Co robimy w ukryciu (2014)

what we do in the shadows

Kino wampiryczne przechodzi ostatnimi laty renesans, choćby w postaci nieśpiesznego, metaforycznego Tylko kochankowie przeżyją Jarmuscha, czy nakręconego z perspektywy pierwszej osoby Dotknięcia mroku. W Co robimy w ukryciu Taika Waititi i Jemaine Clement przeszczepili klasycznego krwiopijcę na teren Nowej Zelandii i nakręcili o nim paradokument. Czy efekt końcowy sprostał jednak genialnemu poniekąd założeniu?

Viago, Vladislav, Diakon i Petyr to czwórka przyjaciół mieszkająca w Wellington. Jednak wspólne lokum to nie jedyne co ich łączy, bo wszyscy są ponad kilkusetletnimi wampirami których codziennie losy, za ich pozwoleniem, pragnie udokumentować grupa filmowców. W ten sposób podglądać zaczynamy pełen cykl życia współczesnego wampira, od wieczornej pobudki po wypady na miasto w celu znalezienia niezbędnej do przeżycia ludzkiej krwi.

Film wciąga od pierwszych scen. Bohaterowie zostają przedstawieni niczym uczestnicy reality show, a na pierwszy plan wychodzi niemiecki szlachcic Viago (Taika Waititi), który staje się przewodnikiem po zamkniętym świecie nieśmiertelnych stworzeń. Świetną kreację stworzył także drugi reżyser, Jemaine Clement. Jego Vladislav jest co prawda kolejną wariacją na temat rumuńskiego księcia, ale teksty i mimika twarzy sprawiają, że od razu stał się moim ulubionym krwiopijcą.

Powodem większości kłótni, tej wydawać by się mogło z defnicji dysfunkcyjnej „rodziny”, jest Diakon (Jonathan Brugh), 183-letni domokrążca. To opasły, samolubny obibok, mieszkający w szafie i wykorzystujący swoją moc hipnozy do unikania różnych domowych prac. W stylowym, kamiennym sarkofagu w piwnicy mieszka także najstarszy z wampirów, Petyr (świetna rola Bena Franshama). Ale jest to postać, której potencjał nie został w pełni wykorzystany, bo mógł on zostać jedną z najciekawszych kreacji wampirycznych XXI wieku.

Wyglądający jak Nosferatu, smukły, blady i posiadający zestaw pokaźnej długości zębów, Petyr pojawia się niestety na ekranie zbyt rzadko, a jego rola ogranicza się do przemykania ciasnymi korytarzami domostwa. Gdyby dać mu więcej czasu, a do tego obdarzyć zdolnością mówienia, byłby idealnym gruntem dla większej ilości śmiesznych gagów.

Fabuła filmu zostaja podana w krótkich, zabawnych scenkach, choć ostatecznie składają się one na całkiem przyjemną historię z pacyfistycznym przesłaniem. Oprócz wampirów pojawiają się tu także demony, zombie, czy stojące po drugiej stronie barykady wilkołaki.

Między światem śmiertelników, a nadnaturalnych istot, pojawia się również pośrednik, Stu (Stuart Rutherford), który pokazuje zassanym przez czas wampirom wynalazki współczesnego świata tj. Internet. Wrażliwi na słońce krwiopijcy mogą w ten sposób obejrzeć wschód słońca na YouTube.

Co Robimy w Ukryciu to przede wszystkim hołd dla kina grozy. Fani horrorów znajdą tutaj sporo mniej lub bardziej widocznych nawiązań do swoich ulubionych horrorów, jak i tworów popkultury w ogóle. Wilkołaki przywiązują się do drzew łańcuchami podczas pełni, podobnie jak robił to główny bohater Złego wpływu księżyca. Viago podnosi się z trumny w identyczny sposób, jak Max Schreck w Nosferatu – symfonii grozy. A świeżo zamieniony w wampira Nick (Cori Gonzalez-Macuer) wyrywa laski na tekst „Oglądałaś Zmierzch? Tak, to ja jestem głównym bohaterem”.

Jednak ta referencyjność – znak czasów – ma bardzo wyrafinowany posmak i została podana w odpowiedniej dawce, przez co nie czujemy, że rzuca się w nas tymi odniesieniami na siłę, jak w przypadku Scary Movie. Found footage to najbardziej wyeksploatowana konwencja w kinie grozy, lecz w tym przypadku, oprócz nerwowego potrząsania kamerą, mamy jeszcze komentarze głównych bohaterów, a sama forma nie jest nachalna i ogląda się to jak zgrabny paradokument.

Do tego, efekty specjalne są wyjątkowo subtelne, a przez odpowiednią grę światłocieniem sztuczność praktycznie została wyeliminowana. Film, jak na historię o wampirach przystało,  posiada też odpowiednią dawkę krwi, która akcjentuje tutaj jednak aspekt komediowy, bo nic tak nie śmieszy jak przypadkowe przecięcie tętnicy szyjnej i zaplamienie wszystkiego dookoła juchą. Ostatecznie, Co robimy w ukryciu to świeży powiew dla kina wampirycznego, który korzysta sprawnie z mitologii gatunku i łączy ją z wysublimowanym czarnym humorem.

Oskar ‘Dziku’ Dziki

 

Oryginalny tytuł: What We Do In the Shadows
Produkcja: Nowa Zelandia, 2014
Dystrybucja w Polsce: Mayfly
Ocena MGV: 4,5/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: