Epoka, którą odpalliły trzy filmy: Bonnie i Clyde (1967), Absolwent (1967) oraz Easy Rider (1969), jest dzisiaj powszechnie uważana za najbardziej twórczy okres w kinie hollywoodzkim, który do historii przeszedł jako Nowe Kino Amerykańskie lub renesans autorski.
Duże wytwórnie znajdowały się w tym czasie na skraju bankructwa, podminowane spektakularnymi klapami, które objawiały rosnącą przepaść pomiędzy konserwatywnymi produktami systemu studyjnego, a oczekiwaniami nowej publiczności, złożonej głównie z hipsterów poniżej 25-go roku życia.
Nigdy wcześniej konfuzja wśród gigantów nie była tak wielka i tak głęboka, że dyrektorzy produkcji nie mieli wyjścia i byli zmuszeni oddać kółko w ręce wyrzutków, narkomanów i nikomu nie znanych debiutantów. Ci, jak się szybko okazało, byli jedynymi, którzy trzymali rękę na pulsie młodej Ameryki!
Sfinansowany za niewielki budżet Easy Rider oznajmił początek nowej epoki… ludzie ustawiali się w kilometrowych kolejkach, żeby obejrzeć film, palili jointy na sali i wnosili świeży oddech duchowego uczestnictwa w tym, co sam obraz manifestował. Kontrkultura oficjalnie przejęła kina w 1969! Giganci nie mieli wyjścia i musieli podążyć za trendem, jeśli chcieli przetrwać w nowej rzeczywistości rynkowej – a zatem wyciągnęli w końcu rękę do nieobliczalnych artystów.
Wśród hipsterów królowała zaś w tym punkcie mała wytwórnia BBS Productions z Bertem Schneiderem i Bobem Rafelsonem na czele, która sfinansowała Easy Ridera i wkrótce podążyła śladem sukcesu z równie dobrymi Pięcioma łatwymi utworami. Pijany sukcesem Dennis Hopper zapragnął tymczasem spróbować własnych sił całkowicie poza kontrolą studyjną – która tak bardzo psuła mu krew przez lata – i wyreżyserować swoje długo planowane opus magnum pod szyldem Alta-Light Productions w Peru.
Umowa, którą świeżo upieczony reżyser zawarł pośpiesznie z Universalem, dawała mu do ręki niemal $1 mln, co nie było budżetem gigantycznym, ale wystarczająco dużym, by postawić zarząd wytwórni w stan pogotowia!
Producentem był jego przyjaciel Paul Lewis (menadżer produkcji Easy Ridera, a zarazem człowiek, który wspierał Hoppera przy jego późniejszych projektach), zaś historia dziełem samego artysty, do rozpisania której został zatrudniony kolejny kumpel Dennisa, Stewart Stern (Buntownik bez powodu).
Nie da się przy tym ukryć, że ekipa która poleciała z Hopperem do Peru, składała się niemal w całości z kręgu towarzyskiego artysty i była po części motywowana dużą dostępnością i niskimi cenami kokainy. Figurowały w nim jednak wybitne osobistości tj. Laszlo Kovacs, zatrudniony jako dyrektor zdjęć. To właśnie dzięki niemu Ostatni film zyskał swoją niezwykłą oprawę wizualną, która w dużej mierze unieśmiertelniła obraz!
Muzykę do filmu napisał Kris Kristofferson (grający również małą rolę), a w peruwiańskiego księdza wcielił się Tomas Milian, który fantastycznie oddał bojaźń i drżenie swojej postaci. Aktor jest w zasadzie kojarzony tylko z kinem klasy B, a tutaj zaistniał w prawdziwie szalonym filmie autorskim, co pozostaje absolutną ciekawostką w jego karierze.
Kolejną osobistością jest kontrowersyjny reżyser filmów wojennych i westernów, Samuel Fuller, który u Hoppera gra nomen omen reżysera westernu, kręconego w Andach – co jest kluczowym dla dzieła wątkiem. To każe nam z kolei zwrócić uwagę na początki scenariusza do Ostatniego filmu, który został wstępnie naszkicowany w 1965 po zakończeniu przez Hoppera zdjęć do westernu Synowie Katie Elder.
Jak artysta sam przyznał, to wtedy zaczął się zastanawiać, co dzieje się z życiem statystów złożonych z okolicznych mieszkańców po zakończeniu zdjęć. Tym samym jedna z najdzikszych produkcji lat ’70 zrosła się z klasycznym gatunkiem filmowym, dokładnie tak jak Easy Rider. Specyficzne zainteresowania artystyczne Hoppera w bardzo dramatyczny sposób zreinterpretowały jednak western wprowadzając go na pole kwasowych wizji kontrkultury.
Wątki które zostały wcielone do jego dzieła – jak można teoretyzować – łaczyły bowiem na poziomie werbalnym zdobycze teatru eksperymentalnego z paradokumentalnym filmem antropologicznym, autobiografią i quasi surrealistyczną wizją obalającą wszelką granicę, oddzielającą obraz od widzów.
Z tego właśnie powodu Ostatni film można nazwać surrealistycznym filmem paradokumentalnym, choć surrealizm reżyserski wydaje się tu w dużej mierze niezamierzony będąc bardziej efektem eksperymentalnego montażu i autorskiej wizji niż świadomego grania środkami, charakterystycznymi dla surrealizmu.
Nie ma jednak żadnej wątpliwości, że Ostatni film całkowicie rozbroił Hollywood pozostając kontrowersyjną bombą przez wiele lat – Hopper montował go przez rok, a gdy był już gotowy, Universal ściągnął go z ekranów po dwóch tygodniach wyświetlania w Nowym Jorku i obraz wylądował w drive-inach. Dzieło hollywoodzkiego szaleńca dostało przy tym nagrodę krytyków na Festiwalu Filmowym w Wenecji i spotkało się w Europie z takim samym nabożnym przyjęciem, co filmy Godarda czy Antonioniego.
Problemem w USA była głównie bezkompromisowość obrazu, w żaden sposób nie odwołująca się do komercyjnego potencjału Easy Ridera, który zarobił miliony gdyż z przesłaniem filmu utożsamiła się połowa społeczeństwa. W efekcie Dennis Hopper stał się ponownym wyrzutkiem z systemu na osiem lat, by powrócić jako aktor w Czasie apokalipsy (1979) oraz jako reżyser w kanadyjskim cudzie Out of the Blue (1980).
Mimo całej otoczki szaleństwa Ostatni film postawiłbym śmiało w jednym szeregu z takimi dziełami Alejandro Jodorowsky’ego, jak Kret czy Święta góra oraz mrocznymi, przejmującymi obrazami Fernando Arrabala tj. Będę kroczył jak szalony koń czy Drzewo Guerniki. Wszystkie z nich eksplorują w zasadzie podobne pytania wykorzystując zbliżone, eksperymentalne środki.
Jest także bezpośrednie połączenie, gdyż to właśnie Alejandro Jodorowsky przekonał Hoppera, że jego montaż musi odzwierciedlać nielinearną wizję, co zaskutkowało całkowitym pogrzebaniem przez artystę tradycyjnego fabularyzmu na rzecz autorskiej eksploracji wątków eksperymentalnych (które Hopper zawsze lubił).
Nie znaczy to jednak, że w Ostatnim filmie brakuje pomysłu na fabułę! Wręcz przeciwnie, jednak jest ona wyraźnie podporządkowana autoryzmom Hoppera i jego bezkompromisowym wizjom. Artysta odwrócił bowiem typowo hollywoodzki trójkąt filmowy do góry nogami uzyskując POPIERDOLNĄ opowieść o wszystkim po trochu.
Jeśli miałbym streścić założenia Ostatniego filmu w jednym zdaniu, rzekłbym iż jest to film o filmie, który został sfilmowany z pozycji filmowania samego filmu. Fabuła jest tu najmniej istotna jako że Hopper nie dąży do wyjaśnienia motywacji swoich charakterów – tym bardziej nie jest to czytelny manifest!
Jeśli zaakceptujemy, że grany przez niego charakter kaskadera imieniem Kansas jest wiodący, musimy także przyjąć ochotniczo chaotyczną naturę rzeczywistości, w której bytuje. Ta zaś w takim samym stopniu pochłania i wyszydza boohatera, jak też staje się polem do przedziwnej metarefleksji.
Film zaczyna się od rytualno-antropologicznych ujęć, następnie przechodzi w western, który nosi wyraźne ślady igrania z brutalnością Dzikiej bandy Peckinpaha (słynny westernowiec był bliskim przyjacielem Hoppera, z którym ten jarał jointy), a potem w dramat społeczny, by w końcu zatopić się w absolutnie niestandardowej wizji autorskiej, która w jakiś sposób wyraża śmierć kina i to, co następuje po kinie – tu mimowolnie staje nam Grotowski z jego przełomową wizją teatru „po teatrze”.
Koniec końców, jedyne co tak naprawdę jesteśmy w stanie stwierdzić o Kansasie, to że nosi w sobie wrodzoną niewinność, która staje się jego przepustką do mistycznego świata, w którym nie istnieje już dłużej żadna przegroda pomiędzy fantazją, a rzeczywistością.
Nachalna karnalność przyziemnego bytu mieszkańców Andów jest ukazana z zadziwiającą dokładnością uczestniczącej obserwacji antropologicznej, która wchodzi głęboko w rejony paradokumentalne i jest fundamentalna dla znaczenia samego obrazu. Tuż obok, zawieszony jak w kosmosie, egzystuje jednak świat amerykańskich „turystów”, ukazany w dzikiej, kokainowo-pijackiej perspektywie.
Ten drugi wątek Hopper wykorzystuje do przeprowadzenia druzgoczącej krytyki wpływu amerykańskiej kultury na integralny świat tubylców – jej wiecznego szukania szybkiego bogacenia się z Nevillem Robeyem jako prowodyrem (granym przez Dona Gordona). Obraz rdzennej ludności zostaje tymczasem wykorzystany jako symbol świadomości, która nie rozgranicza pomiędzy naiwnością, a okrucieństwem. Pomiędzy rzeczywistością filmową, a życiową. Pomiędzy świętem, a dniem codziennym.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze poszarpana, narkotyczna narracja. Pierwsze sceny z Kansasem ukazują go brudnego, umazanego błotem, uczestniczącego w procesji religijnej. Hopper przejdzie jednak szybko do retrospekcji, która w takim samym stopniu opowiada o teraźniejszości i przeszłości bohatera, co pokazuje ograniczenia samego obrazu filmowego, które ostatecznie zostaną przez arystę zakwestionowane i obalone w serii scen świadomie wprowadzających zamieszanie kognitywne.
Gdy Kansas jest zmuszony uciekać przed krwiożerczym reżyserem, który kręci film eksplorując prawdziwą przemoc i prawdziwą śmierć z użyciem słomianych atrap kamer – zainspirowany przez ekipę, która w miasteczku kręciła wcześniej brutalny western – wciela się nieświadomie w prastarą rolę kozła ofiarnego. Gdy dopada go w końcu zabójcza kula, następne ujęcie pokazuje jednak bohatera powstającego z ziemi… bynajmniej nie jest to symbol zmartwychwstania, gdyż Hopper zaczyna się śmiać, a w międzyczasie klatka mówi, że brakuje sceny.
Tak, to tylko film, który sukcesywnie pożera narrację, by otworzyć widza na przeżycie niezwykłego. Jeśli jesteście gotowi na skonfrontowanie się z jednym z najdziwniejszych obrazów w historii kina, droga stoi otworem, a ja ze swojej strony wielce tą konfrontację polecam! Dodać należy jeszcze, iż z Ostatnim filmem jest trochę, jak z niektórymi albumami psychedelicznymi, albo robią nam pranie mózgu, albo zupełnie nie trafiają w cel!
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: The Last Movie
Produkcja: USA, 1971
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5
=== Obejrzyj cały film ===