Harold i Maude (1971)

Połowa dzisiejszych reżyserów dałaby się pewnie pokroić za metanarrację, którą posiada Harold i Maude. Wyreżyserowany przez jednego z największych buntowników w Hollywood – wielkiego Hala Ashby’ego, ten kultowy film jest autorskim cyrkiem filmowym z przewagą inspiracji tragikomicznych, którego siła manifestu okazała się jednak za wielka nawet na liberalne lata ’70.

Po małym starcie i krótkim rozbiegu dzieło zostało ściągnięte z ekranów przez Paramount w desperackiej próbie odcięcia się od kontrowersyjnej wizji reżysera, który sfilmował jeden z najdziwniejszych scenariuszy swoich czasów (napisany przez czyściciela basenów, Colina Higginsa) włączając w to Easy Ridera, Two-Lane Blacktop, McCabe’a i panią Miller czy Papierowy księżyc. To nie miał być jednak od początku lekkostrawny film, pomimo że taki właśnie udawał – mimo otoczki „farsy” obraz ten był czymś absolutnie przeciwnym.

Będąc jednym z najszczerszych rzeczników kontrkultury w amerykańskim przemyśle filmowym lat ’60/’70, Hal Ashby spędzał całe dni w pokoju montażowym i rozmyślając nad każdym pojedynczym kadrem, który przyjdzie mu sfotografować. Znany jako gość pałający szczerym gniewem wobec establishmentu – który po odebraniu Oscara w 1967 za montaż do W upalną noc, stwierdził że użyje go jako stopki do drzwi – Hal popierał Césara Cháveza i kochał ładne blondynki oraz jaranie jointów (tuż obok niego znajdowała się zawsze torba pełna trawy), a w późniejszym okresie zainteresował się także właściwościami kokainy.

Efektem jego długiego doświadczenia montażowego – skutek pracy w Republic, u Disneya, w Columbii, czyli wielu lat katorgi w Hollywood – był film czerpiący garściami z osiągnięć francuskiej Nowej Fali. Harold i Maude był w takiej samej mierze autorską wizją, co parodią tak tradycyjnego gatunku filmowego (i teatralnego), jak komedia. Harold i Maude nie jest jednak obrazem, który łatwo przychodzi sklasyfikować właśnie ze względu na wszechobecne autoryzmy Ashby’ego.

W okresie, w którym Hollywood było szturmem podbijane przez swobodnych jeźdźców w rodzaju Martina Scorsese, Dennisa Hoppera, Johna Cassavetesa czy Roberta Altmana, amerykańskie kino miało bardzo specyficzny smak, będący w dużej mierze pochodną tripów na kwasie, politycznego sprzeciwu, rewolucji seksualnej i ogólnego rozczarowania kierunkiem, jaki obierała kultura Zachodu. Nie było jednak chyba artysty, w którego twórczości zajadły sprzeciw wobec rzeczywistości społecznej byłby silniejszy niż u Hala Ashby’ego.

Harold i Maude jest być może najważniejszym z niekomercyjnych filmów reżysera, jeśli Powrót do domu jest najważniejszym z jego komercyjnych dzieł. Dzisiaj nie pamięta o nim już chyba praktycznie nikt poza koneserami renesansu kina autorskiego – reżyser zmarł pod koniec lat ’80 – co jest wielką szkodą, gdyż można go umieścić bez kompleksów pomiędzy najlepszymi filmami Lindsaya Andersona i Luisa Buñuela.

Prosta historia młodego mężczyzny i starszej kobiety nabiera u Ashby’ego w istocie wymiaru taoistycznego czy nawet magicznego. Jedno z utrwalonych tabu współczesnej kultury Zachodu – związek miłosny pomiędzy dwoma osobami o dużej różnicy wiekowej – zostaje przez artystę zamienione w przypowieść o nauce życia i poszukiwaniu szczęścia w społeczeństwie, wyalienowanym z prawdziwych pragnień, pasji i żądz, odciętym od natury i własnych instynktów.

To oczywiście jedna z myśli, która często powtarzała się w kontrkulturowych hasłach lat ’60, wyjęta wprost ze słownika Abbiego Hoffmana, który wyraźnie namawiał do „pieprzenia się na ulicach”, co w 1971 wciąż wydawało się świeżym pomysłem na temat do filmu. Należy jednak pamiętać, że kac po latach gniewu stawał się odczuwalny. Mimo tego stery Hollywood bez problemu przejęło pokolenie frików i filmowców, którzy postrzegali się jako artyści na wzór europejski.

Ten klimat jest mocno odczuwalny w Haroldzie i Maude, przez który przewija się wciąż refleksyjny, country rockowy soundtrack Cata Stevensa – wyraz powrotu do korzeni i znak końca psychedelicznego rozpasania, którego herosi padali jak muchy. Na fali byli w w tym czasie Crosby, Stills & Nash, a rozpęd brała kokaina.

W tym okresie transpozycji ideałów i stopniowej radykalizacji Nowej Lewicy, młodzi Amerykanie chcieli oglądać więcej filmów, jak Easy Rider, a cała reszta społeczeństwa chciała się tych młodych radykałów pozbyć jak najszybciej z kraju. Pokoleniowa wojna do 1971 dotarła już wszędzie i szykowała się także do zaatakowania oficjalnej polityki wykorzystując do tego demokratyczny system wyborczy. Te kilka lat – zwykle mówi się o okresie 1969-1978 – stały się znane w kinie amerykańskim jako „dekada pod wpływem” (dopowiedzcie sobie sami).

Proste historie są zazwyczaj najlepsze. To wprawdzie truizm, ale świetnie się sprawdzający w przypadku filmu Ashby’ego, który jest typową dla kina autorskiego lat ’70 historią opartą na charakterach, gdzie intryga jest żadna i służy jedynie jako pretekst do zabawy formą, którą zręcznie wygina się w stronę kulturowo-społecznego manifestu.

Fantastyczne aktorstwo i piękne, surrealistyczne sceny czynią z filmu dzieło wybitne z niezwykle wyraźnym przesłaniem, które spodoba się widzom, lubiącym filmy z jajami, gdzie ważny jest charakter reżysera – artystyczna pasja komunikowania się twarzą w twarz. Tego na  pewno nie zabrakło Ashby’emu, który nie omieszkał się również sam umieścić w filmie – jego cameo znajdziecie w scenie, w której Harold gapi się przez szybę na kolejkę elektryczną. Hitchockowski pedantyzm czy bunuelowska ironia? Obraz Ashby’ego jest oryginalnym wehikułem ideologicznym i pokazem fajerwerków warsztatu, które jeszcze kilka lat wcześniej były uważane za błędy techniczne.

Harold i Maude to jeden z tych filmów, które stworzyły historię kina, nawet jeśli nigdy nie znalazły się w „kanonie”. Równie wartościowy co Ojciec chrzestny czy Taksówkarz, chociaż znacznie bardziej wygięty ze swoim surrealizmem scen samobójstwa Harolda, którego życie w rodzinie należącej do wyższej klasy średniej staje się punktem wyjścia do krytyki pustki duchowej burżuazji, jest wprawdzie artefaktem swoich czasów, ale jego przesłanie jest tak samo aktualne, jak 40 lat temu.

Nie znajdziecie tu dużych nazwisk aktorskich, Bud Cort (Harold) dał się poznać zaledwie rok wcześniej w M*A*S*H, a Ruth Gordon (Maude) była podstarzałą aktorką z Broadwayu, ale ich role pierwszoplanowe są wybitne. Nie da się przerobić tego okresu w kinie amerykańskiem bez zobaczenia Harolda i Maude, który ostatecznie został zrestytuowany przez krytyków po swojej spektakularnej klapie finansowej w 1971 i dzisiaj jest traktowany jako dzieło prawdziwie kultowe! Tu naprawdę nie ma się nad czym zastanawiać, ten film po prostu trzeba zobaczyć!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Harold and Maude
Produkcja: USA, 1971
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 5/5

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.