Po odbyciu trasy koncertowej z The Cult i wprowadzeniu na salony przez Jima Jarmuscha, White Hills poczuli wiatr zmian. Nowojorski duet nie tylko zmienił producenta oraz studio nagrań, lecz również dotychczasowy sposób pracy nad nowym materiałem. Tym razem grupa nie komponowała nowego materiału w studiu, ale uprzednio przygotowała wersję demo nowych piosenek.
Najistotniejsza przemiana zaszła jednak w kwestii brzmienia i kompozycji. White Hills odchudzili swój sound, praktycznie rezygnując z potężnych doomowo-stonerowych partii gitar na rzecz ascetycznych fundamentów wzniesionych z basu i syntezatorów. Jednym z głównych celów, jakie wyznaczyli sobie nowojorczycy, było nadanie swoim utworom tanecznego groove’u. A to udało im się dzięki zwrotowi w stronę riddim/skanku, przefiltrowanego przez dokonania Bahuaus czy PIL.
Integralnym elementem stylu White Hills były jednak zawsze krautrockowe nawiązania, których nie zabrakło również na Walks for Motorists. David W i Ego złożyli wspaniały hołd Harmonii w numerze I, Nomad. Stworzony według najlepszych niemieckich wzorców, z motoryczny pulsem oraz iskrzącą pogodnym blaskiem melodią, stanowi idealny kontrapunkt dla reszty krążka. Między post-punkowymi odjazdami udało się Amerykanom dyskretnie przemycić również echa Kraftwerk. Mam tu na myśli tekst Automated City oraz otwierającą tytułowy kawałek partię syntezatorów.
Mam przeczucie, że dla ortodoksyjnych fanów gitarowych orgii najnowsza płyta White Hills może okazać się pewnym zawodem. Poza Lead the Way i We Are What You Are, krążek zawiera eksperymenty z eklektyczną formułą post-punku. Jak dla mnie, Walks for Motorists to udane otwarcie nowego rozdziału w karierze White Hills, a piosenkowa formuła i taneczny feeling zagoszczą na dłużej w ich stylu, bo przecież nie da się przejść obojętnie obok takich hitów jak Life is Upon You.
Jakub Gleń