Wczesne dokonania Orsona Wellesa tj. Obywatel Kane i Wspaniałość Ambersonów doceniane są przez krytyków i zajmują wysoką pozycję wśród najważniejszych dzieł w historii kinematografii. To wartościowe i nowatorskie filmy pod względem narracji i eksperymentów z kamerą, opowiadające także interesujące historie. Lubię również czarne kryminały z lat 40-tych i liczyłem na to, że zaliczana do tego nurtu Dama z Szanghaju przypadnie mi do gustu. Niestety, film okazał się dla mnie rozczarowujący, nudny i pozbawiony uroku czy błyskotliwości Starego Hollywood.
Pewien irlandzki marynarz poznaje piękną i pociągającą kobietę, wdaje się z nią w rozmowę, broni przed chuliganami i odwozi do domu. Spotkanie kwituje słowami spoza kadru sugerującymi, że wkrótce będzie miał przez nią kłopoty. Tak jak większość filmów noir produkcja Wellesa jest ostrzeżeniem przed zimnymi i wyrachowanymi kobietami. I tak jak w większości czarnych kryminałów w filmie Wellesa centralne miejsce zajmuje zbrodnia i zagadka tożsamości sprawcy.
Z pozoru wygląda to jak klasyczny film noir, a ręka uznawanego za geniusza i wizjonera Wellesa powinna wyróżnić ten obraz spośród wielu innych, powstałych w tym czasie kryminałów. Dlaczego więc w ostatecznym rozrachunku ten film nie jest nawet ponadprzeciętny, nie mówiąc już o zaliczeniu go do arcydzieł kinematografii?
Przede wszystkim fabuła i rozwój intrygi są banalne i łatwe do przewidzenia. W budowaniu napięcia i mrocznej atmosfery nie pomogło nawet to, że wszyscy wyglądają jak potencjalni mordercy – źli, zepsuci, fałszywi, pazerni, odrażający (poza Ritą), co jeszcze bardziej podkreśla odpowiedni sposób filmowania, mający zapewne wzbudzać niepokój (i momentami faktycznie bywa niepokojąco i tajemniczo).
Główny bohater przez dłuższy czas zachowuje się jak naiwniak i głupiec, a potem nieoczekiwanie zmienia się w człowieka czynu – ucieka z gmachu sądu i demaskuje mordercę w tak przedziwny i trywialny sposób, że zamiast napięcia odczuwa się konsternację i rozczarowanie. Rita Hayworth nie przekonuje niestety w roli nikczemnej femme fatale. Jest ładna i w krótkiej blond fryzurze nie wygląda wcale gorzej, ale wraz z obcięciem włosów ubyło jej aktorskiego uroku.
Tu należy koniecznie wspomnieć o jednej rzeczy, która jest bezdyskusyjną zaletą i największą atrakcją filmu. Mowa o scenie strzelaniny w salonie luster. Jeśli w którejś scenie widać mistrzowską rękę Wellesa to na pewno w tej kulminacyjnej sekwencji, wielokrotnie cytowanej (np. w Wejściu smoka). Niestety, aby do niej dotrwać trzeba przemęczyć się długi czas oglądając nudną grę psychologiczną pomiędzy dziwnymi bohaterami.
Intryga zupełnie nie wciąga lecz irytuje zarówno nienaturalnym zachowaniem zupełnie nieprawdziwych postaci, jak i zbyt jasnym, sztampowym rozwojem sytuacji. Film zrealizowany został bez polotu i finezji. Brakuje tu konsekwencji i spójności, a elementy łamigłówki poukładane zostały chaotycznie, bez ładu i składu.
Nie dziwię się, że film poniósł finansową klęskę. Nie dziwię się, że film ten zniszczył karierę Rity Hayworth, bo aktorka nie sprawdziła się w swojej roli. Jedyną aktorką, idealnie uosabiającą postać kobiety fatalnej, pozostaje dla mnie Lana Turner. Ale Damę z Szanghaju warto obejrzeć z dwóch powodów: dla urody Rity Hayworth i dla finałowej sceny z lustrami. Reasumując, film duetu Welles – Hayworth opatrzony jest etykietką „jednego z najważniejszych filmów w dziejach kina”, ale tak naprawdę daje znacznie mniej satysfakcji.
Mariusz Czernic
Oryginalny tytuł: The Lady from Shanghai
Produkcja: USA, 1947
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3,5/5
=== Obejrzyj cały film ===
„Dama z Szanghaju” byłaby wizualnym arcydziełem, gdyby nie została wielokrotnie pobita i zgwałcona przez producentów i montażystów. W zamyśle Wellesa film miał trwać prawie 3 godziny, a scena w gabinecie luster miała być tylko jedną z wizualnych atrakcji. Niestety Orson miał pełną wolność twórczą tylko przy „Obywatelu”. Zresztą to samo było z „Intruzem”, gdzie również ukrócono jego ambicje. „Wspaniałość Ambersonów” też przecież jest poszatkowana.
Mi się podoba, ale też rozumiem twoje nastawienie 🙂
PolubieniePolubienie
Ja akurat „Damy” nie widzialem, ale wkrotce sprawdze…. najchetniej to bym zobaczyl „Jadro ciemnosci”, ktorego produkcja nigdy nie doszla do skutku 🙂
PolubieniePolubienie
W sumie nic straconego – mam scenariusz, jeśli chcesz 😉
PolubieniePolubienie
„Intruza” nie widziałem, słyszałem że ponoć wytwórnia RKO dała Wellesowi dużo swobody zarówno przy „Obywatelu Kane” jak i „Wspaniałości Ambersonów”. Tylko że po zrealizowaniu tego drugiego Welles wyjechał do Brazylii i dlatego jego film został zmontowany bez jego wiedzy (więc to już raczej wina reżysera, że nie pilnował swojego dzieła). Mimo poszatkowania ten film podobał mi się tak samo jak „Kane”. Niestety „Dama z Szanghaju” mnie rozczarowała, zarówno pod względem scenariusza i reżyserii jak i aktorstwa – Rita Hayworth w „Gildzie” była świetna, ale u Wellesa wypadła moim zdaniem zdecydowanie gorzej. Ale rozumiem oczywiście, że film może się podobać 😉
PolubieniePolubienie
No właśnie, Welles był w równej mierze ofiarą własnego charakteru. Trochę taki bezczelny geniusz. I nie wiedzieć czemu aż tak się uparł na zrealizowanie „It’s All True” przez co ucierpieli „Ambersonowie”. Ten projekt przewijał się przez większość jego kariery i nigdy nie doszedł do skutku. Widać aż tak odpowiadał mu bardziej egzotyczny klimat. Kobiety pewnie też 🙂
PolubieniePolubienie