11 innych ciekawych filmów o narkotykach, których możesz nie znać!

Druga lista filmów o narkotykach opisuje zarówno te mniej, jak i bardziej znane produkcje. Mogą być one – choć nie muszą – odkryciem dla widzów, którzy zdążyli obejrzeć już wszystko to, co zostało streszczone na poprzedniej liście: 11 być może najlepszych filmów o narkotykach! Znajdziecie tu zarówno wyrafinowane kino autorskie, jak też niskobudżetowe filmy eksploatacji oraz skrajne eksperymenty artystyczne. Wszystkie bez wyjątku operują jednak w psychedeliczno-narkotykowym continuum. Kolejność jest jak zwykle przypadkowa.

  1. A Scanner Darkly / Przez ciemne zwierciadło (2006)

Adaptacja kultowej powieści Philipa K. Dicka w reż. Richarda Linklatera (Boyhood) ma zarówno swoich fanów, co i krytyków. Ci pierwsi wskazują na piękną realizację (ręcznie malowaną taśmę filmową), doskonałe kreacje aktorskie Woody’ego Harrelsona czy Winony Ryder, a ci drudzy na pozbawioną wyrazu grę Keanu Reevesa i zbyt linearną interpretację książki, która operuje w dużej mierze metaforami i środkami eksperymentalnymi, co kończy się na ekranie połowicznym sukcesem.

Protagonista, Bob Arctor, to tajny agent policji, który infiltruje środowisko lokalnych ćpunów w poszukiwaniu źródła tajemniczej substancji D – potężnego, euforycznego halucynogenu szybko zdobywającego popularność w undergroundzie narkotykowym.

Problem leży w tym, że Bob sam jest ćpunem i szpieguje tak naprawdę samego siebie, bo substancja D po pewnym czasie zaczyna powodować rozdwojenie jaźni, a niemożliwe do opanowania halucynacje, zacierające granicę pomiędzy tym co realne i fałszywe! Dla fanów Budząc życie i kompletystów!

  1. Traffic (2000)

Czy prokurator generalny, walczący na wokandzie z plagą narkotyków, zdaje sobie sprawę, że do więzienia będzie musiał wsadzić także własne dziecko? Czy meksykański policjant, który w celu zwalczania przemytu z Kolumbii podejmują współpracę z FBI, wie że jedyne co robi, to staje się marionetką innego reżimu?

Ten genialny thriller polityczno-narkotykowy obnaża hipokryzję władzy i brak prostych recept na kokainowy handel, który zdążył tak głęboko wniknąć w tkankę amerykańskiego społeczeństwa, że jakakolwiek próba jego agresywnego zwalczania przynosi więcej szkód niż korzyści.

Traffic został uhonorowany 4 Oscarami za scenariusz, montaż, reżyserię i drugoplanową rolę Benicio Del Toro. Obraz znaczy powrót do formy Stevena Soderbergha po latach alienacji i reżyserowania eksperymentalnych prac dla samego siebie.

Jego comeback to niebagatelne, pełne napięcia i zapadających w pamięć scen, socjo-polityczne studium kokainowego problemu, który po obejrzeniu nie wydaje się ani jasny, ani prosty do rozwiązania. Jeden z tych filmów o dragach, których po prostu nie można pominąć!

  1. The Salton Sea / Jezioro Salton (2002)

Mimo że Val Kilmer przyjął rolę w tym niezależniaku D. J. Caruso nieco później w swojej karierze, aktorowi nie można odmówić braku klasy w odegraniu podwójnej roli Danny’ego Parkera (szalonego spidziarza) i Toma Van Allena (byłego muzyka jazzowego).

Duża w tym na pewno zasługa tego, że Kilmer poświęcił się całkowicie swojej roli, spędzając czas z prawdziwymi ćpunami z obszaru Los Angeles, bo jego charakter żyje dla metamfetaminy, której krótka historia zostaje nawet przedstawiona w samym filmie.

Wielką zaletą Jeziora Salton są odrealnione, narkotyczne sceny z pocącymi się od dragów twarzami i szalone charaktery dilerów metamfetaminy. Ciekawy jest także scenariusz, który lawiruje gdzieś pomiędzy revenge thrillerem, melodramatem i dramatem psychologicznym, a także muzyka, ulatniający się z głośników jazzik!

Kilmer nie sięga tutaj wprawdzie poziomu roli Jima Morrisona, ale prezentuje się bardzo paranoicznie z proszkiem w nosie, tak więc zachęcam wszystkich do obejrzenia.

  1. The panic in needle park / Narkomani / Panika w parku sztywnych (1971)

Panika w parku sztywnych wyreżyserowana z taką śmiałością przez Jerry’ego Schatzberga (pomniejszego z mistrzów Nowego Hollywood) pozostaje do dzisiaj jednym z najważniejszych filmów o heroinie i o narkotykach w ogóle.

To prawda, że ma on słabsze momenty, dźwięk do dupy i montaż, który czasami kompletnie nie działa, ale zdjęcia Adama Holendra (Nocny kowboj) wraz z fantastycznymi kreacjami Ala Pacino i Kitty Winn, doskonałym scenariuszem Jamesa Milllsa i Joan Didion (która obecnie jest już pisarską legendą), stanowią o impecie tego dzieła.

Los łączy w filmie dwójkę wyrzutków, Bobby i Helen, w poszukiwaniu kolejnego strzału na nowojorskich ulicach. I nawet mimo tego, że ich związek przechodzi przez wszystkie stadia degeneracji, kłamstwa i upadku, ostatecznie to miłość wygrywa, bo to ona jest narkotykiem ostatecznym.

Warto dodać, że obraz Schatzberga był pierwszym w historii, który realistycznie przedstawił nałóg heroinowy z jego całym ulicznym brudem. Posiłkując się włoskim neorealizmem i post-kontrkulturowym klimatem tragedii, artysta pozostawił w kinie coś, nad czym nie da się po prostu przejść obojętnie.

  1. Confessions of an Opium Eater / Wyznania zjadacza opium (1962)

Vincent Price gra pierwsze skrzypce w tym niskobudżetowym studium opiumowych snów, opartym luźno na słynnych Wyznananich angielskiego zjadacza opium De Quinceya.

Wyprodukowany i wyreżyserowany przez mało znanego eksploatatora Alberta Zugsmitha, który w latach ’50 wstrzelił się dobrze w drive-inowe gusty dzięki dodawaniu większej dozy przemocy do cormanowskich ekspresówek rock’n’rollowych, pozostaje do dzisiaj pewnego rodzaju kuriozum – filmem, który w zręczny sposób wyłamuje się z szufladek gatunkowych.

Groteska przeplata się tu z komedią, a kino przygodowe z „thrillerem cyrkowym”, co trochę może zbić z tropu niektórych widzów. Można także dostrzec próby rozliczenia się z rolą władzy w związkach damsko-męskich, gdyż w jednej ze scen De Quincey zostaje zmuszony do wysłuchania monologu Chinki o wszystkich cechach dominy, przed którą jednak ostatecznie ucieka, by dalej zanurzyć się w opiumowe sny. A te okazują się koszmarami, bo śmierć i ciemność czekają na nas wszystkich! Dla wytrawnych koneserów.

  1. Naked lunch / Nagi lunch (1991)

Cronenberg był zawsze wielkim fanem Burroughsa i nawet jeśli opus magnum geniusza Beat Generation pozostaje książką nie do sfilmowania, jej luźna adaptacja w formie niezakłóconego pasma delirycznych halucynacji, swobodnie mieszających się z wątkami transformacji seksualnej pisarza, zabójstwem żony, pobytem w Tangierze czy próbami odwyku od heroiny – zamienionego w filmie na proszek na robale – naprawdę daję radę, jeśli tylko pozbyć się automatycznych porównań do literackiego oryginału, które nie mają większego sensu.

Może dało się znaleźć lepszego aktora niż Peter Weller do roli Burroughsa, ale jego wersja kultowego suchotnika jest naprawdę przyzwoita, szczególnie kiedy bohater musi się zobaczyć z Ginsbergiem i Kerouakiem, którzy sprawdzają czy zaćpany po uszy wciąż trzyma rękę na pulsie.

Organiczny horror Cronenberga zostaje tu połączony z halucynogennym filmem szpiegowsko-przygodowym, tyle że protagonista szpieguje sam siebie, elminując przy tym wszelką racjonalną myśl. To zdecydowanie seans obowiązkowy!

  1. Half baked / Żółtodzioby (1998)

Ta urocza komedia marihuanowa pełna mechanizmów alienujących to jeden z artefaktów lat ’90, kiedy odpalona została scena medyczna w Kalifornii. Ale akcja filmu toczy się w Nowym Jorku, gdzie czwórka konkretnych jaraczy angażuje się w masową dilerkę po tym, jak jeden z nich trafia do pierdla, gdzie broni własnej dupy, w czym pomaga mu treser wiewiórek z czarnym pasem (Tommy Chong).

A że kaucja opiewa na $1 mln trzeba walczyć o rynek, który składa się z różnych dziwnych indywiduów, granych przez znanych aktorów i muzyków związanych z kulturą 420 tj. Jon Stewart, Stephen Baldwin czy Bob Saget.

To nie jest wprawdzie arcydzieło, ale ma zajebiście zabawne momenty, mnóstwo mniej lub bardziej udanych gagów, dużo pozytywnego ładunku, no i ducha Jerry’ego Garcii, który służy jako deus ex machina pod koniec filmu.

Dobre są też sceny tj. włamanie po zioło, którym okazują się być najlepsze szczyty na świecie (Golden Thai etc.), gadki z klientami tj. 70-letni oldtimer – grany przez samego Willie Nelsona – który strzela dobrym żartem o kondomach, czy wbicie ulicznego sępa na jointa – cameo nikogo innego, tylko Snoop Dogga. Na trzeźwo nawet nie podchodź!

  1. Chappaqua (1966)

Traktowane przez miłośników kina eksperymentalnego jako pomniejszy klasyk, dzieło Conrada Rooksa to na wpoły poetycka improwizacja w stylu Pull My Daisy (bo kręcił je przecież sam Robert Frank, autor niesławnego dokumentu o Rolling Stonesach), a na wpoły pionierska próba przedstawienia szaleńczych wizji człowieka przechodzącego terapię odwykową.

Sam film jest mało psychedeliczny, bo kręcony na bardzo niskim budżecie, ale miejscami całkiem dobrze sobie radzi dzięki prostym efektom optycznym i nakładaniu na siebie dwóch obrazów.

Swoją sławę Chappaqua zawdzięcza głównie pojawieniu się na ekranie kilku legendarnych osobistości tj. William Burroughs, Moondog, Ravi Shankar, Allen Ginsberg, Peter Orlovsky czy grupa The Fugs (wykonująca I Couldn’t Get High), bo sama koncepcja jest mocno rozchwiana i z trudem zachowuje rytm.

Najlepsze momenty to te kolorowe, ozdobione muzyką Shankara, czy hinduistyczno-pogańskie sceny przywiezione przez Rooksa z Indii czy ze Stonehenge. Zdecydowanie nie jest to film dla szerszej publiczności, a raczej ciekawostka dla małej grupki fanatyków.

  1. Blood Freak (1972)

Kino niskobudżetowe wypluwa z siebie od czasu do czasu filmy, które można scharakteryzować jedynie jako totalne odloty. Do nich zdecydowanie należy kultowy Blood Freak duetu Brad F. Grinter i Steve Hawkes, w którym powracający z Wietnamu Herschell (nazwany tak na cześć króla splatterów) natyka się na słodką Angel – jezusowego frika – podczas jazdy na chopperze, która za swoją misję obiera chronienie go przed niebezpieczeństwem narkotyków. Ale niedługo potem dostaje się on w szpony jej rozwiązłej siostry Ann, która uzależnia go od jointów maczanych w opium (lub innym tajemniczym dragu).

Wkrótce Herschell w celach zarobkowych zatrudnia się na farmie genetycznie modyfikowanych indyków, gdzie testuje na swoim żołądku, czy ich mięso ma jakiś wpływ na człowieka. Ale skutek wymieszania toksycznej marihuany z indyczym mięsem okazuje się tragiczny i bohater zamienia się szybko w potwora z głową indyka (wykonaną obowiązkowo z papier mache), po czym terroryzuje okolicę wypijając krew niczego nie spodziewających się heroinistów.

Ten kosmos jest do tego nieustannie przerywany kazaniami reżysera, czytanymi z kartki papieru, który pod koniec wypluwa płuca od nadmiaru palonych fajek. Trzeba zobaczyć, żeby uwierzyć!

  1. Pusher (1996)

Bohaterem tego osadzonego w duńskim podziemiu narkotykowym, operującego skromnym budżetem thrillera, jest uliczny diler heroiny, Frank. Jego niski dotychczas profil to po części wynik małego mózgu, a po części braku szczęścia.

Akcja rozkręca się jednak, kiedy Franka odwiedza jego ziom Hasse, który właśnie wyszedł z pierdla i ma plan, żeby zalać białym proszkiem Szwecję. A że Frank nie ma kasy, żeby pokryć koszt towaru, bierze go od swojego serbskiego hurtownika, Mila, w kredo, obiecując że wróci z kasą, gdy tylko go upłynni. Ale plan bierze w łeb i Frank musi teraz grubo kombinować, żeby nie stracić wszystkich kończyn.

Debiut Nicolasa Windinga Refna został nakręcony w okresie schyłku kultury rave, tak więc dobrze odzwierciedla klimat i estetykę tego okresu. Frank, jego dziewczyna-prostytutka, kumple i klienci to jednostki niespecjalnie przejmujące się karierą i przyszłością, włóczące się po barach, dbające głównie o to, żeby strzelić w kanał, wykombinować gotówkę na kolejny zakup i na krótki moment znaleźć gdzieś bezpieczną przystań.

Jednak wyluzowane życie ma swoją ceną, bo gangsterzy mają brutalne reguły i zmuszają ostatecznie Franka do konfrontacji ze swoim długiem. Ciekawy, realistyczny film, którzy docenią fani Trainspotting i nie tylko!

  1. Performance / Przedstawienie (1970)

Performance Donalda Cammella i Nicolasa Roega nie jest wprawdzie najbardziej psychedelicznym filmem, jaki został nakręcony przez brytyjskich filmowców na przełomie lat ’60 i ’70, ale obrazy korzystające z wątków narkotycznych były w tym czasie na Wyspach raczej ewenementem niż regułą. Performance składa się zasadniczo z dwóch aktów.

W pierwszym dominuje londyńskie kino gangsterskie, a w drugim wątki kontrkulturowo-rock’n’rollowe, które robią się bardziej intensywne po tym, jak uciekający przed policją Chas (James Fox) zostaje nakarmiony muchomorami przez Pherber (Anita Pallenberg) w domu na Notting Hill.

Jednak zanim to się stanie, musimy przebrnąć przez dosyć nudną część pierwszą, która w swoim czasie może i była ciekawa, bo ozdobiona eksperymentalnym montażem i zawierająca ciekawe scenki obyczajowe, ale w zdążyła się w międzyczasie trochę postarzeć.

To zostaje na szczęście nieco nadrobione w drugiej części dzięki ujęciom pięknego ciała Anity Pallenberg i bardzo nowatorskiej jak na swoje czasy sekwencji wyreżyserowanej jak teledysk do muzyki Micka Jaggera, który jest tu gwiazdą. Aktorsko wokalista Stonesów wychodzi przy Foxie mizernie, ale wnosi oczekiwany przez twórców klimat buntu. Film, który spodoba się jedynie maniakom!

Conradino Beb  

16 komentarzy

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.