To był gorący tydzień dla Riana Johnsona, którego Ostatni Jedi podzielili fandom jak żaden film wcześniej. Wśród kontrastujacych ze sobą opinii, petycji o usunięcie filmu z kanonu, recenzji przyznających reżyserowi sporą odwagę i żarliwych dyskusji, co wybory twórcy znaczą dla przyszłości sagi, jedno jest pewne – Gwiezdne wojny zaczęły się odcinać od swojej przeszłości i to wyrwało wielu fanów ze sfery komfortu.
W wywiadzie dla Variety reżyser Ostatnich Jedi przyznał, że kontrowersyjny dla wielu widzów pomysł uczynienia z Luke’a Skywalkera zrezygnowanego egzystencją pustelnika – gigantyczna kość niezgody pomiędzy krytykami i fanami – niezbyt podobał się Hamillowi:
Pokazanie ponownie Hamilla było dla mnie naprawdę ekscytujące. Faktem jest, iż aktor nie spodziewał się początkowo, że jego charakter będzie mentalnie w innym miejscu. Trochę czasu zajęło mi więc tłumaczenie, czemu ma to dla mnie sens… czemu jego charakter jest właśnie w tym miejscu w Przebudzeniu mocy.
Zacząłem myśleć, ok, udał się na dobrowolne wyganie na tę wyspę. Jego przyjaciele wciąż walczą o sprawiedliwość, ale on się od tego izoluje. Wiem, że nie jest tchórzem, więc nie chodzi o to, że się chowa. W jego umyśle musi być coś, co daje mu pewność tego, że robi to, co powinien.
To była dla mnie kluczowa kwestia: czemu Luke Skywalker miałby sądzić, iż wycofanie się z głównego nurtu zmagań jest właściwą decyzją? Czy jego zapasy z legendą Luke’a Skywalkera są rzeczą pozytywną? Czy jest w stanie to udźwignąć?
Innym problemem dla hejterów Ostatnich Jedi, było to, że w przeciwieństwie do Przebudzenia mocy – które zostało ogólnie dobrze przyjęte, ale przy głośnej krytyce za kopiowanie scenariusza Nowej nadziei i klimatu oryginalnej trylogii w ogóle – film oderwał się od tradycji Gwiezdnych wojen, wprowadzając koncepcje, które nigdy wcześniej nie pojawiły się w kanonie.
Johnson na te głosy oburzenia zareagował jednak dość stoicko, mówiąc Business Insiderowi: Jako że całe życie byłem fanem Gwiezdnych wojen, a spędziłem je po drugiej stronie ulicy, w tym właśnie fandomie, osłabia to cały ten atak. Zdaję sobie sprawę, ze względu na własne doświadczenia, że fani są bardzo żarliwi i że naprawdę ich wszystko bardzo obchodzi – czasem obchodzi ich to do tego stopnia, że brutalnie wyżywają się na mnie na Twitterze.
Ale właśnie dlatego, że ich to obchodzi i że boli, gdy spodziewasz się czegoś konkretnego od czegoś, co kochasz, a tego nie dostajesz – a zawsze boli – nie przyjmuję tego osobiście, jeśli fan reaguje negatywnie i zaczyna się na mnie wyżywać na Twitterze. Nie mam z tym problemu. Moim zadaniem jest przyjmować takie reakcje. Każdy fan ma listę oczekiwań, którą Gwiezdne wojny mają spełnić. Ale znajdziesz niewielu fanów, których listy się pokrywają.
Wiem oczywiście, iż oryginalne filmy były osobiste dla Lucasa. Jednak Lucas nigdy nie nakręcił Gwiezdnych wojen, siedząc i myśląc, co fani chcą zobaczyć. Wiem również, że jeśli napisałbym scenariusz, zastanawiając się, czego oczekują fani, nawet jeśli to bardzo ponętna wizja, byłoby to bezcelowe, gdyż ludzie wciąż krzyczeliby na mnie: „Pierdol się, zrujnowałeś Gwiezdne wojny”, a ja miałbym w rękach kiepski film. A tego właśnie nikt nie chce.
Chciałbym również dodać, że 80-90% reakcji na Twitterze była naprawdę pozytywna. Było dużo radości i miłości ze strony fanów. Gdy mówię bowiem o negatywnych reakcjach, jest to bardzo dalekie od pełnego obrazu fandomu.
Źródło: Variety / Business Insider