DMT to nasilniejszy środek psychedeliczny znany człowiekowi, który występuje naturalnie w wielu roślinach na całym świecie. Ponadto znaleźć go można w naszym własnym organizmie, gdzie jego produkcją zajmuje się niepozorny gruczoł zwany szyszynką.
Jedyne systematyczne badania DMT zostały przeprowadzone przez dr. Ricka Strassmana na początku lat ’90, który na ich podstawie wysunął hipotezę, że duże stężenie środka, pojawiające się u człowieka w momencie śmierci, może w istocie oddawać jaźni wielką przysługę. DMT pomagałoby nam się uporać z nagłą utratą ciała i gładko wprowadzało w następny etap podróży przez nieziemskie rejony rzeczywistości!
Gaspar Noé wziął sobie tę ideę tak głęboko do serca, iż w końcu pokusił się o zwizualizowanie całego procesu, który szczególnie w tradycjach mistyczno-religijnych Azji, jest uważany za kluczowy dla zrozumienia wszystkiego.
Jak twierdzą bowiem hinduscy jogini, chwila śmierci jest dla praktykującego ścieżkę największym błogosławieństwem i jeśli jest on wystarczająco przygotowany, może bez problemu osiągnąć nirwanę bez potrzeby kolejnego wcielenia się. Tybetańska Księga Zmarłych, z której użytek zrobił w swoim filmie Noe, jest w zasadzie praktycznym poradnikiem radzenia sobie po śmierci. Księga mówi wyraźnie czego unikać, czego się nie obawiać, a ponad wszystko gdzie podążać po opuszczeniu ciała, by nie musieć wcielać się ponownie.
Enter The Void bierze tybetańską tradycję na tyle poważnie, na ile tylko się da w filmie, proponując przy tym zrównanie jej z psychedelicznym tripem na DMT. Idea ta – jak zwykle – wyrasta z lat ’60, kiedy psychologowie Timothy Leary, Ralph Metzner i Richard Alpert zauważyli pewną fundamentalną zbieżność, która wydała im się nieprzypadkowa.
Proces umierania, opisany w Tybetańskiej Księdze Zmarłych, był dla nich niemal identyczny z tripem na kwasie, co doprowadziło w końcu do napisania legendarnej książki Doświadczenie psychodeliczne. Dzieło Noégo reprezentuje dla mnie w jakiś sposób interpretację tych klasycznych, kontrkulturowych idei, które mówią, że jeśli trip przypomina umieranie, to umieranie musi przypominać trip.
Enter The Void zatacza jednak znacznie szersze kręgi poruszając wszystkie fundamentalne pytania, zadawane sobie od tysięcy lat przez człowieka. Czym jest miłość? Czym jest cierpienie? Czym jest śmierć? Czy istnieje dusza, jaźń, nieśmiertelna cząstka człowieka? Czy istnieje coś większego, kosmicznego, co spina nas wszystkich razem? A do tego jest mocno zakotwiczony w tradycji kina narkotykowo-psychedelicznego, które po latach nieobecności z taką siłą eksplodowało w połowie lat ’90! Urodzeni mordercy, Trainspotting, Big Lebowski, Lęk i odraza w Las Vegas czy Requiem dla snu.
Wszystkie z tych kultowych filmów uczyniły dragi ważnym elementem narracji wysuwając w ten sposób poważne oskarżenia przeciwko fantazmatom represyjnego społeczeństwa i jego codziennej hipokryzji!
Jednak dopiero Gaspar Noé wycisnął maksimum z potencjału bohatera, eksperymentującego ze środkami psychedelicznymi. A zrobił to tak perfekcyjnie, że wyreżyserował – nie zawaham się tego powiedzieć – najlepszy film, jaki wszedł na ekrany w ostatnich 15 latach. Jeśli twórca przebije Enter The Void jeszcze czymś lepszym w przyszłości, to zjem własne buty!
Noé nie przeczy przy tym ani na chwilę, że jego dzieło zostało zainspirowane własnymi przeżyciami psychedelicznymi, a szczególnie Tajemnicą jeziora Roberta Montgomery’ego z 1947, obejrzaną pod wpływem magicznych grzybów w wieku 23 lat. Właśnie ten film, jak twierdzi, dał mu pomysł nakręcenia akcji Enter The Void z punktu widzenia głównego bohatera. Warstwa wizualno-emocjonalna to już zaś reinterpretacja wielkich klasyków: Kennetha Angera, Dereka Jarmana, Stanleya Kubricka i Reinera Wernera Fassbindera z dodatkiem takich smaczków, jak Tron.
Pomysł upalenia bohatera DMT – które zasadniczo odczepia umysł od ciała – a następnie zabicia go po kilkunastu minutach jest sam w sobie genialny! A następujący po nim „trip smierci” to majstersztyk, który przywodzi na myśl takie halucynogenne arcydzieła, jak 2001: Odyseja kosmiczna, The Last Of England czy Lucyfer powstaje.
Wielka tradycja filmu okultystyczno-magicznego zostaje połączona przez Noégo z jadącym po bandzie, mrocznym kinem społecznym i wizualnymi fajerwerkami cyberpunkowego science-fiction! Wszystko zostaje zaś podane ze zwierzęcą brutalnością, którą wielu widzów utożsamia z pornograficznym nihilizmem. Ale nic z tych rzeczy, moi kochani, gdyż Noé daleki jest od nihilizmu wierząc głęboko w jedno: w swoje filmy!
Z drugiej strony, tylko ateista wydaje się mieć dystans, pozwalający na dokładne zbadanie obszaru, który został albo moralnie czy wyobrażeniowo zautomatyzowany – jak w Chrześcijaństwie czy Islamie – albo odesłany do przegródki z parapsychologią dla świrów. A właśnie ta bezcenna perspektywa sprawia, że Enter The Void można postawić w jednym szeregu z największymi dokonaniami kina autorskiego ostatnich 100 lat!
Zepsucie tokijskiej dzielnicy Kabukicho, kontrolowanej przez Jakuzę, spotyka się z obsesyjnym studiowaniem roli traumy w ludzkim życiu, niepewnością losu i przejmującym do szpiku kości smutkiem. Relaksacyjne walenie narkotyków w klubach, tania ekstaza, orgie i dilerka przenika się zaś duchowym zrozumieniem, sztuką i próbą inteligentnego używania psychodelików.
Cielesność i doświadczenie duchowe wydają się koniec końców dwoma punktami tego samego, nieskończonego spektrum w świecie Noégo. Reżyser nie próbuje jednak nachalnie sprzedawać jakiejś duchowej wizji – w istocie Noé nawet nie wierzy w życie po smierci – i właśnie ta szczerość, połączona z genialną wizją, porusza wszystkie szare komórki. A w tym wszystkim aktorzy pełnią rolę minimalną, gdyż główny bohater zostaje bardzo szybko całkowicie zdepersonalizowany.
I to właśnie ułatwia Noému poruszanie się na boki, wyrwanie się z siatki linearnej narracji, która zachowuje jednak przedziwną koherencję przyczynowo-skutkową, nawet jeśli dostrzegalną tylko z prawdziwie psychedelicznego poziomu. Członek w pochwie sfilmowany światłowodem, mistyczny lot na DMT, ślubowanie krwią, gejowska melina narkotykowa, Tybetańska Księga Zmarłych, walenie matki swojego kolegi i reinkarnacja… łyknąłem to wszystko w całości, z rozdziawioną gębą!
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: Enter The Void
Produkcja: Francja, 2009
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 5/5
nie żebym namawiał, ale projekcja Enter the Void niewypowiedzianie zyskuje na sile oddziaływania z pomocą dobrego dysocjanta – spotęgowanie efektu pętli czasowych gwarantowane.
PolubieniePolubienie
i pod wpływem środków psychoaktywnych ;] Film fanaberia nie angażujące ani emocjonalnie ani intelektualnie. Gaspar Noe to niestety, ale nieudana podróbka wielkich prowokatorów kina jak Jodorowsky, Miike, Pasolini czy Wiseman.
PolubieniePolubienie
Pieprzysz tam, to jeden z najlepszych filmow wszech czasow 🙂
PolubieniePolubienie
no ja jestem całe życie na haju, bez potrzeby próbowania środków wspomagających to chyba wiem co mówię ;]
PolubieniePolubienie