Kto się boi Virginii Woolf? (1966)

Whos-afraid-of-Virginia-Woolf-original-poster

Wiele czynników złożyło się na to, że purytańska Ameryka zaczęła się nagle zmieniać w latach ’60, dzięki czemu zmieniały się także przyzwyczajenia i reguły odnośnie tego, co można było, a czego nie, pokazywać w filmach. Skandale obyczajowe z udziałem gwiazd Hollywood tj. Elizabeth Taylor, szybko oswajały publiczność z nową moralnością i tematyką będącą do tej pory w sferze tabu.

Okazało się, że Kodeks Haysa (w zasadzie The Motion Picture Production Code of 1930), wprowadzony jako odpowiedź na skandaliczne wybryki gwiazd, nie spełnia już dłużej swoich „szczytnych” założeń. W trosce o widzów zdecydowano się więc na wprowadzenie w jego miejsce ograniczenia wiekowego.

Kto się boi Virginii Woolf? to jeden z pierwszych filmów dla dorosłych – do kin wpuszczano tylko osoby pełnoletnie. Nie należy się jednak spodziewać scen seksu, ani brutalnej przemocy, kontrowersyjny w tym czasie był bowiem przede wszystkim język, jakim posługują się bohaterowie.

Ponad dwie godziny skomplikowanych dialogów między czwórką aktorów to nie jest to, co dzisiejsza publiczność lubi najbardziej, ale złota epoka kina autorskiego produkowała również takie filmy. I to w Hollywood, które kojarzy się dzisiaj przeciętnemu kinomanowi tylko i wyłącznie z prostą rozrywką. Mało tego, te obrazy cieszyły się powodzeniem, na co wpływ mieli zarówno reżyserzy, scenarzyści, dyrektorzy zdjęć, jak i znakomici aktorzy w nich obsadzeni.

Kto się boi Virginii Woolf? – adaptacja sztuki wystawianej wcześniej na Broadwayu – to kinowy debiut zmarłego w zeszłym tygodniu geniusza kinematografii, Mike’a Nicholsa, który po tym sukcesie miał prawdziwie rozwinąć skrzydła i stworzyć Absolwenta (1967), Paragraf 22 (1970), Porozmawiajmy o kobietach (1971), Pracującą dziewczynę (1988), a na kilka lat przed swoją śmiercią Bliżej (2004) oraz Wojnę Charliego Wilsona (2007).

Obsadzeni w filmie Elizabeth Taylor i Richard Burton w trakcie swojego dziesięcioletniego związku zagrali równo w dziesięciu filmach. Prawie udała się z nimi współpraca Romanowi Polańskiemu, któremu w Hollywood zaproponowano realizację rimejku Noża w wodzie (Liz i Richardowi miał partnerować sam Warren Beatty). Z czasem ich filmy stawały się mniej ciekawe, niż burzliwe konflikty towarzyszące małżeństwu. Aktorzy potrafili jednak oddzielić pracę od życia prywatnego i kiedy dostawali do ręki świetny scenariusz, tworzyli popisowe kreacje.

To zaskakujące, że debiutant Nichols wyciągnął z nich więcej niż wcześniej taki fachowiec jak Joseph L. Mankiewicz. Choć była to także zasługa scenariusza Ernesta Lehmana, który za pomocą popisowych dialogów znakomicie ukazał zawiłości związku małżeńskiego, jego dobre i złe strony. Królowa Hollywood, Elizabeth Taylor, nie błyszczy już urodą jak kilka lat wcześniej w monumentalnej Kleopatrze (1963).

Jej kruczoczarne włosy zostały rozjaśnione, a fiołkowe oczy straciły swój błękitny kolor, gdyż tę psychodramę sfilmowano w odcieniach szarości. Widać również, że aktorka od czasu Kleopatry trochę przytyła. Dzięki temu zwraca się jednak uwagę nie na urodę, ale na technikę aktorską. Taylor ukazała tu pełną gamę emocji, od czułości po irytację, wzburzenie i gniew. Zastosowała różne środki ekspresji, nie odmówiając sobie nawet sparodiowania ekranowej divy, Bette Davis (w scenie początkowej, w której cytuje kwestię What a Dump! z filmu Beyond the Forest, 1949).

Obok wybitnej kreacji w Kotce na gorącym blaszanym dachu rola roztrajkotanej Marty należy do najlepszych w jej karierze. Potem Liza już nigdy nie zbliżyła się do tego poziomu. Każdy z występujących tu aktorów zdobył nominację do Oscara, bo wszyscy potraktowali produkcję jak wielkie wyzwanie, pozwalające na prezentację pełnej palety swoich możliwości. Richard Burton był aktorem bardzo zapracowanym. Sporo grał w teatrze, a w filmach występował po obu stronach Atlantyku. Zgodnie uważa się jednak, że rola George’a w tym małżeńskim dramacie to jego najwybitniejsza kreacja.

George jest profesorem historii, nieco udręczonym z powodu związku z niefrasobliwą i niestabilną umysłowo Martą. Mariaż zmienił go z czasem w osobę zgryźliwą i cyniczną (w momencie realizacji filmu jego małżeństwo z Taylor miało dopiero rok). Zarówno Richarda, jak i Liz, wyróżniono BAFTĄ za najlepszych aktorów brytyjskich roku, choć Burton był konkretnie Walijczykiem, a jego żona – Amerykanką, lecz urodzoną w Londynie.

Młode pokolenie aktorów, reprezentowane przez George’a Segala i Sandy Dennis, również wykorzystało swoją szansę. Segal zagrał ugodowego profesora biologii, typowego karierowicza, który wydaje się nudną postacią w porównaniu do swej filmowej żony – naiwnej i słabowitej blondynki, koncertowo i swobodnie odegranej przez Sandy Dennis. Aktorka z każdym kolejnym drinkiem się rozkręca, staje się coraz bardziej otępiała, ale nie wypada z gry.

Przed tym filmem Dennis była uznaną aktorką teatralną (zdobyła dwie nagrody Tony) i rola w filmie Nicholsa jest właściwie jej filmowym debiutem. Ta niepozorna szara myszka znajdowała się od samego początku na przegranej pozycji, gdyż po przeciwnej stronie miała wyjątkowo hardych adwersarzy. Dała jednak radę, gdyż to jej przyznano Oscara, który sprawił że mogła się poczuć prawdziwą zwyciężczynią.

Od strony fabularnej film przedstawia zwykłą sytuację z życia rodzinnego. Do domu profesora historii przychodzi młode małżeństwo. Od zmierzchu do świtu gospodarze i goście prowadzą zażartą dyskusję. Atmosfera w mieszkaniu staje się tak gęsta i gorąca, że konwersacja przenosi się na zewnątrz, a nawet do baru z szafą grającą. Leje się alkohol, język nabiera ostrości, a zwyczajne rozmowy stają się elementem wyrafinowanej gry.

Tytułowe Kto się boi Virginii Woolf? to pewnego rodzaju gra słowna, polegająca na tym, kto kogo wyprowadzi z równowagi, zmiażdży rozmówcę siłą argumentów. Język okazuje się ostrzem szpady – potrafi zranić, szczególnie gdy trafi się w czułe miejsce. Zapowiedzią burzliwego konfliktu jest humorystyczna scena ze strzelbą, która okazuje się … parasolem. To dobra metafora związku, bo małżeństwo pełne jest takich sprzeczności – jest jak wojna i pokój, atak i protekcja, złośliwość i wsparcie, wrogość i przyjaźń, nienawiść i miłość.

W latach ‘60 większość amerykańskich filmów powstawała w kolorze. Psychodramę Nicholsa zrealizowano jednak na taśmie czarno-białej nie tylko dlatego, by obniżyć koszty produkcji, ale przede wszystkim, żeby wzmocnić dramaturgię i podkreślić, że film jest daleki od typowej rozrywki rodem z Hollywood. Autorem tych szarych fotografii pozostaje sam Haskell Wexler, w którego filmografii dominuje ambitne kino w stylu Chłodnym okiem czy Bound for Glory. Swój czas tracił on bowiem tylko na projekty wartościowe, społecznie zaangażowane i pozwalające na artystyczne eksperymenty.

Zdjęcia w Virginii Woolf pojednawczo korespondują z opowiadaną historią. Mimo że pomiędzy bohaterami dochodzi do ciągłych spięć, to między scenariuszem Lehmana i zdjęciami Wexlera panuje pełna zgoda. To film o szarości i monotonii, co świetnie akcentują czarno-białe fotografie. Ale też o przełamywaniu życiowej stagnacji. Historia jest klarowna, miarodajna, bardzo emocjonalna, a do tego profesjonalnie odegrana.

Reżyser nie ocenia bohaterów, nie moralizuje i nie udziela odpowiedzi, a zamiast tego starannie się wszystkim przygląda, tworząc kino będące nie tylko sztuką obrazu, ale też sztuką słowa, jak literatura.

Mariusz Czernic

Oryginalny tytuł: Who’s Afraid of Virginia Woolf?
Produkcja: USA, 1966
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4,5/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: