Prawda jest taka, że to Umberto Lenzi wywołał szał na filmy o kanibalach swoim Il Paese del sesso selvaggio z 1972, który stał się kasowym hitem w USA. Prawdą jest również, że Zjedzeni żywcem zostali wprowadzeni do kin zanim trafił tam niesławny Cannibal Holocaust… i że tak samo jak film Deodata, także ten został ocenzurowany, dokładnie w 24 krajach.
I choć dzieło Lenziego nie jest tak dobre, jak wyżej wymieniony klasyk, a często bywa stawiane niżej od nakręconego przez niego rok później Cannibal Ferox, warto dać mu szansę ze względu na ciekawy scenariusz i kilka rozkosznych pomysłów.
Większość z sekwencji „animalistycznych” – co trzeba wyraźnie podkreślić – została wyjęta przez Lenziego z Góry boga kanibali w reż. Sergia Martina i na chama wmontowana dla podbicia współczynnika okrucieństwa, tak więc reżyser nie posunął się tak daleko, jak Deodato w Cannibal Holocast.
Ale miłośnicy zwierząt mogą sobie ten film spokojnie odpuścić, bo będą musieli zamykać oczy średnio raz na 15 minut. Podobnie powinni zrobić widzowie nie potrafiący oglądać na ekranie scen gwałtu. Tych jest tu kilka i choć są one w 100% pozorowane, mogą łatwo zbulwersować bardziej wrażliwych kinomanów.
Tak, mało się robi w naszych czasach takich filmów, ale przykład Srpskiego filmu, Enter The Void, Spring Breakers, a ostatnio Love, czy innych, posługujących się wizualną przemocą, pokazuje dobitnie że ludzi wciąż szokuje coś naprawdę surowego emocjonalnie, nawet jeśli zrobione zostało z artystycznym zacięciem.
Czym jest jednak sztuka filmowa, jeśli nie tłumaczeniem osobistej wizji na język audiowizualny za pomocą kamery? Małe ma przy tym znaczenie, czy artysta był idealistą-suchotnikiem chodzącym w berecie i palącym fajki, czy grubaskiem robiącym umowy dystrybucyjne w oparciu o szokujący tytuł filmu, który nie został jeszcze nakręcony.
W Zjedzonych żywcem Lenzi umiejętnie wyeksploatował głośną tragedię Świątyni Ludu Jima Jonesa, która w 1978 popełniła masowe samobójstwo w Gujanie za radą swojego lidera i mesjasza.
Z ciekawostek, aplikował on dzieciom elektrowstrząsy, jeśli te nie uśmiechały się na jego widok, sprawował też całkowitą kontrolę nad życiem swoich wyznawców. Lenzi zmienia nazwę grupy na Sekta Oczyszczenia, dodaje trochę akcji w dżungli, kilka pokręconych rytuałów, mnóstwo seksu na łonie natury i obowiązkową dawkę pożerania kończyn przez kanibali.
I wszystko byłoby cacy, gdyby nie Tamile ze Sri Lanki udający Papuasów z Nowej Gwinei, gdzie rozgrywa się akcja filmu, co daje absurdalny efekt. Jeden z nich odpala zresztą całą intrygę, siejąc spustoszenie w Nowym Jorku dmuchawką z zatrutymi strzałkami… zostawiając po swojej śmierci film 8 mm z bogatą Dianą Morris (Paola Senatore) w roli głównej (motyw lost footage), który doprowadza policję do jej pięknej siostry, Sheili (Janet Agren).
Ta, dysponując rodziną fortuną, decyduje się ją odnaleźć w dżungli Nowej Gwinei, gdzie przeniosła się razem z Sektą Oczyszczenia, werbując po drodze dezertera z Wietnamu, Marka Butkera, jako przewodnika i ochroniarza. Przedzierając się przez terytorium kanibali dwójka jest świadkiem horrorów rozgrywających się w dziczy, co ostatecznie doprowadza Sheilę na skraj załamania nerwowego, mimo że na Marku nic nie robi wrażenia, nawet pożeranie małpy żywcem przez anakondę (naprawdę jest taka scena).
Ale Mark jest także jedynym, który z rezerwą traktuje guru Sekty Oczyszczenia, Melvyna Jonasa – gdy ta w końcu zostaje odnaleziona – i czując niepewny klimat nosem próbuje ucieczki przez terytorium kanibali.
Tymczasem Sheila (wraz z resztą sekty) jest codziennie faszerowana otępiejącym narkotykiem i gwałcona wielkim drewnianym fallusem polanym krwią węża, co ma nauczyć ją szacunku dla prawdy objawionej. Obserwujemy również pożeranie świeżych cycków przez kanibali i rytualny stosunek na stosie pogrzebowym. Wszystkiego dopełniają zaś sceny walki na dzidy i maczety oraz ostateczne samobójstwo sekty.
Scenariusz, pomimo że sam w sobie ciekawy (filmy w stylu cultsploitation zawsze gwarantują pełen odjazd), został nonsensownie wyreżyserowany. Odsłony historii zostają powiązane bez żadnego ładu i składu, a ekspozycję charakteru Lenzi zostawia tak naprawdę w szafie, jak to zwykle bywa w przypadku klasyków eksploatacji, z braku czasu ekranowego.
Także montaż scen z filmu Martina jest dosyć chaotyczny i nie ma żadnego sensu, ale dodaje Zjedzonym żywcem trochę stylu mondo, co ma swój urok. Gore jest komiczne, ale modelki, przede wszystkim Paola Senatore (w latach ’80 gwiazda filmów erotycznych, a potem porno), uwodzą pięknem swojego ciała. Uwodzi także soundtrack Roberta Donatiego!
Conradino Beb
Znany pod tytułami: Mangiati vivi! / Eaten Alive
Produkcja: Włochy, 1980
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 3/5