Death Proof (2007)

Druga część projektu Grindhouse została wyreżyserowana przez Quentina Tarantino po tym jak Rodriguez skończył kręcić rewelacyjny Planet Terror. Artysta naszkicował w nim swoje własne fantazje drive-inowe, na które złożyły się głównie filmy samochodowe z połowy lat ’70 i klasyczne slashery. Film został nazwany Death Proof i trzeba przyznać, że to niezły kawałek współczesnej eksploatacji, który zgrabnie wpasowuje się w trend odgrzebywania klasyków kina klasy B, jaki Tarantino kontynuuje od Jackie Brown i Kill Billa. Ten pierwszy był hołdem dla filmów blacksploitation tj. Foxy Brown, a drugi dla filipińskich straszydeł z początku lat ’80 w stylu Cleopatry Wong czy Jednorękiego egzekutora.

Jedną z dobrych stron Death Proof jest to, że nie musimy absolutnie rozszyfrowywać inspiracji kultowego reżysera. Tarantino wsadza nam bowiem wszystkie nazwy do gardła w scenie pogaduszki głównych bohaterek. Bezpośrednimi inspiracjami dla drogowej części filmubyłyby więc Znikający punkt (film kluczowy), Brudna Mary, świrus Larry oraz Biała błyskawica. Wątek slasherowy jest zaś najprawdopodobniej wynikiem odgrzebywania klimatu takich klasyków, jak Krwawa zatoka, Piątek 13-go czy I Spit on Your Grave. Jako że łańcuszkowanie nazw w recenzjach filmów gatunkowych i eksploatacyjnych stało się jednak rodzajem sportu, odpuszczę sobie resztę potencjalnych kandydatów.

W zasadzie nie mam nic przeciwko Death Proof, co nie znaczy że stawiam film na równi z najbardziej smakowitymi kąskami reżysera. To zdecydowanie małe piwko w porównaniu z Pulp Fiction, Wściekłymi psami czy Inglourious Basterds. Niewykluczone nawet, że to najgorszy film, jaki Tarantino kiedykolwiek nakręcił… ale w kontekście odświeżania eksploatacyjnej formuły doskonale spełnia swoje zadanie. Poza tym Grindhouse wzmógł zainteresowanie klasykami, za co jesteśmy obydwóm artystom niezmierni wdzięczni.

Na obronę Death Proof można jeszcze dodać, że doskonale spełnia założenia klasycznego konceptu Rogera Cormana, który swoim reżyserom kazał budować filmy w oparciu o trzy rzeczy: sex, akcję i humor. Ta formuła była efektem pracy reżysera z AIP, ale została zmaksymalizowana po założeniu przez Cormana NWP, która wygrzmociła w latach ’70 setki filmów, których Tarantino i Rodriguez są wielkimi wielbicielami. Większość z nich – o czym warto wspomnieć – nie była przy tym lepsza od filmu Tarantino…

Scenariusz Death Proof jest prosty, ponieważ dzisiejsza publiczność nie rozumie już niczego, co eksploruje więcej niż jeden wątek – większości przepalają się obwody przy oglądaniu Transformers – a poza tym kino drive-inowe nie było pieszczeniem Ingmara Bergmana. Tarantino zebrał swoje wszystkie ulubione filmy do kupy, powytrząsał i stworzył historię kaskadera o imieniu Mike, którego pasją jest zabijanie gorących lasek w swoim odpornym na zderzenia samochodzie.

Wcielający się w tą rolę Kurt Russell jest jednym z najlepszych elementów filmu – aktor wykreował z pełnym profesjonalizmem przekonującą i elektryzującą postać maniaka. Do tego dochodzą panienki, grane przez śliczne, młode aktorki. Osiem seksownych kobiet, choć przetrwa zaledwie połowa, Mike rozpruje bowiem na kawałki pierwsze cztery bohaterki swoją maszyną śmierci, co daje też Quentinowi okazję do pokazania sceny śmierci ze wszystkich możliwych kątów. Urwane kończyny i zmiażdżone korpusy w kilku szybkich błyskach kamery dotykają miłego absurdu. Tuż po swoim niecnym czynie Mike opuszcza Texas, żeby nie przyciągać uwagi policji.

Tarantino odpala teraz drugi akt – jesteśmy w sąsiadującym Tennessee. Przyszedł czas na wprowadzenie nowych ciał do akcji – bandy młodych aktoreczek i kaskaderek. Protagonistka jest grana przez Zoe Bell – profesjonalną kaskaderkę, która dublowała Umę Thurman w Kill Billu, tak więc stała się naturalnym wyborem dla reżysera. W Death Proof Zoe naprawdę udowadnia swoje umiejętności tańcząc na masce pięknego Dodge’a Challengera, jadącego z szybkością 200 km/h i mszcząc się na bezwzględnym Mike’u, który nie daje kobietom spokoju. Tarantino, jak w każdym swoim filmie, romansuje sporo z pop kulturą i wielce się stara, żeby soundtrack nie odjął mu przypadkiem reputacji bycia największym reżyserem muzycznym na świecie!

Poziom ścieżki jest w istocie fantastyczny, a w pakiecie dostajemy m.in. The Coasters, Jacka Nitzscha, Joe Texa i cały świat surfu, soulu, pop rocka i indie. Taniec na kolanie, odtańczony w rytm Mexico jest jedną z najlepszych scen w filmie i bardzo przypomina klimaty z Od zmierzchu do świtu Rodrigueza – pierwszego z filmów duetu, który silnie odwoływał się do klasycznej eksploatacji i kina gatunkowego. Cóż mogę powiedzieć, zwycięzcą w Grindhouse jest dla mnie Planet Terror, ale każdy double feature miał swoją gorszą połowę. Mimo wszystko polecam obejrzenie obydwóch filmów i całej reszty, która wyewoluowała z fałszywych trailerów!

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Death Proof
Produkcja: USA, 2007
Dystrybucja w Polsce: Kino Świat
Ocena MGV: 3/5

1 komentarz

  1. Dla mnie jednak najgorszy z filmów QT jest dyptyk „Kill Bill”. Lubię kino sztuk walki, ale ten film mnie rozczarował, czułem się oszukany przez reżysera. Za to bardzo mi się podobał niedoceniany „Jackie Brown”, stawiam go nawet wyżej od debiutanckich „Wściekłych psów”. Za najlepsze uważam zaś „Pulp Fiction” i „Bękarty wojny”.
    Jeśli natomiast chodzi o recenzowanego wyżej „Death Proof” to film ma oczywiście kilka mocnych stron, jak aktorstwo Kurta Russella, Zoe Bell czy np. prowadzącej białego Dodge’a Challengera Tracie Thoms, no i finałowy pościg samochodowy także mi się podobał. No ale zgadzam się, że ten film jednak przegrywa z „Planet Terror” Rodrigueza.

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: