Pięć zakazanych twarzy kina eksploatacji!

O kinie eksploatacji powiedziano wiele, jednak wciąż nie udało się go zamknąć w gatunkowe ramy. Przyjęło się mówić, że to nurt mający u podstaw przekraczanie granic moralnych czy też estetycznych. To kino brudne, opowiadające o brudzie, a w następnej kolejności w brudzie emitowane (patrz drive-iny). Jednak eksploatacja to nie tylko dziewczyna z dwururką i czerwony cadillac, to także cała sieć podgatunków, nurtów i schematów prowadzenia fabuły. Oto pięć wyjątkowo ohydnych wymiarów filmowej eksploatacji, o których być może nie mieliście pojęcia!

Ozploitation

Ten popularny w latach ’70/’80 nurt ze spalonej słońcem Australii uczył nas jednego: australijskie bezdroża zawsze pełne są zmotoryzowanych bandytów. Na czerwonym pustkowiu spotykały się najczęściej filmy motocyklowe, horrory i kino survivalowe.

Ozploitation zrodził nam takie klasyki, jak Mad Max czy Polowanie na indyka. Gatunek ten przeżywa dzisiaj swojego rodzaju renesans i właśnie do niego śmiało możemy zaliczyć takie hity jak Mad Max: Na drodze gniewu, Wolf Creek, czy odjechane do granic Wyrmwood.

Charakterystyczną cechą tych filmów jest niewątpliwie scenografia, w jej różnorodności Australia na pewno nie wiedzie prymu. 99% filmów kręcone było albo na pustynnych bezdrożach lub w gęstym buszu.

Australijscy twórcy nie patyczkowali się także z obśmiewaniem przywar i stereotypów dotyczących swojego narodu. Za przykład niech posłuży pełny humoru film Bruce’a Beresforda pt. The Adventures of Barry Mckenzie, opowiadający historię typowego Australiczyka na wycieczce w Wielkiej Brytanii.

Warte obejrzenia: Forteca (1986) / reż. Arch Nicholson

Oparty na faktach film Nicholsona skupia się na grupie dzieciaków porwanych i przetrzymywanych dla okupu w jednej z jaskiń gdzieś w australijskim buszu. Młodzi pod wodzą wychowawczyni Sally (w tej roli Rachel Ward) wydostają się z kamiennej pułapki i postanawiają zaserwować swoim oprawcom danie najlepiej smakujące na zimno.

fortress_1986_kadr
Forteca / 1986

Niezwykle klimatyczna, duszna wręcz produkcja o zemście i sztuce przetrwania, oferująca widzowi spory ładunek emocjonalny. Mimo że film z początku całkiem zgrabnie sprawia pozory realistycznego, kotara ta opada w fantastycznej końcówce, która niejednego przyprawi o szeroki uśmiech. Film jak najbardziej wart obejrzenia, polecany nie tylko fanom australijskiej eksploatacji.

Sasquatchploitation

Wierzycie w to że po lasach Północnej Ameryki biega wielka, człekokształtna małpa, której do dzisiaj nie udało się nawet porządnie sfilmować? Jeśli tak, ta kategoria jest specjalnie dla Was! Trudno wyznaczyć jakiś konkretny moment, w którym narodził się ten nurt.

Za jeden z pierwszych uznaje się film The Legend of Bigfoot z 1976 roku. To w nim nieustraszony traper Ivan Marx rusza śladem legendarnej istoty, ucząc nas przy tym godowych rytuałów bobrów, diety łosi i opowiadając o trudach życia w leśnej głuszy.

Od czasu do czasu w kadrze pojawia się facet w naprawdę źle skrojonym kostiumie goryla, pomacha łapami i poryczy, na czym jego robota się kończy. Streszczając ten film, streściłem zarazem esencję tego zapomnianego nurtu. Filmy te sprawdzają się bowiem bardziej jako kino przyrodnicze, niż rasowy horror z tajemniczym hominidem.

Osobiście, cenię sobie kino Sasquatchploitation za przepiękne, ręcznie malowane plakaty i nierzadko wspaniałe plenery, w których oglądamy sielskie łapanie piżmaków we wnyki. Reszta istnieje tylko na papierze.

Warte obejrzenia: Noc demona (1980) / reż. James C. Wasson

Legenda video nasties, mokry sen każdego fana chałupniczego gore i w końcu niechlubna cegiełka dla kina grozy. Ten film można spokojnie włożyć do szuflady z etykietą „tak złe że aż dobre!”. Fabuła? Grupa studentów wraz z profesorem antropologii rusza w puszczę by udowodnić bla bla bla.

night-of-the-demon-1980
Noc demona / 1980

Jednak kogo to obchodzi? Wielka Stopa tnie w tym filmie siekierą, rzuca śpiworami z zawartością w środku, czy odrywa kutasa sikającemu motocykliście, wyglądającemu jak Dennis Hopper z Easy Ridera. Absolutny must-have każdego fana obskury i złego kina.

Ale jeśli nadal czujecie się nieprzekonani, to dodam że w filmie pojawia się też wątek okultystyczny z bandą rednecków w roli głównej. Noc demona to idealny przykład tego, że kiedyś robiło się filmy naprawdę z potrzeby serca, a to jak ostatecznie wyglądały, było w tym wszystkim mało ważne.

Hixploitation

Gatunek będący mokrym snem wszystkich fajnych dziewczyn jarających się brodatymi, dobrze zbudowanymi facetami w koszulach w kratę. To filmy, które jadą na mieszkańcach amerykańskich prowincji, szczególnie lesistych Appalachów i południowych równin.

Trudno powiedzieć, kiedy nurt ten się wykrystalizował, ale największy boom osiągnął w latach 70-tych i 80-tych, kiedy powstały takie dzieła, jak Uwolnienie Johna Boormana czy znana i kochana Teksańska masakra piłą mechaniczną. Nurt ten najczęściej ocierał się o slasher czy kino survivalowe, choć nie bał się podejmować także trudniejszych tematów, vide Mississippi w ogniu Alana Parkera.

Filmy kręcono często niskim nakładem kosztów. Wystarczyło pojechać za miasto i namówić kilku bywalców lokalnej speluny, by za setkę Danielsa postraszyli swoimi zarośniętymi gębami przed kamerą, a za scenariusze przyjmowały się najczęściej bliźniaczo podobne schematy.

Ot, grupa mieszczuchów zachodzi za skórę bytującej na odludzi społeczności, dochodzi do dysonansu kulturowego czy obcy pojawiają się po prostu w złym miejscu i czasie.

Warte obejrzenia: Myśliwska krew (1986) reż. Robert C. Hughes

Historia jest prosta: piątka bogatych facetów rusza za miasto, by upolować największego byka w lesie. Po obowiązkowej scenie w przydrożnej knajpie, gdzie bohaterowie przeżywają pierwszy kontakt z lokalsami, uzbrojeni w sprzęt i broń ruszają w głuszę. Jednak widz wie, że to oni sami staną się zwierzyną łowną dla bandy rezydujących w lesie, na wpół zdziczałych kłusowników. Zasada jest jedna, my albo oni.

Hunter's_Blood_1986
Myśliwska krew / 1986

Film Hugesa nie sili się na nic więcej, niż dostarczenie widzowi rozrywki i garści napięcia, choć mamy tutaj postacie nie będące tylko mięsem armatnim dla łaknących krwi rednecków. Co prawda film posiada lekko mroczny, brudnawy klimat, ale niknie on szybko gdzieś między ciągła wymianą ognia, pościgami po leśnych bezdrożach, czy najbardziej „z dupy wziętym” wątkiem ratowania kobiety.

Produkcja nie należy przy tym do najłagodniejszych, znajdziemy tutaj bardzo fajnie pokazane przebicie korpusu wielkim porożem jelenia czy obdzieranie ze skóry pewnego natrętnego strażnika leśnego.

Canuxploitation

Pewnie nie wiecie jak dużo Waszych ulubionych dzieł można wrzucić do worka z napisem Canuxploitation! Znacie Czarne Święta? Lubicie Bal maturalny, studniówkowy slasher z młodą Jamie Lee Curtis? A może zdziwi Was fakt że Elza – Syberyjska tygrysica wolała śniegi prowincji Quebec niż te spod Uralu?

Ten nurt to nic innego, jak niskobudżetowe filmy z Kanady. Wśród nich królują oczywiście horrory, bo jakże by inaczej? Nie zaskoczy was pewnie też fakt, że większość z nich kręcona była w kanadyjskiej głuszy. Filmy te łączy dość mroczna, zimna atmosfera, kojarząca się głównie z pogrążoną w wiecznej zmarzlinie, dziką północą Ameryki.

Trudno jednak uchwycić Canuxploitation w jakieś ramy czasowe, bo Kanadyjczycy niewyczerpanie dokładają do niego cegiełki od lat 20-tych XX wieku. Z ostatnich szalonych produkcji ludzi północy można wymienić choćby wypuszczonego w 2001 roku Jezusa Chrystusa – Łowcę wampirów, w której sam Cieśla z Nazaretu wraz z meksykańskim zapaśnikiem stają do walki z wampirom lesbijko bójcom.

Warte obejrzenia: Moja krwawa walentynka (1981) / reż. George Mihalka

Naprawdę nie wiem, kto wpadł na genialny pomysł skojarzenia Walentynek z kopalnią, ale cholera, udało mu się! Ten film to kolejna próba zmierzenia się z tematem slasherów. Nie jest to wprawdzie produkt tak unikatowy, jak Czarne Święta Boba Clarka, czy wciąż niedoceniane a genialne Rytuały Petera Cartera. To raczej solidny przedstawiciel kina stalk&slash ze swoją atmosferą i całkiem fajnie wyglądającym killerem.

my-bloody-valentine-killer-hot-dog-boiling-water-1981
Moja krwawa walentynka / 1981

Nic tak przecież nie uprzykrza życia zakochanych w ich święto, jak szaleniec w pełnym stroju górniczym wymachujący wielkim kilofem. Jeśli już sięgnięcie po Moją krwawą walentynkę, warto zaopatrzyć się w niepociętą wersję z dogranymi scenami zabójstw. Na to, z jaką łatwością kilof przechodzi przez ciała młodych ludzi, warto popatrzeć.

Film Mihalki zapisał się na stałe w moim filmowym kalendarzu pod datą 14 lutego. Przykro mi wobec innych slasherów, ale ta data już jest zarezerwowana, więc mogą poszukać gdzie indziej.

Nazisploitation

Gatunek tak obskurny w swojej definicji, posiada pierwiastek, który naturalnie odtrąca od siebie wielu ludzi. Żyjąc w społeczeństwie, które tak mocno zostało dotknięte piętnem Holocaustu, filmy próbujące przekuć go na szokujący, acz wciąż komercyjny produkt traktowane są z odpowiednią rezerwą.

Pionierami eksploatacji nazistowskich zbrodni byli Włosi – no bo kto inny? Inspiracji dla tego niechlubnego nurtu można się doszukiwać w słynnym neorealistycznym dramacie Rzym, miasto otwarte Roberta Rosselliniego. To właśnie ten i kolejne filmy Rosselliniego pokazywały że Niemcy to nie tylko komory gazowe i masowe egzekucje, ale także okropne tortury seksualne, często z osobnikami tej samej płci.

ilsa_she_she_wolf_ss_1975
Elza – Wilczyca z SS / 1975

Największą popularnością do dzisiaj cieszy się seria filmów o ponętnej Elzie (historyczna kreacja Dyanne Thorne), bardzo swobodnie inspirowanej postacią Ilsy Koch, zwanej pieszczotliwie bestią z Buchenwaldu.

Za produkcję kina okrzykniętego przez publiczność „najbardziej niegodziwym z niegodziwych” brali się tacy twórcy, jak słynny rzeźnik filmowy Bruno Mattei czy Sergio Garrone. Ten drugi nakręcił takie głośne produkcje, jak Eksperymentalny obóz SS czy SS Camp 5: Women’s Hell.

Warte obejrzenia: Dziewczyny SS (1977) / reż. Bruno Mattei

Nie bierzcie tego akapitu jako zwykłej polecanki! Choć sama tematyka jest mi zupełnie nie po drodze, Dziewczyny SS, znany szerzej pod nazwą Private House of the SS, były dla mnie naprawdę pozytywnym zaskoczeniem!

Zamiast wychudzonych, ludzkich szkieletów w pasiastych piżamach, przeżywających kaźnie za kolczastym drutem, otrzymałem stylowy erotyk z naprawdę fajnymi kobietami w pełnych przepychu apartamentach.

Co prawda Mattei stworzył później S.S. Extermination Love Camp – kino wyjątkowo odrażające, brudne i złe, ale lepiej zacząć od Dziewczyn SS.

Mamy tu nie tylko odważne sceny seksu, z jak zawsze gustownie ubranymi oficerami Gestapo, ale również kilka scen batalistycznych (podkradzionych cichutko z innych filmów) oraz zapadających w pamięć obrazków tj. kopulujący karzeł oraz grana przez papieża Toccata i Fuga Sebastiana Bacha.

Oskar „Dziku” Dziki

6 komentarzy

  1. Reasumując, masz swój świat 😀 ale dobrze, że opisujesz kino tak abstrakcyjne bo być może ktoś się skusi i oglądnie taki film.

    Polubienie

  2. to cudownie, że na tej stronie można znaleźć takich nietypowych fanów kina. każdy wasz artykuł okołofilmowy mnie pochłania, ciesze się, że znalazłam was w otchłani internetu. 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.