Jeśli lubisz tanie kompoty filmowe, które AIP produkowała w latach ’50 i ’60, ale nigdy nie obejrzałeś Wild In The Streets, stoisz przed wielkim wyzwaniem. Jeśli nie lubisz jednak filmów klasy B albo nie trafia do ciebie działka hippiesploitaion/drugsploitation, może być to twardy orzech do zgryzienia, gdyż co tak naprawdę dostajesz w Wild In The Streets, to kontrkulturowe sny, wizje i slogany drugiej połowy lat ’60 kreatywnie wymieszane i ugotowane w eksploatacyjnym sosie.
Oczywiście, że jest to kolejny obraz, który był nastawiony na zarobienie kasy na gniewnej młodzieży, ale w tym wypadku z przedziwnym drugim dnem, które bardzo odbiega od schematów filmów plażowych, żeby daleko nie sięgać. Innymi słowy, reżyser Barry Shear (znany również z kultowego filmu gangsterskiego Across 110th Street, 1972) przyłożył się konkretnie do swojego zadania zapewniając nam mnóstwo zabawy!
Wild In The Streets był jednym z najbardziej rewolucyjnych filmów swoich czasów (a przynajmniej sam lubię myśleć w ten sposób) z kilku powodów. Po pierwsze, jego budżet dotknął $1 mln, co samo w sobie jest niezwykłe, jak na film drive-inowy. Po drugie, dostał nominację do Oscara w 1969… za montaż. Wydawać się to wprawdzie może mało znaczące, ale żaden film Meyera, Cormana czy Sarno nigdy nie dostał nominacji od Akademii. Po trzecie, samo przesłanie tego obrazu było mocno subwersywne, nawet jeśli scenariusz oferuje dużą domieszkę politycznej fantazji.
Slogan „Stare musi umrzeć” był wyjątkowy, gdyż do tego momentu nikt z nim praktycznie nie wyszedł w mainstreamowym filmie. Oczywiście, że było mnóstwo dzieł eksperymentalnych, magicznych i surrealistycznych, które w tym samym okresie podjęły wątek społecznej transformacji (krótkie formy Kennetha Angera czy autorskie dzieła Antonioniego i Godarda), ale było to kino z innej planety i świat musiał czekać jeszcze kilka lat na skandaliczne, punkowo-industrialne obrazy Dereka Jarmana, które dotarły pod strzechy. Ponad wszystko bardzo leży mi klimat tej fantazji, który przeciwstawia dragi i muzykę rockową starym, zatwardziałym politykierom… do tego film został nakręcony w dwa tygodnie.
Wrzuceni zostajemy w świat piętnastoletniego Maxa Flatlowa (w tej roli Christopher Jones), który właśnie zaczął odczuwać rodzinną pustkę i absurdalność burżuazyjnego stylu życia. Max nosi jednak w sobie prawdziwy geniusz i poprzez syntezę LSD w piwnicy, a następnie sprzedanie całej produkcji, zyskuje wystarczającą ilość gotówki, by kupić dynamit i wysadzić samochód swojego ojca w akcie emocjonalnego sprzeciwu.
Nareszcie może uciec z domu! Mija dziewięć lat i Max zmienia nazwisko na Frost, a w międzyczasie staje się supergwiazdą rocka – człowiekiem, który został milionerem w wieku 19 lat. Mieszka obecnie w dużej willi w Beverly Hills razem ze swoim garażowym bandem The Troopers, który składa się zresztą z jego najbliższych przyjaciół.
Wśród nich są zaś prawdziwe charaktery: Sally Leroy (grana przez Diane Varsi) – nudystka i gwiazda filmów dla dzieci; Abraham Salteen – kochanka Maxa, wegetarianka i miłośniczka tripowania na kwasie; Billy Cage – piętnastoletni prawnik, księgowy i najmłodszy absolwent Yale w historii uniwersytetu; Fuji Ellie – japońska stenotypistka i konkubina Maxa; a także Stanley X (w tej roli młody Richard Pryor!) – antropolog kultury i autor bestesellera The Aborigine Cook Book.
Cała brygada żyje w warunkach komunalnych spędzając większą część czasu na paleniu jointów i planowaniu podboju Ameryki z pomocą swojej wielkiej popularności. To nie są jednak tylko pobożne życzenia jako że ponad 50% populacji ma mniej niż 25 lat i młodzi tylko czekają, by wybuchnąć!
W efekcie Max włącza się w politykę wspierając kampanię senacką Johna Fergussona z Kalifornii, który w zamian obiecuje Maxowi prawo do głosowania dla każdego powyżej 18-go roku życia. Max przystaje na propozycję, ale już w trakcie kampanii decyduje się zmienić zasady gry wychodząc z bardziej radykalną ideą przyznania prawa do głosowania wszystkim powyżej 14-go roku życia.
Swój pomysł promuje piosenką 14 Or Fight, którą wywołuje masową histerię na ulicach Stanów Zjednoczonych. John Fergusson nie ma teraz wyjścia i musi dobić targu zgadzając się na kompromis przyznania prawa wyborczego wszystkim powyżej 15 lat. Jednak tuż po wygranych wyborach odcina się szybko od swoich obietnic i nie dotrzymuje słowa – są to oczywiście elementy ogólnej satyry politycznej.
Jednak historia się na tym nie kończy i Max postanawia wystawić Sally jako kandydatkę do Kongresu (jeden z kongresmenów umiera i w jej okręgu są organizowane przedterminowe wybory), która wygrywa z wielką przewagą nad innymi. Razem układają plan, by przeforsować swoje idee, ale z powodu małego poparcia politycznego muszą odwołać się do partyzantki i wlać flakon LSD do ujęcia wody w Waszyntgonie.
To pozwala im tego samego dnia przydzielić wszystkim skwaszonym kongresmenom małe dzieci jako doradców, które pomagają im podnieść ręce, gdy nowe prawo wyborcze znajduje się na wokandzie. Po nowych wyborach prezydenckich Max staje się prezydentem USA otwierając obozy reedukacyjne na terenie całego kraju, w których członków społeczeństwa po 35-tym roku życia faszeruje się końskimi dawkami LSD – tripowanie jest obowiązkowe, nie ma żadnych wymówek. W efekcie wszystko układa się w kraju, jak należy, a Max może planować wysyłanie nadwyżek żywności do Afryki.
Wild In The Streets to film wyjątkowo charyzmatyczny i o dużej dawce absurdalnego humoru, który doskonale się sprawdza w stanie konkretnego upalenia. Sądzę, że bez zmiany świadomości, ta perła nie będzie błyszczeć w ten sam sposób… ale w odpowiednim momencie może zapewnić diabelskie koło śmiechu, co wydaje mi się największym atutem filmu. Nie warto szukać tu intelektualnych dygresji, gdyż to pozbawi Wild In The Streets całego ładunku emocjonalnego i doprowadzi do zawodu – to dzieło trzeba bardziej chłonąć, jak komedię.
Wielką ucztą dla fanów rocka garażowego jest soundtrack nagrany przez Davie Allana & The Arrows (pod pseudonimem Max and The Troopers) dla Tower Records. Ich absolutnie fantastyczny rocker A Shape Of Things To Come konkretnie uderza do głowy surowym brzmieniem gitary i pięknym wokalem. Film będzie także ucztą dla socjologów, dizajnerów, grafików i kolekcjonerów płyt, którzy mają zboczenie wobec tego konkretnego okresu!
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: Wild In the Streets
Produkcja: USA, 1968
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5