Rock psychedeliczny zapożycza swoją nazwę z kluczowego dla lat ’60 słowa psychedeliczny (lub psychodeliczny) – oznaczającego „ujawniający duszę” lub dosłownie „wznoszący duszę” – stworzonego przez kanadyjskiego psychologa Humphreya Osmonda w liście do Aldousa Huxleya.
Oryginalnym twórcą terminu „rock psychedeliczny” jest Tommy Hall, ideolog i tekściarz legendarnej grupy The 13th Floor Elevators z Austin w Teksasie, który użył go po raz pierwszy na początku 1965 określając w ten sposób muzykę graną przez świeżo założony projekt. Nazwa ta z czasem przyjęła się na dobre i zaczęła odnosić do stylu muzyki gitarowej, komponowanej pod wpływem środków psychedelicznych tj. marihuana, pejotl czy LSD-25, która do 1968 stała się pełnoprawnym gatunkiem muzycznym całkowicie zmieniając funkcję muzyki jako takiej.
Z dużą pewnością można powiedzieć, że nie istnieje w historii kultury współczesnej drugi gatunek tak heterogeniczny i wieloźródłowy, gdyż psychedelia wyrasta w takim samym stopniu z folku, rhythm and bluesa, country, free jazzu, surfu, jak i muzyki latynoskiej, rock’n’rolla, muzyki klasycznej, muzyki sitarowej, marszów cyrkowych oraz wielu innych stylów, z rozmachem przekraczających granicę muzyki rozrywkowej i gitarowej.
Pierwszy – choć instrumentalny – utwór o psychedelicznym tytule został nagrany przez proto-surfową grupę The Gamblers w 1960 i wypuszczony na 7″ singlu LSD-25 / Moon Dawg. Kwasowa konotacja została jednak użyta z bardzo prozaicznego powodu – producent grupy wypatrzył gdzieś w gazecie notkę na temat eksperymentów z użyciem LSD i stwierdził, że to dobry ruch rynkowy.

Słowo psychedeliczny miało się po raz pierwszy pojawić w tekście utworu muzycznego dopiero w 1964, kiedy nowojorska grupa folkowa The Holy Modal Rounders zdecydowała się zaśpiewać: Got my psychedelic feet in my psychedelic shoes… zainspirowana popularnością świeżo opublikowanej książki Doświadczenie psychodeliczne autorstwa Timothy Leary’ego, Ralpha Metznera oraz Richarda Alperta, która korzystając ze struktury Tybetańskiej Księgi Zmarłych prowadziła współczesnego, amerykańskiego czytelnika przez trip na kwasie. Ten sam rok może być także uznany za nieoficjalny początek rocka psychedelicznego, który oryginalnie wykiełkował w starej, wiktoriańskiej dzielnicy San Francisco, znanej jako Haight-Ashbury od nazwy dwóch, krzyżujących się ze sobą ulic, w okolicy parku Golden Gate.
Pierwszym zespołem z San Francisco, grającym rock psychedeliczny – dziwaczną fuzję folk rocka, rock’n’rolla i country w stylu klasycznego jug bandu – był kwartet The Charlatans. Pomimo tego, że już latem 1965 zespół stał się gwiazdą legendarnego, kontrkulturowego przybytku Red Dog Saloon w Virginia City, w Nevadzie i dał początek scenie psychedelicznej San Francisco, na skutek braku szczęścia miał wypuścić swój pierwszy album dopiero w 1969, kiedy psychedelia przeżywała schyłek popularności.
Mimo tego The Charlatans należy uważać za absolutnych pionierów stylu – zespół był bezpośrednią inspiracją do przekształcenia folkowego/rhythm and bluesowego zespołu The Warlocks w elektryczny projekt The Grateful Dead, który za sprawą legendarnego chemika Stanleya Owsleya został przedstawiony Kenowi Keseyowi i w efekcie stał się nieodłącznym elementem prowadzonych przez pisarza Prób Kwasu – imprez/happeningów, na których trip na LSD był wzmacniany przez użycie stroboskopów, ultrafioletów, muzyki rockowej i kreatywnego chaosu.
Pierwszą, oficjalną kompozycją, która może być uważana za rynkowo-medialny początek rocka psychedelicznego był teksaski klasyk You’re Gonna Miss Me, napisany w 1964 przez Roky’ego Ericksona i pierwotnie wykonywany przez niego z garażową grupą The Spades, którą ten za namową Tommy’ego Halla opuścił jednak z początkiem 1965. Utwór został następnie przearanżowany dla The 13th Floor Elevators i znalazł się na przebojowym singlu grupy osiągając #55 pozycję na Liście Billboardu w czerwcu 1966.
Inna wersja kawałka została nagrana na potrzeby płyty The Psychedelic Sounds of the 13th Floor Elevators, wydanej w listopadzie 1966. Mityczni pionierzy psychedelii z Teksasu rozpadli się jednak pod koniec 1968 na skutek procesu sądowego za posiadanie marihuany jendnego z członków grupy i wzrastającej niestabilności psychicznej młodego Roky’ego Ericksona, nękanego ciężką sytuację rodzinną i heroinizmem.

Mimo historycznego pierwszeństwa znacznie większy impet na wyłonienie się rocka psychedelicznego miał utwór Eight Miles High, napisany przez Davida Crosby’ego i Rogera McGuinna z The Byrds. Wypuszczony na rynek jako singiel 7″ w styczniu 1966, kawalek korzystał z bogatego brzmienia dwunastostrunowej gitary elektrycznej Rickenbackera i minorowej skali melodycznej dyskretnie odnosząc się także do samego doświadczenia psychedelicznego – muzycy świadomie probowali emulować brzmienie Ravi’ego Shankara i Johna Coltrane’a będąc od przynajmniej roku dobrze zaznajomieni z efektami LSD.
Pomimo wielkiej popularności kawałek został nagle zbanowany na skutek nacisku konserwatywnych grup społecznych widzących w nim reklamę narkotyków. Eksperymenty The Byrds (pochodzących z Los Angeles) przekonały jednak wiele lokalnych grup folkowych i garażowych do pójścia tą samą drogą. Wśród nich znalazły się takie gwiazdy, jak Love oraz The Doors, a po drugiej stronie oceanu sami The Beatles.
W międzyczasie rolę popularyzatorów nowego brzmienia przejęli głównie headzi z San Francisco, gdzie tzw. scena ballroomowa rozkręcała się dynamicznie od pierwszej, legendarnej imprezy tanecznej, zorganizowanej przez kolektyw Family Dog w październiku 1965. Kluczowymi zespołami, związanymi ze sceną były The Grateful Dead, Quicksilver Messenger Service, Big Brother & The Holding Company, The Jefferson Airplane, Moby Grape a także utworzeni w pobliskim Berkeley Country Joe & The Fish. James Gurley – gitarzysta Big Brother & The Holding Company – jest uważany przez samą scenę za ojca chrzestnego psychedelicznej gitary i twórcę podwalin stylu w okresie 1964-66, w oparciu o strukturę dwunastotaktowego bluesa i improwizacje melodyczno-rytmiczne, inspirowane późnym dorobkiem Johna Coltrane’a.
W okresie 1966-68 w Stanach Zjednoczonych rozpalone zostają cztery główne ogniska rocka psychedelicznego: wspomniana wyżej scena z San Francisco (San Francisco sound), scena z Los Angeles, scena teksaska (Austin, Houston) oraz psychedelia Wschodniego Wybrzeża (Nowy Jork, Boston, Waszyngton). Na scenie Los Angeles oprócz The Doors oraz Love pojawiają się takie zespoły jak West Coast Pop Art Experimental Band, The Strawberry Alarm Clock, The Fraternity Of Man, The Electric Prunes czy The Other Half.

Teksas eksploduje z garażowo-psychedelicznymi królami z The Moving Sidewalks (założonymi przez Billy’ego Gibbonsa, ZZ Top), a także kultowymi Shiva’s Head Band, The Conqueroo, The Golden Dawn, Fever Tree czy Bubble Puppy. Nowy Jork objawia z kolei swój talent w postaci The Velvet Undeground czy The United States Of America, zaś Boston wychodzi z podziemia w postaci Beacon Street Union, Eden’s Children i The Ultimate Spinach. Niedocenianym, ale bardzo interesującymi zespołami z Detroit są genialni SRC i The Amboy Dukes. Oprócz nich do rozwoju rocka psychedelicznego przykładają się także muzycy z Chicago, m.in. Paul Butterfield Blues Band, The Electric Flag oraz H.P. Lovecraft.
Kluczowym momentem dla rozwoju rocka psychedelicznego jest pojawienie się Jimiego Hendrixa, który wraz ze swoim pierwszym albumem Are You Experienced? (1967) oraz bardziej eksperymentalnym Axis: Bold As Love (1967) nagle ukazuje się jako największy gitarzysta awangardowy swoich czasów. Jego mityczny występ na Pop Festival w Monterey zostaje skwitowany jako „zrabowanie koncertu”, co oznacza iż Hendrix po prostu skasował wszystkich wyznaczając tak wysoki poziom, że nawet muzycy uważani do tej pory za wybitnych poczuli, że nie mają już nic więcej do powiedzenia.
Wydany w 1968 album Electric Ladyland staje się najlepszym podsumowaniem ery psychedelicznych eksperymentów zrywając ze wszystkimi tradycyjnymi standardami w muzyce, a także wyznaczając nowe ścieżki rejestracji dźwięku, produkcji i masteringu. Kompozycje Hendrixa, oscylujące pomiędzy blues rockiem, ambientem, swobodną improwizacją i esencją kwaśnego grania są do dzisiaj niedoścignione i należą do najwyższych form muzycznych, kiedykolwiek zarejestrowanych przez człowieka.

Jako, że największy rozkwit zawsze zawiera w sobie nasiona upadku, lato 1967, które przejść miało już na zawsze do historii jako Lato Miłości, staje się także poczatkiem końca rocka psychedelicznego. Większość grup z San Francisco podpisuje w tym okresie kontrakty nagraniowe z dużymi wytwórniami (Jefferson Airplane z RCA, The Grateful Dead z Warner Bros, a Big Brother & The Holding Company z Columbią) i nagrywa swoje pierwsze, psychedeliczne albumy, z których Surrealistic Pillow (1967) czy Cheap Thrills (1968) należą do najbardziej znanych i cenionych.
Jednak ten spektakularny sukces ma swoją cenę i w momencie, w którym Ameryka obserwuje fenomen Woodstock w 1969, większość z nich przeżywa już kłopoty związane z eksplozją ego i samoznaczenia muzyków, eskalacją alkoholizmu, amfetaminizmu i niszczącym wpływem menadżerów muzycznych, którzy na wszelkie sposoby próbują zmuszać grupy do grania według ekonomicznych reguł gry.
Punktem szczytowym dla psychedelii staje się komercyjny sukces płyty Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band (1967), nagranej przez The Beatles. Album otwiera eksperymentalnym artystom wrota rynku po obu stronach oceanu, ale stawia gatunek na równi z muzyką pop, w efekcie pozbawiając go rewolucyjnego potencjału i podziemnej aury.
Wkrótce ta nowa, głównie brytyjska mutacja – pop psychedeliczny czy pop barokowy – wpływa na styl grania wszystkich muzyków, marzących o wielkiej karierze dając początek europejskiej, południowoamerykańskiej i japońskiej, miękkiej psychedelii. Prowadzona sukcesem i popularnością Beatlesów scena brytyjska staje się w okresie 1967-68 główną siłą rynkową, dającą psychedelicznym eksperymentom łatwość odbioru i przebojowość pop rocka.
The Kinks nagrywają lekki album The Kinks Are The Village Green Preservation Society (1968), The Zombies proponują nowe oblicze na Odessey and Oracle (1967), a Nirvana pozostawia przepiękny album All Of Us (1968). Trochę bardziej eksperymentalne ostrze oferują The Small Faces, którzy wypuszczają legendarną płytę Ogdens’ Nut Gone Flake (1968) oraz Pink Floyd ze swoją kosmiczno-popową Piper At The Gates Of Dawn (1967). Część sceny brytyjskiej omija jednak pop rockowe płycizny kontynuując misję twardej psychedelii, jak grupy The Open Mind, The Misunderstood czy Crazy World Of Arthur Brown, których muzyka zyska własną nazwę – freakbeat.
Szybka zamiana kontrkulturowych ideałów rocka psychedelicznego w produkt rynkowy i ich dokładna, medialna preparacja ma jednak przynieść zgubne skutki i w efekcie zabić styl, który całkowicie wypala się w okresie 1968-1970. Zastąpiony z jednej strony przez prosty i melodyjny country rock w USA – który jest sposobem na powrót do korzeni – a z drugiej przez matematycznie zaaranżowany i przesadnie oddany popisom solowym rock progresywny w Europie – bezpośrednie dziecko dzikich, kwasowych popisów – rock psychedeliczny w obliczu rozpadu pierwotnej energii sceny powoli staje się artefaktem przeszłości. Gwoździem do trumny gatunku mają się okazać trzy tragiczne wydarzenia: zapicie się na śmierć Janis Joplin, zabójstwo Jimiego Hendrixa przez amerykańskie służby specjalne i do dzisiaj nie wyjaśniona śmierć Jima Morrisona z The Doors.
Wraz z odejściem herosów rocka psychedelicznego, pozostałości sceny są zmuszone przystosować się do wymagań nowej publiczności, która odczuwa coraz większe zmęczenie kontrkulturową batalią z amerykańskim systemem politycznym, protestami przeciwko Wojnie w Wietnamie i brakiem reform w sferze polityki antynarkotykowej. Zabójstwo Sharon Tate przez Rodzinę Mansona także wywiera swój druzgoczący efekt, zwielokrotniony przez media, które okrzykują Charlesa Mansona hipisem.

Rewolucyjny zapał ustępuje w końcu miejsca melancholijnej refleksji, a bezpardonowa walka z systemem daje początek oficjalnym, politycznym sposobom reformy społeczeństwa. Rock psychedeliczny nigdy jednak nie przestaje inspirować kolejnych pokoleń i w końcu odradza się w formie neopsychedelii, stoner metalu czy psy trance’u – form muzycznych w takim samym stopniu zainspirowanych efektami środków psychedelicznych, co dokonania pionierów z lat ’60.
Conradino Beb
Piekny hymn do Geniuszy tamtych lat…..łezka się zbiera…
PolubieniePolubienie
Spotkałem sie gdzieś z takim osądem, ze pierwszym psychedelicznym utworem w historii muzyki jest ,, Symfonia Fantastyczna. Epizod z Życia Artysty” Hectora Berlioza z 1830. Nie znam tej kompozycji i nie wiem, czy Berlioz coś wciągał, ale kto wie… w końcu romantyk, a oni jechali równo, chocby na opium ( Coleridge ).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie jestem znawca tworczosci Berlioza, ale sprawdze ta symfonie z obywatelskiego obowiazku 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A co z europejską falą psychodelii? Gdzie kraut i space rock, gdzie ? Bardzo merytoryczny tekst, szkoda, że brakuje kontynuacji.
PolubieniePolubienie
Yo! Ja wiem, ze przy innych polskich materialach na temat rocka psychedeicznego to wyglada jak monografia, ale to tylko prosty wpis encyklopedyczny, ktory nie bedzie kontynuowany online. Dla krautrocka jest osobny wpis (kliknij w Vangopedie), a space rock jest za malym zjawiskiem, zeby mu poswiecac osobny material, no i nie ma kto go pisac. Pzdr.
PolubieniePolubienie
Istotnie, progresywny rock był dzieckiem psychodelii, a co więcej – przejście między jednym a drugim było bardzo płynne. Najlepiej to słychać (bo „widać” byłoby nieadekwatne), jeżeli kolejno posłuchamy całej dyskografii Pink Floyd. Z tego powodu cały rock progresywny bywa czasami – nieadekwatnie – określany jako „psychodeliczny”. 🙂 Zastanawiam się też, w jakim stopniu muzyka elektroniczna wywodzi się z psychodelii (Wendy Carlos, poniekąd Kraftwerk) i progresji (Tangerine Dream, Jarre).
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak, faktycznie to przejscie sie juz zaczyna w okolicach 1968 i bywa okreslane jako proto-prog. Tu szczegolnie nalezy przypomniec pierwsze plyty Spirit, czy rzadka plyte Art (pozniej przemianowanych na Spooky Tooth). No a Floydzi to wiadomo, ‚Atom..’ to juz czysty prog, zreszta ja po latach tylko ich toleruje do ‚Ummagummy’, reszta to juz dla mnie pompatyczne piardy Watersa, zawodowego artysty.
Okreslanie proga w Polsce jako psychedelii bierze sie zas z tego, ze nie bylo przez dlugi czas wyraznej swiadomosci odrebnosci obydwoch gatunkow, a takze z tego, ze dziennikarze radiowej 3jki nie zarli kwasow 😀 Tak, to wina tych dziadow, odciecia Polski od swiata i samozadowolenia z wlasnej ignorancji, wtedy traktowanej jako wiedza tajemna 🙂
Elektronika byla u swego zarania bardziej zwiazana z tradycja awangardy i minimal music (wyszukaj u nas post pt. Playlista wczesnej psychedelii, tam troche bedzie), ale juz pod koniec lat ’60 przeszla w rece kwasiarzy tj. Joe Byrd (The United States of America) czy kultowy duet Silver Apples. Tu mozna sie przy okazji doszukac zwiazkow z Terrym Rileyem, bo ten pierwszy byl jego studentem, wiec te dwie sciezki (intelektualno-uniwersytecka i kontrkulturowo-dragowa) sie tu przeciely.
Duzo mozna by o tym pisac, ale znajdziesz u nas sporo wpisow na te tematy, jesli pogrzebiesz w archiwach wykorzystujac tagi!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Co do Pink Floyd wpływ Syda Barretta był kluczowy. Był to genialny gitarzysta, niestety “odjechał” za daleko i za szybko. Chyba najlepszą analizę jego geniuszu popełnił Chris Cutler w “File Under Popular” wydanej też w Polsce.
Co do przejścia z rocka psychedelicznego do progresywnego…było to czymś naturalnym. Niestety ten ostatni przeobraził się potem w koszmarne swoje oblicze będące zaprzeczeniem swej nazwy. Zniknęły wizje a w ich miejsce pojawiły się konstrukcje.
Terry Riley i cały nurt minimal i periodic music – tak! tu związków z rockiem psychodelicznym jest dużo…..śmiem powiedzieć, że to nawet “salonowa” i wykształcona 😉 odmiana muzyki psychedelicznej – w końcu też miała służyć odsłonięciu tego co nas interesuje, choć w bardziej metodyczny sposób.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Polacy czesto myla minimal music z muzyka psychedeliczna, wrzucajac to zazwyczaj do jednego wora. Ile razy czytalem jakies wypowiedzi, gdzie caly nurt drone byl okreslany jako psychedeliczny, pomimo tego ze to jest kolejna odmiana minimal music. Nie mam pojecia co jest powodem tej konfuzji, choc faktycznie oba nurty od czasu do czasu sie przecinaja… choc zdecydowanie bardziej ciagnie do psychedelii minimalistow niz psychedelistow do minimalu. Terry Riley jest dobrym przykladem, bo zezarl LSD i pod tym wplywem nagral swoj legendarny album „A Rainbow In Curved Air”.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zapewne powodem tego mylenia jest nieostra definicja psychedeliczności, albo brak rozeznania w temacie, bo często słyszę, że dla niektórych psychedeliczny (psychodeliczny, bo tak potocznie się utarło i wielu z uporem lansuje tą wersję, tak jak karma zamiast karman) oznacza dziwaczny, albo ponarkotykowy i wtedy psychedeliczny jest nawet Odział Zamknięty 😉 /taki żarcik/ Samo zjawisko rocka (muzyki) psychedelicznej jest niejednoznacznie – szczególnie jeśli mówimy już o latach 70-tych i dalej. Bo wcześniej to wiadomo, wystarczy posłuchać “Live Dead” Grateful Dead i wszystko jasne.
https://polldaddy.com/js/rating/rating.js
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Tak, Spooky Tooth i msza rockowa ,,Ceremony”. Przeciekawy clash, Gary Wright meets Pierre Henry.
PolubieniePolubienie
Ja bym showcase etapu przejsciowego / proto-progu przedstawil tak:
Art, Supernatural Fairy Tales, Island Records, UK, 1967:
The Left Banke, Walk Away Renee/Pretty Ballerina, Philips, UK, 1967:
Procol Harum, Procol Harum, Regal Zonophone, UK, 1967:
Spirit, Self-titled, Ode Records, USA, 1968:
Nalezy dodac, ze „The Court of the Crimson King” King Crimson zostal nagrany 21-23 lipca 1969, a to juz jest twardy prog, wiec gatunek faktycznie zaczal sie wykluwac przynajmniej dwa lata wczesniej. Roznica lezy w zasadzie tylko w brzmieniu, sciana dzwieku Phila Spectora wykorzystana do podbudowania quasi klasycznej aranzacji.
No i oczywiscie mozna jeszcze do tego dodac debiut Colosseum, choc to nie jest plyta idaca w wyraznie progowym kierunku, a raczej zawiera ona pewne elementy z rockiem progresywnym wspolne.
PolubieniePolubienie
W ,,In the Court…” za ,,,ścianę dżwięku” robi mellotron . Takie brzmienie z mellotronową harmonią i gitarą akustyczną oraz fletem na pierwszym planie Crimsoni wywiedli z ,, Days of the Future Passed ” Moody Bluesa 1967 , concept albumu nagranego z udziałem orkiestry symfonicznej – tyle że KC zbudowali na tym konkretną formę.
Mellotron do rocka wprowadził Graham Bond, związany z bluesową ,,stajnią” Alexisa Cornera, rzekomo nieślubny syn Alaistera Crowleya.
PolubieniePolubienie
do progu Mercator Projected east of eden bym dorzucił
PolubieniePolubienie
Nie znalem tego, dzieki za dorzucenie do listy.
Faktycznie, wpasowuje sie w okres przejsciowy pomiedzy psychem, a progiem!
PolubieniePolubienie
Jody Grind ,, One Step On” 69′ , Peter Brown & Piblokto ! ,, Things May Come and Things May Go” 70′ , może też Edgar Broughton Band.
PolubieniePolubienie
No i na pewno wczesny Jade Warrior.
PolubieniePolubienie
Lepiej bys linki powklejal, zebym nie musial szukac 🙂
PolubieniePolubienie
PolubieniePolubienie
’71 to juz jest prog pelna geba, bo swiat sie onanizuje do „Atom Heart Mother” 🙂 Ale calkiem przyjemny ten Jade Warrior, taki folkujacy klimat pokrewny Gentle Giant.
PolubieniePolubienie
No to rok wstecz :
PolubieniePolubienie
A to mi sie podoba!
PolubieniePolubienie
No to masz na drugie danie, nie słyszałem tego jeszcze , wrzucam w ciemno :
… i jakby miało nie spasić, to ta powinna:
PolubieniePolubienie
. In fact, the album even included a couple of warnings: “Only listen once a day to this record. Your brain might be destroyed” and “After listening to this record your friends won’t know you anymore”. Due to either these warnings, or perhaps the content of the album, or both, the album was banned in several countries (presumably in countries under right-wing dictatorships at that time, like Spain, Portugal, and Greece, and communist countries as well, if anyone smuggled this album through the Iron Curtain, that is).
Badtripowe arcydzieło
PolubieniePolubienie
Bardzo ciekawe, choc jakies specjalnie badtripowe to nie jest moim zdaniem 🙂
PolubieniePolubienie
Jeśli szukacie mocnego badtripu to polecam Mad River – pierwszy krążęk, bo potem zabrali się za country
PolubieniePolubienie
Brainticket to klasyka krautu, jak na tamte czasy to koncowka albumu jest dosyc ostra. Jedna z kluczowych inspiracji Nurse With Wound czy Current 93. No i momentami pieknie jazzuja, bardzo lubie :).
PolubieniePolubienie
Patrząc po składzie, to takie multi-euro, Szwajcarzy, Angielka , Belg, jako lider.
,, Psychonaut” to też znakomite, inteligentne gramie , choć już bez takiej schizy.
PolubieniePolubienie
Muszę się tym podzielić, bo dla takich odkryć warto żyć. Coś nieprawdopodobnego …
Jedno płytowa efemeryda , powołana do życia przez członków nieistniejącego już wtedy Uriel, tylko na czas jednodniowej sesji studyjnej. Materiał skomponowany naprędce i nagrany na setkę przez 18-latków !!! W składzie m. in. Steve Hillage i jeden z najzdolniejszych organistów tamtych lat , Dave Stewart ( nie ten z Eurythmics ) , filar póżniejszego , progowego Egg.
Chłopaki chyba cyrograf podpisały , bo nagrać do tego stopnia dojrzały i zarazem nieobliczalny materiał tak od czapy, to jest kurwa nie do pojęcia.
PolubieniePolubienie
Znam, znam! To juz taki proto-prog w zasadzie.
PolubieniePolubienie
Powiedziałbym : tak z głową w progu, ale jeszcze po kolana w psychedelii.
PolubieniePolubienie
Tak, z typowo brytyjskim brzmieniem.
PolubieniePolubienie
Z jakiej literatury były brane te wszystkie informacje? 🙂
https://polldaddy.com/js/rating/rating.js
PolubieniePolubienie
Z wielu ksiazek, dokumentow i publikacji w necie.
PolubieniePolubienie
A jakich książek konkretnie? 🙂 Pytam, bo piszę na ten temat pracę na studiach i może akurat jakieś fajne naukowe źródło by się znalazło. 🙂
PolubieniePolubienie
No to ci zadam konkretne pytanie, masz pieniadze na rzadkie ksiazki i DVD, z ktorych czesc w ogole bedzie ciezko znalezc gdziekolwiek? Co cie konkretnie interesuje?
PolubieniePolubienie
Może i mam 🙂 po prostu w wielu publikacjach w necie i nie tylko natrafiłam na pewne nieścisłości przy historii rocka psychodelicznego i jestem ciekawa skąd czerpać „te dobre” informacje 🙂
PolubieniePolubienie
Sprawdz sobie ksiazki Patricka Lunderborga, wyguglaj nazwisko w necie. Wisi u nas wywiad z nim przeprowadzony przeze mnie. To jest czlowiek, ktory prawdopodobnie najlepiej przebadal temat i najlepiej go opisal.
PolubieniePolubienie
A więc googluję. Dziękuję za odpowiedź i dobranoc 😉
PolubieniePolubienie