Czym różni się fakt od opinii?

Odróżnianie faktów od opinii było kiedyś znacznie łatwiejsze. Przed erą Internetu większość z nas była w stanie wskazać z dużą trafnością, co jest faktem a co tylko opinią. Jednak dwie ostatnie dekady doprowadziły do częściowego zaniku tej umiejętności (Mitchell et al. 2018), czego efektem jest postępujący chaos informacyjny, który wykorzystywany jest przez aktorów politycznych do polaryzowania społeczeństwa przy użyciu strategii dziel i rządź. To niebezpieczny moment, który doprowadzić może nie tylko do śmierci wspólnego języka i wspólnej rzeczywistości, ale również do eskalacji przemocy.

Zasadniczym pytaniem, które powinna sobie zadawać każda osoba obcująca z przekazami informacyjno-językowymi, czyli z debatami, wiadomościami telewizyjnymi, artykułami internetowymi, castami youtube’owymi, wpisami blogowymi, update’ami facebookowymi, tweetami, ale również z informacjami, które pojawiają się spontanicznie w każdej dyskusji prowadzonej za pomocą komunikatorów mobilnych czy „w realu”, powinno być „skąd pochodzi dana informacja?”

Jest to problem, z którym od samego początku musiała się borykać historiografia. Faktycznie, cytowanie i wykorzystywanie informacji znalezionych w innych manuskryptach a potem książkach, jest praktyką mającą przynajmniej 2,5 tys. lat tradycji. Pod koniec XVIII w. tę samą praktykę zaadaptowały młode nauki ścisłe. Autorzy publikacji naukowych zaczęli podawać źródła, z których czerpali w trakcie pisania, by udowodnić że swoich wniosków nie wyciągają z powietrza. A praktyka ta została dalej sformalizowana po drugiej wojnie światowej, dając pole formalnej analizie po wprowadzeniu Indeksu Cytowań Naukowych w 1964 r.

Większość źródeł składa się jednak bardzo często i z faktów, i z opinii (teorii, hipotez, arbitralnych sądów, ocen czy interpretacji), a różnica polega na tym, że te pierwsze są falsyfikowalne (Popper 2002), tzn. że podlegają rygorystycznemu systemowi dowodzenia opartemu na aksjomatach lub prawach naukowych albo są od nich bezpośrednio zależne. Są one jednak wszystkie niezależne od opinii. Przykładowo, równanie 2 + 2 = 4 jest prawdziwe, pomimo tego że nie jest falsyfikowalne, gdyż opiera się na aksjomatach logiczno-matematycznych, czego żadna opinia ani spór nie są w stanie zmienić.

Karl Popper (1902-1994) / twórca koncepcji falsyfikowalności

Można się oczywiście cały czas spierać, że prawdziwy wynik to 5 albo 4.2, jeśli tylko mamy na to ochotę, a nawet wierzyć w to z pełnym przekonaniem, ale w ostatecznym rozrachunku nie zmienia to samego faktu. Opinia jest więc w nauce zawsze podporządkowana faktom i sama w sobie nie ma na nie wpływu.

Wbrew pozorom, nie oznacza to jednak, że fakty są wieczne i niezmienne. Jeśli ktoś byłby bowiem w stanie udowodnić, że powyższe równanie oparte jest na fałszywych przesłankach, wtedy pojawiłaby się możliwość zrewidowania wyniku równania, a więc zmianie uległby fakt. Te przełomy nazywamy „rewolucjami naukowymi” (Kuhn 1962). Nie są one jednak możliwe bez prawidłowo przeprowadzonego dowodu – pozytywnego lub negatywnego – którego wymaga się w nauce, by móc stwierdzić, że fakt to fakt, a nie zwykła opinia czy teoria.

To właśnie prawidłowo przeprowadzony dowód sprawia, że opinia, teoria czy hipoteza naukowa staje się faktem, co najłatwiej jest zobrazować odwołując się do paralelnej koncepcji dowodu sądowego, opartego na aksjomacie wiarygodności. Ale czym jest wiarygodność? Jest to niepodważalna kompetencja zeznającego świadka bądź bezsporne powiązanie dowodu (materialnego obiektu) ze sprawą, którą rozstrzyga sąd.

Koncepcja wiarygodności zmieniała się jednak na przestrzeni dziejów, gdyż była zawsze uwarunkowana ramami kulturowymi, które są zmienne ze względu na to, że nie są zapisane w kamieniu i podlegają wielu nieustannym wpływom.

Przykładowo, przed oświeceniowymi reformami prawa wiarygodność świadka sądowego była oceniana tylko i wyłącznie pod kątem jego urodzeniem. Jeśli ktoś wnosił więc sprawę przeciwko danej osobie, np. o kradzież konia, i był artystokratą, a osoba oskarżona pochodziła ze stanu mieszczańskiego, ta druga mogła wygrać proces jedynie poprzez powołanie na świadka innego arystokraty albo dziesięciu mieszczan, których zeznania stanowiły równowartość zeznań jednego szlachcica. I tak w XVII-wiecznej Rzeczpospolitej:

Przy dowodach równej wartości (np. świadkowie) pierwszeństwo przyznawano na ogół stronie należącej do wyższego stanu, a gdy obie strony należały do tego samego stanu i przedstawiały dowody równej wartości zwykle przyznawano pierwszeństwo do dowodu pozwanemu (Bardach, Leśnodorski & Pietrzak 1985: 249).

Była to oczywiście koncepcja na wskroś niemodernistyczna, wyrastająca jeszcze z indo-europejskiej tradycji rytualno-prawnej (Modzelewski 2004), którą po modernistycznej rewolucji w tłumaczeniu świata (Latour 1993) zastępować z czasem zaczęły w całej Europie kryteria racjonalistyczno-naukowe (Bardach, Leśnodorski & Pietrzak 1985; Foucault 1993; Powell & Menendian 2010), co wynikało z prostego faktu, że wielu pionierów oświeceniowej nauki było również prawnikami. Przykładowo:

Sir Francis Bacon był nie tylko dostojnikiem i popularyzatorem nowej nauki, ale był również prokuratorem generalnym i kanclerzem Anglii. Jego idee miały duży wpływ na angielską teorię prawa a poprzez rozszerzenie na amerykańską teorię prawa. Bacon dowodził, że wywodzenie pewnych praw z empirycznych procedur uczyniłoby je bardziej naukowymi. Bacon i inni oświeceniowi juryści wierzyli w to, iż teoria prawa, czyli jego intelektualna podstawa jest wyzwaniem naukowym i że prawo powinno być rozumiane w terminach naukowych (Powell & Menendian 2010: 1053-1054, tłum. moje).

Francis Bacon (1561-1626) / pionier naukowego podejścia do prawa

Najważniejszymi z tych terminów stały się poczytalność, czyli zdrowie psychiczne, dobra pamięć, a także opinia środowiskowa i historia świadka czy też oskarżonego, co równało się z tym, że prawo zaakceptowało zdolność nauki do rozstrzygania o kompetencji mówienia prawdy (werydykcji), przez co rozprawy sądowe obfitują dzisiaj w opinie ekspertów od balistyki, psychologii, inżynierii, mediów, chemii, medycyny etc (Foucault 1993).

I tak współczesny sąd feruje wyrok skazujący bądź uniewinniający w oparciu o niepodważalny fakt przekroczenia lub nieprzekroczenia przez oskarżonego paragrafów danego dokumentu prawnego, stanowiącego w pełni wiążące, choć zmienne w czasie i przestrzeni warunki brzegowe. Fakt sądowy nie jest przy tym nigdy dany z góry, ale jest konstytuowany w drodze oceny włączonych do akt dowodów, quasi obiektów (np. nagrań z kamer), zeznań świadków, oskarżonego, wszystkich powołanych ekspertów, jak i uwagi poświęconej linii argumentacji obrońcy oraz prokuratora (Latour 2013).

Innymi słowy, obiektywny punkt widzenia nie jest dany, ale jest konstruowany w procesie sądowym, będąc rezultatem relacjonalnej sieci subiektywnych wypowiedzi związanych ze sprawą oraz powiązanych z nią w równym stopniu materialnych obiektów i quasi obiektów (ibidem). A bez niego żaden wyrok nie może zostać wydany, gdyż byłoby to rażącym naruszeniem procedur. Fakt sądowy nie może być więc subiektywny i ex definitio musi się odnosić do czegoś więcej, niż jednostkowego, anekdotycznego świadectwa, które stanowi tym samym jego logiczną opozycję.

Ale różnica pomiędzy subiektywną opinią a obiektywnym faktem zawiera się w czymś więcej niż w samej koncepcji. Zawiera się ona w łańcuchu zapośredniczonych transformacji czasoprzestrzennych, co jest pewnym skrótem myślowym, który oznacza tak naprawdę tyle, że w odpowiadaniu na wszelkie pytania konieczną, nieodzowną funkcję pełnią czas i przestrzeń.

 Przykładowo, sprawa sądowa może się ciągnąć latami, zanim nie zostanie skonstruowana „sieć obiektywizmu” (Latour 2005; 2013), w ramach której sąd będzie mógł dokonać ostatecznej oceny faktów. W tym czasie sędzia, świadkowie, oskarżony, prokurator i obrońca przemieszczą się zaś wiele razy pomiędzy salą rozpraw a miejscem zamieszkania, a do akt dołączą być może nowe dowody, które rzucą nowe światło na sprawę.

Innymi słowy, aby fakt-przed-faktem mógł być uznany za fakt, potrzebuje on często dużo czasu i przestrzeni, z czym związane są takie cnoty proceduralno-etyczne jak: cierpliwość w dochodzeniu do odpowiedzi, odpowiedzialność za własne procesy myślowe, autokrytyka czy wstrzymywanie się od przedwczesnych ocen.

Fakt jest w istocie konstytuowany w ramach pewnych procedur, a więc jego wartość rośnie wraz z jakością tychże. I to może się wydawać naprawdę alienujące, ale właśnie bezosobowość pozostaje jedyną gwarancją obiektywizmu. Z tej racji współcześni badacze społeczni pracują nad rodzajem monadyzmu, który „zeruje” pluralizm relacji (Latour, Venturini et al. 2012), co prowadzi do tzw. post-relacjonalizmu.

W opozycji do niego stoi subiektywna opinia, która szczególnie w erze dominacji mediów społecznościowych, staje się de facto powszechnym prawem każdego użytkownika. W przeciwieństwie do konstytucji faktu, wydanie opinii zajmuje zalewie kilka sekund i niewymagane są tu żadne procedury. Z tych samych powodów opinia jest więc wyjątkowo atrakcyjna dla wszystkich, szczególnie nt. bieżących wydarzeń (sportowych, gospodarczych, kulturalnych czy politycznych), które stanowią gros życia społecznego.

Rysunek ilustrujący zjawisko tzw. bańki w mediach społecznościowych

To sprawia oczywiście, że w centrum naszej kultury znajdują się media, które zbierają i przetwarzają informację. Jednak ich aktualnym problemem jest to, że większość profesjonalnych przekazów miesza powszechnie fakty i opinie, co skutkuje tym, że oddzielić je poprawnie w 80-100% mogą jedynie osoby najlepiej wykształcone i dobrze obyte z różnego typu informacjami, ale 28% badanych ma problem z choćby minimalnym rozpoznaniem, co jest faktem a co tylko opinią (Mitchell et al. 2018). To jeszcze nie większość, ale już spora grupa ludzi. 

Za ten stan rzeczy odpowiada w dużej mierze kapitalizm rynkowy, który stymuluje wprawdzie konkurencyjność pomiędzy różnymi podmiotami medialnymi, co nie znaczy jednak wcale, że ma pozytywny wpływ na ich poziom. Kiedy iPhone zaczyna rządzić gałkami ocznymi, a religia wiecznego wzrostu traci kontakt z rzeczywistością, pojawia się problem utraty kontroli nad systemem mierników, któremu nadaliśmy wcześniej „prawa absolutne”. Innymi słowy, gospodarka rynkowa zaczyna stawać się jedyną rzeczywistością, alienując tę większą, obiektywną, którą można teraz kwestionować. Niestety, jej kwestionowanie nie sprawia, że przestaje istnieć, czego doświadczamy w praktyce np. poprzez negatywne efekty zmiany klimatu.

W szerszym rozrachunku należy sobie zdawać sprawę z tego, że przez większość swojej historii człowiek żył w w rzeczywistości, w której rynek był częścią systemu kulturowo-społecznego, czyli był w nim zagnieżdżony a nie traktowany jako jego część nadrzędna (Polanyi 2001). To sprawiało z kolei, że nie był celem samym w sobie, a jego rolą było m.in. regulowanie zasadniczych problemów takich jak brak stałego kontaktu z obcymi grupami ludzi. Ale współczesna gospodarka rynkow doprowadziła do tego, że kontakt międzyludzki jest monetyzowany. Na FB nie musisz kupować żadnych usług czy produktów, bo sam jesteś produktem.

Ten stan rzeczy jest również prawdziwym problemem dla portali informacyjnych, które od dekady znajdują się pod dużą presją ze strony mediów społecznościowych. Ich zasięg i wpływy finansowe stopniowo się obniżają (Bowd 2016), co skutkuje zwalnieniem osób odpowiedzialnych za poprawne funkcjonowanie kontroli jakości (redaktorów, korektorów i weryfikatorów faktów), a więc radykalnym spadkiem jakości produkowanych materiałów, które nie są w stanie dłużej spełniać kryteriów obiektywizmu. Mówienie o faktach schodzi siłą inercji na drugi plan, a na pierwszy wchodzą materiały opiniotwórcze, które generują większy ruch, a więc zwiększają stopę przychodu z reklam.

Jest to jeden z przykładów tego, jak warunki brzegowe gospodarki informacyjnej zmieniają nie tylko reguły funkcjonowania podmiotów biznesowych, ale także kulturowo uwarunkowane kryteria podług których definiujemy, zapośredniczamy i transformujemy rzeczywistość. A to potwierdza, że ani obiektywizm, ani trzymanie się faktów, nie są ideałami danymi nam raz na zawsze i mogą zupełnie zniknąć z repertuaru kultury zachodniej, jeśli zostaną uznane za permanentne przeszkody dla działalności aktorów politycznych czy gospodarczych, których funkcjonowanie ma inną trajektorię i odmienne kryteria performatywne.

Przykładowo, żaden polityk nie jest zmuszony ze względu na swoją rolę, by mówić publicznie prawdę, być obiektywny czy trzymać się faktów. Faktycznie, ideały te mogą stać w zupełnej kontrze wobec jego dążeń, na które składają się przede wszystkim: bogacenie się, robienie kariery politycznej i powiększanie sfery wpływów. Nie znaczy to jednak, że polityk może zupełnie ignorować fakty, gdyż te, odpowiednio zinterpretowane, mogą służyć jego osobistym interesom. W tym wypadku mamy jednak do czynienia z instrumentalizacją faktu, który staje się orężem politycznym.

W ten sam sposób media traktują informację. Dziennikarze rzadko kiedy nie są świadomi faktów, ale poprzez nadanie danemu materiałowi odpowiedniego tytułu, komentarza, ilustracji czy umieszczenie go w odpowiedniem miejscu na stronie (co wynika tak naprawdę z czegoś więcej niż „lini redakcyjnej”), obracają fakt w produkt informacyjny, który staje się źródłem wpływów finansowych, będących koniec końców priorytetem każdego podmiotu gospodarczego. A profesjonalne media są koniec końców podmiotami gospodarczymi, jedynie czasem udającymi że są czymś więcej.

Fakty są więc wciąż obecne w obiegu informacyjnym i nawet jeśli stanowią coraz mniej znaczącą część przekazów medialnych, w większości przypadków udaje się je wyłuskać po odrzuceniu warstwy perswazyjnej czy manipulacyjnej. Problem w tym, że warstwa faktualna staje się coraz mniej oczywista, coraz bardziej ukryta pod grubą warstwą propagandowego mułu, co wymaga od użytkownika coraz większych kompetencji analitycznych, których znaczna większość społeczeństwa zwyczajnie nie posiada, gdyż nie są to kompetencje traktowane priorytetowo przez system edukacji publicznej.

Dostęp do faktów zostaje więc utrudniony, a dyskusja nad nimi staje się coraz rzadsza, zastępowana przez debatowanie nad opiniami, stającymi się szybko substytutami faktów, które następnie stają się „alternatywnymi faktami”, wypełniając sobą zarówno przestrzeń medialno-informacyjną, jak i umysły sporej części społeczeństwa. Sukcesywnie, kwestionowanie tych „faktów” staje się coraz trudniejsze, jako że napotyka emocjonalny opór jednostek, które traktują je jak fakty i które budują na nich swój światopogląd, swoją wizję świata, umacniając tym samym coś, co możemy nazwać niemodernistyczną ontologią, która nie zniknęła z powierzchni ziemi tylko dlatego, że gdzieś w drugiej połowie XVII w. pojawiła się nauka (Latour 1993).

Uproszczona historia ludzkich modeli gospodarczych

W ten sposób rozbieżność pomiędzy różnymi grupami społecznymi – a społeczeństwo ze swojej „natury” jest heterogeniczne – stale się powiększa, co ułatwia z kolei autorytarnym aktorom politycznym polaryzację społeczną i niszczenie konsensusu opartego na dialogu, swoistą sektaryzację, demodernizację i depuryfikację kultury, od czego tylko już mały krok w kierunku podważania trójpodziału władzy, niezależności sądów, naukowego tłumaczenia rzeczywistości, czy nawrotu do przedoświeceniowego państwa wyznaniowego.

Jeśli politycy i media zyskują bowiem prerogatywy, aby decydować o tym, co jest faktem, wszystkie modernistyczne procedury – czy sądowe, czy naukowe, czy filozoficzne – zostają efektywnie anulowane i w ten sposób wracamy do świata teologicznego autorytaryzmu, tyle że funkcjonującego teraz w ramach nowoczesnej gospodarki informacyjnej, dysponującego groźnymi rozwiązaniami technologicznymi oraz zdyscyplinowanymi organami ścigania, co oznacza znacznie większą skuteczność wcielania autorytarnych idei w życie.

I nie ma szczególnego znaczenie, że idee te nie są dłużej oparte na konsensusie społecznym, gdyż wartość samego konsensusu została zakwestionowana, co otwiera drogę do ostatecznego argumentu Cuius regio, eius religio, oznaczającego iż wolne społeczeństwo zostało w praktyce wyeliminowane z gry.

Jesteśmy oczywiście wciąż uprawnieni do opinii, ale prawo do ustalania obiektywnych faktów zostało nam odebrane przez hegemona. A że opinie bez faktów są tak samo znaczące jak kran bez wody, ich pluralizm nie ma najmniejszego znaczenia dopóki fakty są produkowane arbitralnie, na polityczne zamówienie i dopóki to one stają się jedynym mianownikiem bieżącej dyskusji.

Brak faktów likwiduje więc de facto znaczenie wolności, pluralizmu, tolerancji i konsensusu, jako że ich istnienie zostaje wykluczone przez proces hegemonicznej deobiektywizacji, która potocznie zwana jest post-prawdą. W jakimś sensie stan ten opisuje paradoks kłamcy, który zaczyna jednak dyktować warunki życia.

Conradino Beb

Prace cytowane:

Bardach, Juliusz; Leśnodorski, Bogusław & Pietrzak Michał. 1985. Historia państwa i prawa polskiego. Warszawa: PWN.

Bowd, Kathryn. 2016. “Social media and news media: Building new publics or fragmenting audiences?”. In Making Publics, Making Places. Adelaide: University of Adelaide Press.

Foucault, Michel. 1993. Nadzorować i karać. Narodziny więzienia. Warszawa: Biblioteka Aletheia.

Kuhn, Thomas S. 1962. The Structure of Scientific Revolutions. Chicago: The University of Chicago Press.

Latour, Bruno. 1993. We Have Never Been Modern. Cambridge: Harvard University Press.

—————— 2005. Reassembling the Social. An Introduction to Actor-Network-Theory. Oxford: Oxford University Press.

—————— 2013. An Inquiry into Modes of Existence. An Anthropology of the Moderns. Cambridge & London: Harvard University Press.

Latour, Bruno; Venturini, Tommaso et al. 2012. “The whole is always smaller than its parts’ – a digital test of Gabriel Tardes’ monads’”. The British Journal of Sociology 63 (4): 590-615.

Mitchell, Amy et al. 18/06/2018. Distinguishing Between Factual and Opinion Statements in the News. Pew Research Center [strona internetowa].  https://www.journalism.org/2018/06/18/distinguishing-between-factual-and-opinion-statements-in-the-news/.

Modzelewski, Karol. 2004. Barbarzyńska Europa. Warszawa: Iskry.

Polanyi, Karl. (1949) 2001. The Great Transformation. The Political and Economic Origins of Our Time. Boston: Beacon Press.

Popper, Karl. (1959) 2002. The Logic of Scientific Discovery. London & New York: Routledge Classics.

Powell, John A. & Menendian, Stephen M. 2010. “Remaking Law: Moving Beyond Enlightenment Jurisprudence”. The Saint Louis University Law Journal 54 (4): 1035-1116.

4 komentarze

  1. Świetny tekst. Drobna uwaga: autor trochę błędnie wyjaśnia pojęcie flasyfikowalności. W istocie twierdzenie 2+2=4 jest przykładem twierdzenia niefalsyfkowalnego.

    Polubienie

  2. Dodam jeszcze, że niestety w nauce nie dysponujemy dowodami takimi, że „prawidłowo przeprowadzony dowód sprawia, że opinia, teoria czy hipoteza naukowa staje się faktem”. To jest dużo bardziej skomplikowana historia.

    Polubienie

    1. Bez watpienia, ale wytlumaczenie wewnetrznych ograniczen procesow walidacji naukowych jest zbyt skomplikowane, by mozna je w ogole poruszyc w tak krotkim tekscie. Sila rzeczy, musialem wiec wyjasnienie uproscic.

      Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.