Evelyn (Emily Blunt) i Lee (John Krasinski) szabrują aptekę w poszukiwaniu lekarstw dla jednego z trojga swoich dzieci. Cały czas starają się zachować absolutną ciszę, a komunikują się tylko za pomocą języka migowego.
Powód tego zachowania staje się widoczny zaraz po tym, jak najmłodszy syn nieświadomie uruchamia zasilaną bateriami zabawkę. Świat jaki znamy przestał istnieć – zasadą przetrwania jest zredukowanie emitowanych przez siebie dźwięków do minimum. Wokoło czają się bowiem przerażające istoty, które choć całkowicie ślepe, do polowania wykorzystują wysoce rozwinięty słuch.
Scenariusz, współtworzony przez reżysera i wcielającego się w jedną z głównych ról Krasinskiego, pozbawiony jest zbędnej ekspozycji. Starannie unika pytań dotyczących genezy apokalipsy, a wszystkie informacje dotyczące świata przedstawionego docierają do nas przez nagłówki gazet. Gdzieś w toku fabuły dostajemy również subtelne wskazówki dotyczące tego, jak w nowych realiach ludzkość stara się zachować poczucie wspólnoty.
Jednak wszystko to jest tylko tłem do historii rodziny, której przyszło egzystować w świecie na pozór pozbawionym szczęścia. Kartą przetargową Cichego miejsca okazuje się subtelność. Nie potrzebujemy nikogo, kto by nam wyjaśnił, dlaczego bohaterowie chodzą boso po świeżo usypanych z piasku ścieżkach, czy podczas gry w monopol używają kawałków materiału zamiast pionków.
Za każdym razem gdy na ekranie pojawi się przedmiot mogący być źródłem dźwięku – skrzypiąca podłoga, nieostrożnie odstawiona patelnia – widz skręca się w oczekiwaniu na najgorsze.
Na czele obsady stoi niesamowita Millicent Simmonds, wcielająca się w najstarszą, głuchoniemą córkę, nieustannie obwiniającą się za śmierć brata. Co ciekawe, aktora naprawdę cierpi na problemy ze słuchem. Są w filmie chwile, w których Regan wyzwala kipiące w niej emocje, a sposób ich zobrazowania nie pozwala jednoznacznie stwierdzić, czy mogą one stanowić źródło hałasu. Jednak to właśnie ona i jej choroba dała rodzinie przewagę w postaci języka migowego.
Krasinski potrafi dobrze balansować między angażującym dramatem, a rasowym horrorem. W rzeczywistości, ostatnia godzina filmu jest jednym z najbardziej imponujących przykładów tego, jak skutecznie utrzymać zaszczepiony w widowni lęk. Nie ujawniając zbyt wiele, ta część kręci się wokół najmocniejszego punktu fabuły, ciąży Evelyn. Praktycznie niemożliwym wydają się narodziny płaczącego noworodka bez narażania reszty rodziny i wywołania zawału serca u oglądającego.
Niestety, choć odpowiedzialne za efekty specjalne Industrial Light & Magic wykonało kawał dobrej roboty na poziomie konceptualnym, przypominające Lickery z serii gier Resident Evil, monstra są wciąż tylko oczywistym zlepkiem CGI.
I nawet jeśli Ciche miejsce potrafi zaserwować nam sceny będące jasnym odwołaniem do Obcego – 8. Pasażera Nostromo (1979) czy Parku jurajskiego (1993), Krasinski mógł pójść mocniej w stronę sugestii i poprzestać na szeleszczącym zbożu i cieniach na ścianie.
Nie wizualne aspekty czynią jednak Ciche miejsce filmem wielkim. To wciąż spokojny dramat rodzinny, którego idealnym dopełnieniem jest horror bardziej tradycyjny. Każdy jump scare jest tutaj naturalną wypadkową wszystkich składających się na produkcję atrybutów.
John Krasinski, choć nigdy nie uważał się za miłośnika horrorów, nakręcił dzieło, które finezyjnie wpisuje się w złoty dla gatunku okres i z miejsca stało się pozycją kultową. W swojej prostocie i sile z jaką w nas uderzyło, Ciche miejsce zdaje się być XXI wieczną Planetą małp (1968). Cisza jeszcze nigdy nie była tak przerażająca.
Oskar „Dziku” Dziki
Oryginalny tytuł: A Quiet Place
Produkcja: USA, 2018
Dystrybucja w Polsce: tylkohity.pl
Ocena MGV: 4,5/5
Btw ciekawa sprawa, że większość tutejszych recenzji dotyczy horrorów. Widać związki kontrkultury z grozą wciąż są wyjątkowo silne .
PolubieniePolubienie