Jordan Peele z impetem wdarł się na filmowe salony wraz ze swoim głośnym debiutem Uciekaj! (2017). Umiejętnie łączący horror z satyrą społeczną film, okazał się wielkim hitem, przynosząc twórcy statuetkę Oscara za scenariusz. Nic więc dziwnego, że wielu widzów było dobrze przygotowanych na następny obraz twórcy – To my. Mikstura, którą tym razem przygotował artysta, to wybuchowa mieszanka stylów i kolejny krok w jego obiecującej karierze.
Bez trudu odnajdziemy tutaj paralele łączące film z Uciekaj! Oba dzieła obierają za punkt wyjściowy traumatyczne wydarzenia z przeszłości głównego bohatera. W przypadku tego drugiego jest to dziwne spotkanie małej Adelaide (Lupita Nyong’o) ze swoim sobowtórem w tunelach parku rozrywki na plaży Santa Cruz.
Przenosząc się do teraźniejszości, obserwujemy dorosłą już bohaterkę, która wraz z mężem Gabem (Winston Duke) i dwójką dzieci, nastoletnią Zorą (Shahadi Wright Joseph) oraz synem Jasonem (Evan Alex), ma zamiar spędzić weekend w domku nad zatoką.
Pierwszy akt wyśmienicie buduje napięcie, dając nam subtelne podwaliny pod rozwój kolejnych wydarzeń. I wszystko to zanim rodzina Wilsonów dostrzeże na podjeździe swojej posesji tajemniczą rodzinę w czerwieni.
To my od samego początku stanowi dowód na ewolucję warsztatu Peele’a. Sam choćby montaż dźwięku w prologu, połączony ze specyficzną pracą kamery, sprawia że prezentowana w nim promenada, będąca w założeniu miejscem zabawy, wygląda wyjątkowo złowieszczo. Te wczesne sceny utwierdzają nas w przekonaniu, że twórca nauczył się wykorzystywać ciszę przy budowaniu nastroju.
Jednocześnie scenariusz, podobnie jak w Uciekaj!, jest tak starannie skonstruowany, że humor organicznie wpisuje się w ton obrazu. Pomaga on w jeszcze mocniejszym umiejscowieniu postaci na filmowej planszy, zarówno przed jak i po pojawieniu się tajemniczych sobowtórów. Komediowe elementy robią ponadto za granicę oddzielającą bohaterów od ich „cieni”, jeszcze mocniej podkreślając ich indywidualne cechy.
Mówiąc zaś o postaciach, nie trudno nie popaść w zachwyt nad podwójną rolą Lupity. Ta, mająca na koncie Oscara za drugoplanową rolę w Zniewolonym (2013) aktorka, dała wybornie ekspresyjny pokaz scenicznego warsztatu. Jej finałowe starcie na pewno przejdzie do kanonu tych najważniejszych dla kina grozy!
Wydawać by się mogło, że jedynym, mogącym podzielić widownię elementem filmu, jest jego myśl przewodnia, choć Peele dość jasno pokazuje, że kryje się tutaj głębszy sens, pozostawiając jednocześnie wiele interpretacyjnej przestrzeni dla widza.
Istnieje wprawdzie szablon odczytywania tego dzieła jako obrazu o traumie, przywilejach, problemach tożsamości społecznej oraz, oczywiście, walce z „innym mną”. I trzeba przyznać, że w tej materii film faktycznie działa jak duchowy spadkobierca serialu Strefa mroku (1959-64), który reżyser ma zamiar wskrzesić!
Peele mógł z łatwością spocząć na laurach i próbować odtworzyć to, co zagrało w przypadku Uciekaj! Rzucił jednak wyzwanie samemu sobie i zmierzył się z prowokującą do myślenia alegorią horroru. Dzięki temu To my stał się obowiązkowym punktem na mapie każdego kinomana i zapoczątkował wiele interesujących dyskusji na temat zawartej w nim symboliki.
Dla wszystkich innych może być to jednak po prostu dobry, rozrywkowy film, służący równocześnie jako nienachalny komentarz społeczny. Przyznać jednak trzeba, że Jordan Peele to reżyser, którego twórczość zarówno już jest, jak i dopiero się zaczyna.
Oskar „Dziku” Dziki
Tytuł oryginalny: Us
Produkcja: USA, 2019
Dystrybucja w Polsce: tylkohity.pl
Ocena MGV: 4/5