Ludzki odruch (1974)

Dzięki tego rodzaju filmom jestem wielkim admiratorem włoszczyzny z lat 70-tych. Oto kino mroczne, brutalne i dosadne. Gdyby porównać je do pizzy, mielibyśmy do czynienia z bardzo grubym, przypalonym ciastem, mnóstwem ostrego, czerwonego sosu i obscenicznie ciągliwym serem. Ludzki odruch nie zostawia wiele miejsca na oddech. Nie łagodzi ciężkiego tonu. Albo bierzesz go w całej jego rozłożystości, albo wyłączasz.

Przed wami reprezentant poliziottesco, włoskiej odmiany kina gangsterskiego, która – w dużym uproszczeniu – kopiowała amerykańskie wzorce rodem z Brudnego Harry’ego, podrasowując je sporą dawką przemocy i nihilizmu.

Reżyserem filmu jest sam Umberto Lenzi, który kilka lat później dał światu kanibalistyczny klasyk Zjedzeni żywcem czy Nightmare city o zombie-sprinterach i wiele innych tytułów pod szyldem kostropatej, rozwichrzonej rozrywki. Włoch należał on do tych twórców, co żadnego gatunku się nie boją, ale najlepiej wychodziły mu kryminały i horrory. Obecnie na zasłużonej emeryturze, zajęty jest przyjmowaniem hołdów od Tarantino i innych smakoszy nietypowych doznań filmowych.

Fabuła filmu Lenziego jest prosta. Julio Sacchi to urodzony bandyta. Właśnie wyrzucono go z łupieżczej szajki, bo zbyt łatwo przyszło mu zastrzelenie policjanta, i nasz bohater szuka teraz dla siebie nowej roboty. Jest ambitny, więc sam staje się szefem. Znajduje dwóch pomocników, z którym postanawia porwać dla okupu córkę pewnego bogacza.

Film jest portretem prawdziwego psychopaty, istnej tykającej bomby. Julio zabije każdego, kto stanie mu na drodze, bo zabijanie uważa za nieodłączny element pracy. A praca to dla niego przyjemność. Oto facet, który chce być wyrafinowanym mistrzem zbrodni, ale potrafi zadźgać człowieka dla paru drobniaków. Julio nie jest Hannibalem Lecterem ani Jamesem Bondem kidnappingu. Nie ma klasy, inteligencji czy poczucia humoru.

To ludzki taran, mielący po drodze policjantów, kobiety, starszych ludzi czy wspólników. Nie znosi sprzeciwu. Szybko się nudzi. Pławi się w poczuciu wszechmocy i wymaga podziwu. Łatwo wpada w szał. Wywiera duże wrażenie na innych bandytach, ale tylko dlatego, że jest absolutnie wyjałowiony z uczuć wyższych i nieustannie gotów siać śmierć dookoła. Ma drażniący, głupawy głos i lubi prymitywne żarty. Przypomina pryszczatego nastolatka, który chce być zauważony i doceniony.

Jego bohater może nam się kojarzyć z Jokerem z Mrocznego rycerza Nolana. Obie postaci łączy głęboka niepoczytalność, stawiająca ich poza nawiasem społeczeństwa. Julio to chory umysł, wobec którego chcemy wnieść sprzeciw. Lepkie od samozadowolenia bydlę. Ktoś, kto całym swoim jestestwem domaga się kary.

Grający bohatera Tomas Milian to utalentowany aktor, którego można było zobaczyć u Bertolucciego czy Viscontiego, ale który w pewnym momencie zaczął celować w westerny i kino akcji. Podobno spodobała mu się możliwość, by dzięki pracy nad brutalnym kinem oswajać własne demony.

 

Na planie Ludzkiego odruchu wydarł z siebie tyle zła i ohydy, że po seansie możemy mieć ochotę na natychmiastowy prysznic. Ale cóż, przebywamy w świecie poliziottesco, gdzie twórcom nie przychodzi do głowy, by wygładzać kanty i pozwalać bohaterom na odkupienie czy pozytywną ewolucję.

Nie, tutaj pałamy czystą nienawiścią do Julia i marzymy o jego unicestwieniu – bez względu na to, jak liberalni byśmy nie byli – bo Milian zrezygnował z wszelkiego pierwiastka “cool”, w jaki wyposażono przecież setki filmowych złoczyńców, i jego Julio może być co najwyżej karykaturą wizerunku „fajnego drania”.

Po drugiej stronie barykady stoi policjant w typie doświadczonego wygi. Gość, dla którego praca także jest życiem. Jeden z tych, co mocno się angażują. Gra go Henry Silva – “zła” twarz kina włoskiego (Hitmen, The Boss), a także amerykańskiego (Nico, Ghost Dog). Ten charakterystyczny aktor, prawdziwy weteran westernów i kryminałów, który bez charakteryzacji mógłby zagrać Szkieletora z He-mana, zazwyczaj kreował role popaprańców czy zawodowych morderców.

Silva samą swoją obecnością wzbudza napięcie i zainteresowanie, ale nie da się ukryć, że aktor nieco blaknie, wcielając się w policjanta. Można odnieść wrażenie, że przypomina tu groźnego psa, którego ogranicza smycz biurokracji. Niemniej gra solidnie i dobrze wygląda w długich płaszczach.

Lenzi zrobił sporo, żebyśmy nie zapomnieli tego seansu. Akcja jest szybka i gęsta! Krwawe zabójstwa, sadyzm, przemoc psychiczna i fizyczna, brutalne starcia i atmosfera ciągłego zagrożenia – oto składowe Ludzkiego odruchu. Do tego kapitalne pościgi, których realizm nie niweluje efektowności, i spójny klimat filmu – mocny, uliczny i chropawy.

W dodatku tak zadzierżyście makaroniarski, że nie pomylicie tego tytułu z żadną jankeską rozpierduchą. Świetnie wypada też muzyka. Ennio Morricone dał nam ścieżkę dźwiękową, która nie wybiega przed obraz, ale dobrze uzupełnia nerwowy charakter filmu. Nader solidne zdjęcia wzbogacono o ciekawy element. Momenty szczególnego napięcia podkreślono falowaniem obrazu – dzięki temu widz widzi, kiedy gejzer agresji wzbiera w bohaterach.

Lenzi pcha nasze twarze w tę nihilistyczną historię, pozwalając, by pozatykała nam drogi oddechowe, i przypominając, że w panteonie włoskiego kina o zbrodni jest jeszcze wiele ciemnych pereł do odkrycia. Ta stanowi jedną z ciekawszych i bardziej dzikich, jakie widziałem.

Tomasz Bot

 

Znany pod tytułami: Milano odia: la polizia non può sparare / Almost Human / The Kidnap of Mary Lou / The Executioner / The Death Dealer / Kidnappningen
Produkcja: Włochy, 1974
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena: 4,5/5

2 komentarze

  1. Znany pod sześcioma tytułami, z czego aż cztery angielskie 😉 🙂
    Dobra recenzja, dobry film, właściwie to nawet więcej niż dobry, gdyż to jeden z najlepszych filmów w swoim gatunku i jedna z najlepszych ról Tomasa Miliana. Niektórzy mówią jeszcze, że najlepszy w karierze Umberto Lenziego, ale ja nie mogę być tego pewien,bo nie znam zbyt dobrze twórczości tego reżysera (polecam jednak jego drugi film z 1974, czyli „Spasmo”, dzieło w stylu giallo, także z muzyką Morricone).

    Polubienie

  2. Spośród jego poliziotteschi zdecydowanie najlepszy , choć Lenzi potem jeszcze poczęstował takimi killerami , jak choćby ,,Napoli Spara” ,,Il Trucido e lo Sbirro” czy ,, Manhunt in the City”.
    W ogóle z początku nie było pewne , kto ma zagrać rolę Sacciego , Milian dostał angaż bez ustalenia szczegółów i był przekonany , że kroi mu się rola komisarza policji. Dopiero Ray Lovelock namówił go by brał główną rolę i gdy się zgodził, producenci szczali w gacie z radości 😀
    Było to dla niego wyraźne novum – Milian był już bardzo popularny w tym czasie, a swoje emploi zbudował grywając plebejskich antybohaterów mniej lub bardziej kontrowersyjnych moralnie ( za co go właśnie pokochano ) ale z gruntu sympatycznych. Ale takiej kanalii to nikt się chyba po nim nie spodziewał.
    Krytyka lewicowa zmiażdżyła film jako faszystowski i reakcyjny ( modne podówczas słowo ) , dostało się też Milianowi , którego występ spotkał się z określeniem ,, bezgranicznie kabotyńskiego” . Recenzent Il Giorno pisał w 1975 : ,, Są dwa rodzaje złego aktorstwa , niechlujne i zdeprawowane. Milian reprezentuje to drugie”.

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.