Wszystkie kolory ciemności (1972)

tutti-i-colori-del-buio-poster-spanish

Po dwóch doskonałych thrillerach: Dziwny nałóg pani Wardh i Ogon skorpiona, Sergio Martino nakręcił film, który miał się stać swoistą legendą gatunku, a dla wielu fanów reżysera pozostaje wręcz najważniejszym giallo w jego dorobku – Wszystkie kolory ciemności.

W głownych rolach Martino obsadził swoich ulubieńców: boską piękność Edwige Fenech i próbującego znaleźć sobie miejsce w kinie gatunkowym po wysadzeniu z westernowego siodła, George’a Hiltona. Aktorzy ponownie po Dziwnym nałogu zagrali tu parę.

We Wszystkich kolorach ciemności Martino czerpie po trochu z Dziecka Rosemary, historii Rodziny Mansona oraz brytyjskiej pulpy, osadzając akcję w Wielkiej Brytanii, gdzie włoscy aktorzy próbują udawać Anglików, co przychodzi im jednak z wielkim trudem, jako że południowy temperament nie tylko nie zostaje zamieniony na wyspiarską flegmatyczność, ale daje się mu pełne pole do popisu obłędnym scenariuszem – nieważne, że szczątkowym – przebojowymi zdjęciami i bardzo sugestywną reżyserią.

Martino dokonuje tu podobnej operacji, co Fulci w Jaszczurce w kobiecej skórze, która wyszła rok wcześniej, dodając do giallo element pop psychedelii, ale jako uczeń Maria Bavy obowiązkowo miesza ją z horrorem gotyckim, atmosferą krwi i mroku, oraz sataniczno-okultystycznymi wątkami, tak bardzo popularnymi w kinie niskobudżetowym początku lat ‘70. Artysta, z typowym dla siebie zamiłowaniem, nasyca poza tym obraz wątkami erotycznymi, które widz łyka jak młody wieloryb, bo swoje piękne ciało pokazuje głównie Edwige Fenech.

A do tej mam wielką słabość! Pozostaje ona moją ulubioną włoską aktorką gatunkową, nawet jeśli inne były zdecydowanie bardziej utalentowane technicznie. Boska Edwige nie była może najbardziej wszechstronną artystką swoich czasów, ale do ekranu przykuwała nieprzeciętną charyzmą i urodą, które czynią z jej występów prawdziwą ucztę zmysłów. Z drugiej strony, jej aktorstwo nie było jednak takie złe, bo w porównaniu z Barbarą Bouchet, Anitą Strindberg, czy Susan Scott, wypadała często znacznie lepiej.

To nie była może klasa Florindy Bolkan, ale Fenech dawała warsztatowo radę i z czasem robiła się coraz lepsza – trzeba przy okazji dodać fanom, że kilka miesięcy temu wróciła do pracy filmowej, a w 2007 zagrała w Hostelu II Elia Rotha, tylko dlatego że ten jest wielkim fanem Martina. A jest czemu hołdować, bo Edwige wystąpiła w sumie w 80 filmach!

We Włoszech aktorka pamiętana jest głównie z całej serii komedii erotycznych, które utrwaliły jej pozycję jako sex symbolu epoki wśród liberalnej publiczności, choć reszta świata kojarzy ją głównie z żółtych thrillerów.

We Wszystkich kolorach ciemności aktorka wciela się w rolę Jane Harrison – młodą kobietę, która przeżywa ciężką traumę po stracie dziecka i leczy się u psychonalityka, analizującego jej sny i upiorne wizje.

Są one najważniejszym elementem tkanki narracyjnej oraz ozdobą filmu, który płynnie przechodzi od w miarę normalnych stanów bohaterki, przez lekkie paranoje, do ciężkich halucynacji, snów i narkotycznych wizji, z naciskiem na te ostatnie. I trzeba przyznać, że w pewnych momentach Martino sztuka zatarcia różnicy pomiędzy nimi wszystkimi naprawdę się udaje!

A udaje się także dlatego, że reżyser współpracuje tu z bardzo utalentowanym dyrektorem zdjęć, Giancarlem Ferrando, oraz montażystą, Eugeniem Alabiso, tym samym który do legendy przeszedł pracą nad dwoma ostatnim częściami „trylogii dolarowej” Sergia Leone.

Alabiso tnie film w genialny sposób, używając krótkich kadrów, które niezwykle dynamicznie łączy ze sobą, co angażuje widza, jak wysokiej klasy film akcji w stylu Kierowcy Waltera Hilla. Napięcie jest poza tym bardzo zręcznie stopniowane przez Martina, który nawet nie udaje, że konstruuje jakąś fabuła, rzucając się po prostu w objęcia psychedelicznej fantasmagorii!

To obok wspomnianego dzieła Fulciego najbardziej halucynogenne giallo, jakie zdarzyło mi się widzieć, ozdobione do tego pizdencyjną ścieżką dźwiękową Bruna Nicolaiego, którego temat Sabba staje się tak zaraźliwy, że człowiek zaczyna go nucić po wstaniu z łóżka.

Nicolai wychodzi od chórów gregoriańskich i łączy to z psychedelicznymi partiami gitary, stylizowanymi na sitar (tak, The Yardbirds), co w tym czasie było znaczącym trendem we włoskiej muzyce filmowej, ale świetnie się sprawdza 43 lata później, bo pewne rzeczy się po prostu nie starzeją.

Temat pojawia się w momencie, kiedy do akcji wkracza satanistyczny kult, znaczący swoje ciała iluminackim symbolem, a który Jane poznaje za pośrednictwem swojej tajemniczej sąsiadki, granej przez inną włoską piękność, Marinę Malfatti.

Dodatkowo, mamy okazję oglądać wspólnie na ekranie z Edwige Fenech jej gatunkową rywalkę, urodzoną w Andaluzji Susan Scott (wł. Nieves Navarro), która gra siostrę Jane. No i kto nie chciałby zobaczyć George’a Hiltona niewinnie kładącego swoją rękę na książce o szatanie i czarnej magii?

To film, który ogląda się rewelacyjnie, mimo że nakręcony został w dużej mierze po to, by odzwierciedlić krótką modę na mroczne kulty i pop psychedeliczną estetykę. Martino pokazuje się we Wszystkich kolorach ciemności jako hardcore’owy wyznawca Bavy i Hitchcocka, ale przetwarza wszystko na własny, niezwykle barwny i sensualny język.

Ujęcie na jezioro, którym zaczyna się film, a które nie ma żadnego związku z resztą akcji, zdaje się przywoływać Krwawą zatokę – nonsensowny proto-slasher Bavy, który na ekrany wszedł rok wcześniej, a atmosfera wspomniane dzieło Polańskiego.

Conradino Beb

 

Znany pod tytułami: Tutti i colori del buio / All the Colors of the Dark / Todos los colores de la oscuridad
Produkcja: Włochy, 1972
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5

1 komentarz

  1. Mimo oczywistych nawiązań fabularnych do „Dziecka Rosemary”, „All the Colours of the Dark” ma w sobie duży ładunek oryginalności, mieszając wątki satanistyczne w wielowątkowej narracji, wspomaganej znakomitą pracą operatorów, Hiszpana Miguela F. Roli (aktywny do dziś operator, m.in. „Return of the Blind Dead”) i Włocha Ginacarlo Fernando (etatowego operatora Martino – „Torso”, „Mountain of the Cannibal God”, „Shark – Rosso ‚nell Oceano”) – najazdy, odjazdy, zbliżenia, szerokie plany, deformacja obrazu – to wszystko wraz ze świetnie wykonanym montażem lokuje obraz w czołówce ówczesnych produkcji. Na dodatek znakomita i świetnie użyta muzyka Bruno Nicolaia podsumowuje całość w najlepszej tradycji włoskich gialli. Edwige Fenech jako Jane jest tutaj po prostu olśniewająca, emanuje kobiecością tak mocno, że obraz staje się teatrem jednej aktorki, mimo naprawdę świetnych ról także Rassimova, czy Hiltona. Abolutny mus dla fanów włoskich produkcji tamtych lat, nieco w klimatach „Short Night of the Glass Dolls” Aldo Lado, pełen niesamowitych ujęć, jak sceny z prologu, ukazujące koszmary Jane nawiązujące do jej przeżyć z dzieciństwa oraz wypadku w którym straciła nienarodzone dziecko. Sceny sataniczne, osamotnienie Jane, jej próby porozumienia się z wrogim światem także mocno przypominają „Dziecko Rosemary” – na szczęście nie będąc kalką obrazu Polańskiego.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.