Irlandczyk (2019)

Trudno odmówić Martinowi Scorsese miana jednego z największych filmowców wciąż aktywnych w przemyśle. Mało który twórca dał nam tyle kultowych obrazów, wtapiających się tak mocno w kinowy pejzaż czy (pop)kulturową świadomość.

Co więcej, wielu jego rówieśników po fachu może z zazdrością spoglądać na współczesne dokonania artysty, który zdaje się nie myśleć nawet o emeryturze! I choć każdy jego film odbijał się szerokim echem, nakręcony dla Netflixa Irlandczyk od samego początku emanował pewną aurą wyjątkowości.

Po pierwsze, Scorsese powrócił do gatunku epickiego filmu gangsterskiego, który, choć daleki od jego wiekopomnych dokonań, jest wciąż dziełem wartym uwagi. Na planie reżyser postawił całą plejadę gwiazd: Roberta De Niro (z którym Martin nie nagrał filmu fabularnego od 25 lat!), Joe Pesciego, Ala Pacino (ten ku zdziwieniu wielu nigdy nie współpracował z Scorsese), a także Harveya Keitela, Bobby’ego Cannavale i szereg mniej znanych lecz równie znakomitych aktorów, z których wielu swoje najważniejsze role zagrało w produkcjach telewizyjnych.

Po drugie, Irlandczyk jest być może najambitniejszą próbą opowiedzenia historii podjętą przez reżysera. Rozległy, trwający trzy i pół godziny film, to przede wszystkim ogromna i kosztowna laurka dla epoki, która już nigdy nie wróci. W rękach każdego innego twórcy taki scenariusz byłby wysoce ryzykowną grą!

Tytułowy Irlandczyk to Frank Sheeran (De Niro), kierowca ciężarówki, który podejmuje decyzje o przebranżowieniu się na mafijnego cyngla pod skrzydłem Russella Bufalina (Pesci) i Angela Bruna (Harvey Keitel). Historia zaczyna się w latach ‘50 poprzedniego wieku, kiedy zacierała się granica między zorganizowaną przestępczością a stojącymi u podstaw kapitalizmu biznesami. Z biegiem czasu Frank zaczyna awansować w mafijnych szeregach, trafiając w końcu na Jimmy’ego Hoffę (Pacino).

Historia Hoffy oparta jest na historycznych wydarzeniach i postaciach, więc nikogo raczej nie zdziwi, jak się zakończy. Praktycznie każda pojawiająca się na ekranie postać zostaje opatrzona krótkim opisem zawierającym datę i rodzaj śmierci.

Gangsterskie filmy Scorsese często były krytykowane za romantyzowanie mafijnego stylu życia, ale w Irlandczyku nawet postacie, które nie giną z rąk „malarza ścian” – jak mawia się w gwarze płatnych zabójców – kończą swój żywot w dość niehonorowy sposób.

Przed premierą filmu wiele mówiło się o cyfrowej ingerencji w twarze aktorów. I choć technologia komputerowego postarzania lub odmładzania z początku może wprowadzić widza w lekką konsternację – mowa tutaj głównie o scenie przywołującej wojenne wspomnienia Franka – z biegiem czasu oko zaczyna się do tego przyzwyczajać. Ale tej ingerencji nie ma tutaj na tyle, by poważnie zaszkodzić produkcji.

I choć łatwo określić Irlandczyka mianem kina gangstersko-geriatrycznego, nie sposób odmówić podstarzałym aktorom znakomitej formy! Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że jest to najlepszy występ De Niro od czasów Jackie Brown (1997).

W pewnym momencie cały ten spektakl, celowo lub nie, kradnie jednak Al Pacino. Aż miło popatrzeć, jak 79-letni aktor z rozkoszą bawi się swoją rolą, grając od skrajności do skrajności. A Pesci gra po prostu starego, pomarszczonego Pesciego z kultowych, mafijnych obrazów.

Produkcja nieuchronnie porównywana jest do kultowych Chłopców z ferajny (1990). Również tam narracja oparta jest na snutym przez głównego bohatera monologu, który z kronikarskim zacięciem opowiada o kolejnych latach swojego życia.

Jednak to dialogi stanowią główny trzon opowieści. To one pchają całość do przodu, tylko sporadycznie dając dojść do głosu obrazom. I trochę szkoda, bo te krótkie wstawki pokazują legendarny styl twórcy, który specjalizował się latami w kreowaniu wizualnej ekspresji, której magia wciąż przebija z Ulic nędzy (1973).

Przytłaczające frazesy o przemijaniu nie czynią jednak z filmu prostego sloganu. Pomimo gargantuicznego czasu trwania, można zupełnie zapomnieć o mijającym czasie i nie zerkać nerwowo na zegarek. Irlandczyk został pięknie nakręcony, a do tego jest przyjemny w odbiorze jak Wilk z Wall Street (2013) i cudownie żywy. Trochę daleko mu co prawda do największych dokonań artysty, jednak jako współczesna, melancholijna wspominka o dawnych dziejach, wychodzi zdecydowanie obronną ręką.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Oryginalny tytuł: The Irishman
Produkcja: USA, 2019
Dystrybucja w Polsce: Netflix
Ocena MGV: 4/5

5 komentarzy

  1. Film sztucznie zbudowany, na siłę. Scenariusz nie posiada głębi. Wszystko wisi gdzieś w powietrzu i nie powoduje u widza zatopienia się w fabułę. Z rzeczy oczywistych sztuczne oczy De Niro oraz ruchy starca.. kłuje w oczy i niszczy wrażenie z oglądania filmu. Dobry, ale przereklamowany i zrbiony na siłę.

    Polubienie

    1. Nie powiedzialbym, scenariusz jest bardzo ciekawy i dotyka wielu spraw takich jak: rola zwiazkow zawodowych w amerykanskim zyciu spolecznym po II wojnie swiatowej, ocieranie sie o siebie mafii i polityki, awans spoleczny klasy robotniczej, cienkiej granicy pomiedzy przyjaznia i zdrada etc.

      Sztuczne oczy De Niro sa efektem CGI, bez ktorego nie mozna by go bylo odmlodzic. W innym wypadku w ogole nie mozna by go obsadzic w filmie.

      Zdecydowanie nie zrobiony na sile, bo Scorsese planowal go od dziesieciu lat, ale nie mogl znalezc producenta!

      Oczywiscie, film ma swoje mankamenty i raczej ciezko go porownywac z wczesnym okresem tworczosci rezysera, ale jest to jedna z najlepszych rzeczy, ktore wyrezyserowal w ostatnich dwoch dekadach.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.