poza tym, film jest absolutnie wypierdolonym kłębkiem różnych motywów, z których najciekawszy w ogóle nie ma charakteru narracyjnego i polega na ujawnianiu realiów funkcjonowania mediów w dokumentalnych scenach stylizowanych na cinema veritè. Powiązany jest zaś z nim wątek centralny – chaos zamieszek wywołanych przez policję i Gwardię Narodową, które są filmowane z taką dokładnością, że nie ma nawet wątpliwości, kto zaatakował pierwszy – w słynnej wypowiedzi rządowej bezwzględna masakra został nazwana „policyjnym buntem”. Widzimy ludzi wypłakujących oczy po zagazowaniu macem i leżące na chodnikach zakrwawione ciała… a wszystkiemu towarzyszy piękny kawałek instrumentalny grupy Love: Emotions (pochodzący z debiutanckiego albumu)  oraz soundtrack Mike’a Bloomfielda, wtedy związanego z The Electric Flag.

A historia żyje tymczasem własnym życiem w absolutnie psychedelicznym kolażu-montażu przypominającym filmy Jeana Cocteau lub Mayi Deren. Storyteller Wexler jest fascynujący, ale dokumentarzysta Wexler jest precyzyjny i dziki jak naspidowana bestia. Postacie Johna Cassellisa (telereportera) i Eileen, świeżo przez niego poznanej samotnej matki, biednej imigantki z Zachodniej Wirginii, to jak rachunek sumienia w centrum cyklonu. Bunt Johna przeciwko systemowi medialnemu jest wynikiem precyzyjnej oceny realiów jego zawodu, ale jego wewnętrzna etyka domaga się umieszczenia światła kamery na ważnych społecznie wydarzeniach.

Z drugiej strony Eileen (Verna Bloom) ze swoimi małymi dziećmi, „granymi” przez prawdziwe dzieci z chicagowskiej ulicy, zdaje się idealnym odzwierciedleniem sytuacji Yipisów i Nowej Lewicy protestujących w centrum miasta. Ich losu Eileen zostaje nawet uczyniona świadkiem! Zostają oni sponiewierani i zmasakrowani w świetle kamer razem z samym reżyserem, który dostaje gazem po oczach i zostawia to w filmie z okrzykiem: „Uważaj Haskell, to prawdziwe!!!”. To już nie tylko dokument, ale autodokument, całkowite zerwanie czwartej ściany. Scenariusz filmu, w prawdziwie awangardowej tradycji, został do tego napisany miesiąc wcześniej, a większość dialogów jest improwizowana.

Innym ciekawym wątkiem są stosunki rasowe, których pięknym podsumowaniem staje się scena w lokalu Czarnych Panter. Ale że Wexler każe uczestniczyć fikcyjnym bohaterom w prawdziwych wydarzeniach, a prawdziwym wydarzeniom być częścią fikcyjnej historii, często trudno się nawet zorientować na jakim poziomie rzeczywistości właśnie przebywamy. W efekcie, Medium Cool nie da się śledzić jak linearnej historii, gdyż to prowadzi do absurdalnych pytań. Zamiast tego należy obraz traktować jako swoisty trip filmowego szamana próbującego odpowiedzieć na pytanie, skąd bierze się chaos społeczny, jaka jest rola kontrkultury i w jaki sposób kumuluje się ciśnienie – to drugie jest w obrazie Wexlera tak gęste, że można by je kroić nożem.

W tym wszystkim gdzieś znajduje jednak ujście energia aktorska Roberta Forstera i Verny Bloom – żony legendarnego dziennikarza Jaya Cocksa, który poznał Martina Scorsese z Cassavetesem – dająca pole dwóm wybitnym kreacjom, portretom ludzi schwytanych w kadr przez przypadek (czasem dosłownie), a którzy zostają w bardzo nietypowy sposób wykorzystani przez reżysera do zamknięcia tej szalonej epopei. Czy to ostatnie ujęcie było idealną ekspresją, czy pomyłką artystyczną? Medium Cool pozostawia tonę emocji i więcej pytań niż odpowiedzi, ale jest to bez żadnej wątpliwości arcydzieło kina.

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Medium Cool
Produkcja: USA, 1968
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 5/5

7 komentarzy

  1. Sam Ci to kiedyś polecałem, choć jeszcze nie widziałem. Może jeszcze dziś zapodam, strasznie dawno takiego kina nie oglądałem.
    ,, W Upalną Noc” zgarnął nie jednego , a pięć Oscarów ; za najlepszy film, scenariusz adoptowany, męską rolę drugoplanową, montaż i dżwięk.

    Polubione przez 1 osoba

  2. Numer jest faktycznie Zappy, z LP Mothers Of Invention „We’re in it only for the money” choć gra utwór Zappy, to w tej scenie widzimy zespół The Litter,jeden z lepszych garage rock bands. Zapewne Frank nie był zbyt zainteresowany występem w filmie. Sam film jest rewelacyjny.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.