Dudziarz po drugiej stronie lustra, o psychodelicznych adaptacjach baśni

 

Hey, Joe where’re you going with that joint in your hand?
I’m going to the police station, gonna turn on the chief man.

– Wonderlick –

I. Sierotka Marysia i kwasoludki

Dawno, dawno temu, w czasach gdy refren najpopularniejszej piosenki brzmiał: Go ask Alice, when she’s ten feet tall… Znacie to? Zatem posłuchajcie mojej opowieści. Każdy miłośnik muzycznej psychodelii wie doskonale, że inspiracją dla tytułu debiutanckiego longplaya Pink Floyd, Piper at the Gates of Dawn, była klasyczna baśń literacka Kennetha Grahame’a, O czym szumią wierzby.

Znaczna część amatorów acid folku zdaje sobie także sprawę, iż zjawiskowy duet Tyrannosaurus Rex zagrał swój pierwszy koncert w roku 1967 w londyńskim Middle Earth Club, zawdzięczającym swą nazwę tolkienowskiej sadze o przygodach hobbitów, zaś perkusista Steve „Peregrin” Took pożyczył swój przydomek od jednego z bohaterów Władcy pierścieni.

Piewcy psychodelicznej rewolucji nie unikali wszak literackich inspiracji, ani muzycznych adaptacji kluczowych tekstów kultury, sięgając z równym upodobaniem po futurystyczne wizje Aldousa Huxleya (Brave New World, Impressions on Reading Aldous Huxley), powieści Hermanna Hessego (Between, Hesse Between Music), Egipską księgę umarłych (Brainticket, Celestial Ocean), jak i… Biblię (Vox Dei, La Biblia), by wspomnieć tylko te.

Nie da się ukryć, że miejsce szczególnie uprzywilejowane w ich narkotycznym imaginarium zajmowały niezmiennie baśnie. Najsłynniejszą z nich miała okazać się nieśmiertelna, par excellence psychodeliczna, opowieść Lewisa Carrolla o Alicji w krainie czarów (i po drugiej stronie lustra), której kontrkulturowy potencjał odkryła Grace Slick, jeszcze w czasach występów w grupie The Great Society (1965-66), pisząc inspirowaną baśnią brytyjskiego matematyka piosenkę White Rabbit, obwołaną z czasem hymnem hipisowskiej młodzieży.

Doradzając, by w kluczowych kwestiach zwracać się z pytaniami do degustującej grzybki Alicji, bądź palącej nargile gąsienicy, Slick sugerowała wyraźnie, że kontrkulturowa „prawda życia” kryje się poza racjonalnym dyskursem polityki i etyki poddanej rygorom burżuazyjnego społeczeństwa. Hipisowska fascynacja baśniami w istocie nie kończy się jednak na kluczowej piosence Jefferson Airplane, lecz wraz z nią dopiero się rozpoczyna, by w okolicach pamiętnego Lata Miłości eksplodować bezlikiem wpływów i inspiracji.

Rzecz nie sprowadza się jednak bynajmniej do aluzyjnych tytułów płyt i nazw zespołów, których pojawiło się wówczas mnóstwo, jak choćby Supernatural Fairy Tales (Art, 1967), The World of Oz (1968), Wizards from Kansas (1970) The Unicorn (Peter Grudzien, 1974), Titus Groan (1970) czy wreszcie The Wind in the Willows (1968), ani do wizualnej oprawy koncertów, czy graficznego kształtu plakatów, by wspomnieć tylko ozdobiony podobiznami Kubusia Puchatka i Prosiaczka afisz zapowiadający koncert psychodelicznych klasyków: 13th Floor Elevators i Shiva’s Headband.

art-supernatural-fairytales
Art, „Supernatural Fairy Tales”, Island Records, 1967

Z powodów najzupełniej oczywistych najczęściej powracającym motywem baśniowym w tekstach piosenek czasu psychodelicznej rewolucji jest magiczna podróż Alicji do krainy czarów, postrzegana zazwyczaj jako wyrazista, choć czasem niezbyt wyrafinowana, metafora „lizerginowej wyprawy do wnętrza głowy”. Fabuła powieści Lewisa oraz jej kontrkulturowe implikacje stały się kanwą wielu piosenek, z których część odwoływała się wprost do idei ruchu hipisowskiego i/lub estetyki psychodelicznej.

Wspomnijmy tylko utwory tj. Alice is a Long Time Gone i The Mad Hatter’s Song (The Incredible String Band), I Am the Walrus (The Beatles), The Lion and the Unicorn (Skip Bifferty), Alice in Wonderland (Central Nervous System), Cheshire (Frumious Bandersnatch), Alice in Wonderland (The Dave Heenan Set), Alice from Wonderland (The King George Discovery), Through the Looking Glass (The Monkees), Jabberwock (Boeing Duveen and the Beautiful Soup), Who Planted Thorns in Miss Alice’s Garden? (Tom Northcott), Joan (Peter Lindahl) czy Looking Glass Alice (The Bunch).

The Incredible String Band – The Mad Hatter’s Song

Najciekawszą, choć do niedawna stosunkowo mało znaną, realizacją tego tematu pozostaje chyba płyta Petera Howella i Johna Ferdinando, Alice Through The Looking Glass (1969), przynosząca muzykę ilustrującą spektakl amatorskiej grupy teatralnej, Ditchling Players. Prócz folkowych piosenek w psychodelicznej oprawie znajdziemy tu również eksperymenty brzmieniowe (preparowane taśmy), które z czasem miały zaprowadzić Howella pod skrzydła BBC Radiophonic Workshop.

Album ten jest zresztą doskonałym przykładem szerszej tendencji do muzycznych adaptacji literatury baśniowej w hipisowskim światku artystycznym. Należy do niej zbiór piosenek Alfie Shepherda The Wind in the Willows (1969) – inspirowanych słynną powieścią Kennetha Grahame’a o przygodach pana Ropucha.

W nurcie tym mieszą się także Fairy Tales (1979) formacji Mother Gong, zawierające adaptacje trzech bajek magicznych: Wassilissa, The Three Tongues i The Pied Piper – utrzymane, rzecz jasna, w psychodelicznej estetyce space rocka, a także swobodna adaptacja romantycznej fantazji Victora Hugo – dokonana w roku 1970 przez grupę Alexander Rabbit na płycie The Hunchback of Notre Dame (Bells Were My Friends).

Nieco odmienny charakter ma album The New Worlds Fair (1975) grupy The Deep Fix dowodzonej przez brytyjskiego twórcę fantasy, Michaela Moorcocka – przynoszący muzyczne interpretacje autorskich tekstów pisarza, odwołujących się tyleż do baśniowej tradycji, co do narkotycznych podróży podejmowanych pod wpływem LSD. Wreszcie nieco egzotyczna – tematycznie i kulturowo – płyta A Thousand And One Nights (1969) nagrana przez japońskich muzyków z Helpful Soul stanowi soundtrack do animowanego, delirycznego filmu inspirowanego oniryczną aurą arabskich baśni.

Michael Moorcock & the Deep Fix – Fair Dealer

Prócz psychodelicznych opracowań baśniowego kanonu zdarzały się jednak w owym czasie także przypadki znacznie bardziej ekscentryczne, podszyte egzotyką bądź zrodzone wprost z nieokrzesanej wyobraźni autorów dalekich od estetycznej poprawności. Być może najlepszym przykładem tej tendencji jest zjawiskowy album L’enfant assassin des mouches (1972) spółki autorskiej: Jean-ClaudeVannier/Serge Gainsbourg, która nieco wcześniej powołała już do istnienia dość perwersyjną wersję Kopciuszka w postaci arcydzieła europejskiej psychodelii – płyty Histoire de Melody Nelson.

Na L’enfant assassin kompozytor i aranżer, Vannier adaptuje literacki scenariusz Gainsbourga, traktujący w sposób nieco przewrotny o dziecięcym muchobójcy, trafiającym do królestwa much i odbierającym tam lekcję okrucieństwa i pokory. W warstwie muzycznej album ten jest intrygująca kompilacją melodii à la Gainsbourg, quasi-rockowej psychodelii, etnicznych ornamentów oraz muzyki konkretnej przywodzącej na myśl projekty Wakhevitcha i Manseta.

Nieco inaczej prezentuje się zapomniana dziś muzyczna narracja Pan Symphony in E Minor (1974), pochodzącego z San Francisco hipisowskiego weterana, Williama Novika, będąca dźwiękową interpretacją mitologicznych i baśniowych opowieści o perypetiach kozłonogiego boga Pana, rezydującego w marokańskiej Jajouce. Pierwotnie zaplanowany jako ścieżka dźwiękowa do filmu inspirowanego eskapadą Briana Jonesa w góry Atlas, ostatecznie projekt ten został zrealizowany w formie płyty mieszającej acid folk, jazz i odległe echa etnicznych fascynacji Williama Novika.

Wszystkie te dzieła przegrywały jednak na kontrkulturowym rynku idei pod względem zaangażowania społecznego z inną baśniową opowieścią, która stała się z czasem swoistą alegorią ruchu hipisowskiego.

II. To nie jest bajka

W czasach, o których mówimy, w kręgach kontrkulturowych cieszyła się popularnością śpiewana przez hipisowskiego barda Bobby’ego Arlina i jego zespół Wonderlick, psychodeliczna przeróbka klasycznego przeboju Hey Joe, rozpoczynająca się od słów: Hey, Joe where’re you going with that joint in your hand? Wtedy bowiem niemal każdy gest artystyczny odwołujący się do strategii „poszerzania świadomości” stawał się automatycznie gestem kontrkulturowym, a więc zaangażowanym, krytycznym, a nierzadko – po prostu politycznym.

Wonderlick – Hey Joe

Taki wymiar zyskiwały także baśniowe wyprawy do innych światów, kamuflujące niekiedy narkotyczne „wycieczki do głowy”. Historią, która w sposób szczególny łączyła polityczny potencjał psychodelicznej rewolucji z fantastyczną fabułą o mitologicznym rodowodzie okazała się powieściowa trylogia J. R. R. Tolkiena, Władca pierścieni. Jej kontrkulturowej recepcji i karierze towarzyszyły zaangażowane hasła: „Frodo żyje!” i „Gandalf na prezydenta!” znane z ulicznych demonstracji i murów na uniwersyteckich campusach.

Wówczas to ulicami Greenwich Village przechadzał się przecież z gitarą Gandalf the Grey, wykonując pieśni rodem ze Środziemia, zaś na płycie How to Blow Your Mind (1967) David Dalton oraz The Unfolding podawali autorski przepis na udane freak party, obejmujące m.in. oglądanie rozstrojonego telewizora, słuchanie płyt na niewłaściwych obrotach i powtarzanie mantr złożonych z „psychodelicznych” słów, takich jak… hobbit.

The Unfolding – How To Blow Your Mind And Have A Freak-Out Party

Krytycy muzyczni dość szybko zaczęli powszechnie używać określenia „Tolkien art-rock”, które obecnie ogarnęło całą sferę tolkienowskich inspiracji w muzyce, od progresywnego rocka przez acid folk aż po black metal, zaś na przełomie lat ‘60 i ‘70 odnosiło się głównie do zjawisk z obszaru hipisowskiej kontrkultury, eksplorującej psychodeliczny potencjał baśniowej opowieści statecznego profesora Oxfordu.

Przypomnijmy więc choć niektórych odkrywców Śródziemia i ich dzieła: Armageddon Bilbo Baggins (Armageddon, 1969); Skip Bifferty The Hobbit (1968), The Electric Flag Hobbit (The Trip, 1967), Elephants Memory Old Man Willow (Elephants Memory, 1969), Sam Gopal Band The Dark Lord (Escalator, 1969), Hobbits Down to Middle Earth (1967), Neighb’rhood Chilr’n Hobbit’s Dream (Neighb’rhood Chilr’n, 1968), Harmonia Gollum (Deluxe, 1975), Tom Vlasman Mithrandir the White Horse Rider (White Rooms With Disentegrating Wells, 1970), Twink Unexpected Party (The Lost Experimental Recordings, 1970), Trader Horne Three Rings for Elven Kings  (Morning Way, 1970), Townes Van Zandt  Silver Ships of Andilar (The Late Great Townes Van Zandt, 1973) i wreszcie Mark Henley Farewell to Olorin (Live At Charlotte’s Web 1974-1978).

A wymieniliśmy jedynie twórców wyrastających z hipisowskiej kontrkultury lub należących do rockowego undergroundu. Tolkienowska opowieść doczekała się wówczas nie tylko zbioru piosenek (zwanych wprost elven songs) wydanych „staraniem autora” przez Chrisa Wilsona pod tytułem The Grey Wizard Am I (1972), ale i całościowej adaptacji dokonanej w manierze progresywnego rocka przez pianistę szwedzkiej formacji Fläsket Brinner, Bo Hanssona na płycie Sagan Om Ringen aka. Music Inspired by Lord of the Rings (Silence, 1970).

Bo Hansson – Sagan Om Ringen

Pamiętajmy przy tym, że w owych dniach piosenka efemerycznej grupy The Hobbits (znanej także jako The Magic Ring) zatytułowana po prostu Frodo Lives (1968) miała niewątpliwy wydźwięk polityczny, zaś niekwestionowany bard hipisowskiego undergroundu, Tom Rapp z Pearls Before Swine, śpiewający Tolkienowski tekst w Ring Thing (Balaklava, 1968), wykonywał zarazem zaangażowany szlagier Drop Out!, w którym padały znaczące słowa: Just be yourself/ and no one can step/ inside your mind/ from behind/ if you just walk out.

Nie inaczej było w przypadku piosenek, takich jak choćby Hero Frodo formacji Barefoot Jerry (You Can’t Get Off With Your Shoes On, 1975), w których wyraźnie wybrzmiewało podzwonne dla ideałów psychodelicznej rewolucji lat ‘60: Into the Crack of Doom he cast the Ring,/ and Men still talk and Elves still sing,/ of Sauron’s fall and great rejoicing,/ the day that Frodo became a hero.

the_hobbits_down_to_middle_earth_1967
The Hobbits, „Down to Middle Earth”, Decca, 1967

W taki oto sposób baśniowa opowieść o losach Śródziemia stawała się aktualnym komentarzem do społeczno-politycznych przemian schyłku lat ‘60, zaś wędrówka Frodo Bagginsa urastała do rangi alegorii utopijnych dążeń hipisowskiej kontrkultury stawiającej sobie za cel ostateczną anihilację zła, choć z perspektywy czasu rację zdawał się mieć inny z ówczesnych bardów, Danny Ben-Israel, śpiewając proroczo w roku 1970: The Hippies of Today are the Assholes of Tomorrow. To już jednak zupełnie inna bajka. A teraz moje drogie dzieci: Let’s go to the police station and turn on the chief man.

Dariusz Brzostek

3 komentarze

  1. W tytule powinno być chyba ,,dudziarz” , bo kobza, to strunowy instrument z Ukrainy. O ile wiem, wymienne używanie tych nazw , choć potoczne, jest nieprawidłowe ,

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.