Fire! Orchestra – Second Exit (2014)

fire-orchestra-second-exit

 

Sam siebie określa jako dyskoholika, a patrząc po tempie pracy i liczbie wydawnictw, łatka pracoholika nie byłaby wcale przesadą. Większość już po tym krótkim wstępie zapewne wie o kim mowa, o Matsie Gustaffsonie, pierwszym obecnie w Szwecji free jazzowym saksofoniście.

Minął już przeszło rok odkąd z siłą nordyckiej Magmy przez świat przetoczyła się Fire! Orchestra. Oprócz bezpośrednich nawiązań do tradycji awangardowych big bandów z przełomu lat 60-tych i 70-tych, szwedzki projekt okrasił całość minimalistyczną psychedelią. Wraz z tajemniczą i dwuznaczną historią, budzącą skojarzenia z Twin Peaks, album z miejsca zaskarbił sobie uznanie zarówno publiczności, jak i krytyków.

Second Exit na pierwszy rzut oka może się wydawać tylko zwykłym wykonaniem materiału znanego z pierwszego krążka formacji. Nic jednak bardziej mylnego! Co prawda bazą obu kompozycji są fragmenty znane z Exit, lecz odmienna konstelacja personalna i improwizatorskie zapędy nadały im zupełnie nowego dźwiękowego spektrum.

W porównaniu do pierwszej odsłony skład został okrojony do 13 osób. Z całego chóru zostały tylko dwie wokalistki – Mariam Wallentin oraz Sofia Jernberg. Dodatkowo pojawiło się dwóch całkowicie nowych muzyków. Jednym z nich jest szwedzki kornecista Goran Kajfes, a innym australijski alchemik gitary, Oren Ambarchi.

Powyższe zmiany spowodowały, że brzmienie nie miażdży epickim ciężarem lecz agresywnie i zjadliwie przeszywa słuchacza. Gustaffson pewną ręką mistrza reżyseruje kolejne zbiorowe erupcje, by w odpowiednim momencie odpuścić i pozwolić muzykom odnaleźć pierwotny hałas w szalonej improwizacji. Kolejne uderzenia są łączone, czy ozdabiane halucynogennymi, elektronicznymi pulsacjami. Gdzieś przed tym wszystkim podąża zaś Ambarchi, dopełniając całości swoimi niepokojącymi frazami.

W kameralnej odsłonie Fire! Orchestra zbliżyła się do lovecraftiańskiej odnogi francuskiej sceny RIO, równie dzikiej i nieokiełznanej – szczególnie do pierwotnej manii i jazgotu Shub Niggurath. Skandynawski big band mutuje i zmienia się, by odsłonić nową twarz na kolejnym krążku, który jak zapowiedział Gustaffson, będzie miał premierę jeszcze w tym roku. Nie mogę się już doczekać, by po raz kolejny kroczyć za nimi ścieżką ognia.

Jakub Gleń

 

 

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.