Nowy film Petera Stricklanda, The Duke of Burgundy, staje się prawdziwym przebojem jesiennej serii festiwali filmowych po obu stronach Atlantyku. Po znakomitym Berberian Sound Studio, Strickland zabrał się za rewitalizację sexploitation z przełomu lat ’60 i ’70, co czyni jednak z charakterystycznym dla siebie stylem i bez zamiaru zwykłego powielania.
The Duke of Burgundy to kolejny przykład coraz żywszej w światku „artystów gatunkowych” tendencji do zanurzania się w przeszłość i wyciągania na światło dzienne stylów kiedyś uchodzących za nic więcej, tylko zwykłą eksploatację, kino klasy B, drive-in i generalnie szturmujących przede wszystkim kieszenie widzów.
Portret dwóch lesbijek-entomolożek pozostających w sado-masochistycznym związku, który bez żadnej wątpliwości inspirowany jest filmami takich twórców, jak Tinto Brass, zmarły w zeszłym roku Jesus Franco, czy legenda erotycznego surrealizmu z dreszczykiem, Jean Rollin, przekracza jednak gatunek dzięki oparciu na bardzo sugestywnej historii. A w niej Evelyn (znana z Berberian Sound Studio Chiara D’Anna) poświęca się codziennym grom wraz ze swoją kochanką Cynthią (w tej roli duńska aktorka, Sidse Babett Knudsen)
Jak pisze Variety: Kultowe dzieło w stylu Duke’a może się okazać udaną kontrofensywą artystyczną przeciwko „50 twarzom Greya” w obiegu niszowym (…) Nigdy nie dowiemy się jak długo dokładnie trwają te teatralne gesty, ani gdzie i kiedy dzieje się akcja. Ale już na samym poczatku filmu Stricklanda jesteśmy pewni tego, że ten związek, jak wiele innych, osiągnął punkt, w którym zwykłe podejście w stylu „naszczaj mi do buzi i zamknij mnie w szafie” nie podnieca nikogo tak, jak kiedyś. Innymi słowy, czar prysł.
Peter Strickland opowiada o The Duke of Burgundy
Film chwali się również za bardzo dobre kreacje obydwóch aktorek, które sprowadzają role do podstaw i które komunikują się poprzez różne subtelności tego samego, wciąż powtarzanego układu, co zbliża film Stricklanda do klasycznego dzieła Francuskiej Nowej Fali w reż. Jacquesa Riveta, Celine i Julia odpływają (1974). I nawet jeśli mało widzów jest w stanie utożsamić się z takimi postaciami, emocje ewokowane w filmie są uniwersalne, a on sam zawiera również elementy humorystyczne.
Jak pisze Jordan Hoffman na łamach Guardian: Neo-giallo Stricklanda, Berberian Sound Studio, było arcydziełem formy, ale opowieść o nagłośnieniowcu powoli wsiąkającym w otchłań była pewnego rodzaju niewypałem narracyjnym. The Duke of Burgundy (co jest nazwą motyla) jest filmem zrealizowanym z większym skupieniem. Po tym, jak ustalone zostaje, iż jest to świat, w którym można kupić materac umożliwiający spanie partnerek jednej na drugiej lub wynalazki zastępujące „ludzką toaletę”, publiczność musi zdecydować, czy wolno ten film brać na poważnie. Strickland jednak nie żartuje, a na pewno nie na oczywistym poziomie.
Źródło: Variety / The Guardian
50 odcieni szarości? Kto to tłumaczył?
PolubieniePolubienie
Ja to tak przetlumaczylem 🙂 Musialem albo myslec o xiazce, albo nie chcialo mi sie sprawdzac w tym momencie polskiego tytulu. Dzieki za wypatrzenie, juz poprawilem!
PolubieniePolubienie