Mimo że od śmierci Pabla Escobara upłynęły 22 lata, echo jego historii pozostaje obecne w Kolumbii, gdzie osadzona została akcja pierwszego sezonu Narcos – nowej, wybuchowej produkcji Netflixa. Dziesięć odcinków twórczo rozwija prawdziwą historię kartelu z Medellìn, który u szczytu swojego sukcesu zarabiał $60 mln dziennie, z czego gros zgarniał nikt inny, tylko sam don Pablo. Kokaina była przez prawie 15 lat fundamentem jego imperium narkotykowego, które kontrolowało nie tylko Kolumbię, ale do pewnego stopnia kraje ościenne… i nikt nie był odporny na korupcję.
Pablo Escobar w wykonaniu Wagnera Moury, brazylijskiego aktora znanego z sensacyjnego dramatu Elite Squad, to człowiek który dużo myśli, za plecami ma odrapane mury i brak butów na nogach, a przed sobą wizję pomagania ludziom… za pieniądze, które zarabia na imporcie potężnego agonisty dopaminy (tak, koksu).
To lewicowy konserwatysta z kapitalistycznym duchem, kochający swoją rodzinę ojciec dwojga dzieci, katolik… i wielki miłośnik jarania jointów z kolumbijską marihuaną!
Ot dziwny fakt z życia don Pabla, niechętnie odnosił się on do koksu, na którym zarabiał góry pieniędzy. A jeśli wciągał, robił to bardzo rzadko, bo zasadniczo preferował marihuanę, którą palił od 13-ego roku życia, kiedy został zresztą przyłapany na tym przez ojca.
Jego przyjaciele wspominają go jako człowieka, który po zapaleniu grubasa z Colombian Gold, sativy typu primo, bardzo się rozluźniał i zaczynał opowiadać historie o swoich przygodach, których przeżył mnóstwo.

Escobar, jako jedyny chyba przestępca na świecie, rozdawał Kolumbijczykom pieniądze na ulicach (także dlatego, że nie wiedział co z nimi robić), budował szkoły, szpitale i dostał się nawet do parlamentu z ramienia Partii Liberalnej, którą oczywiście przekupił.
Ale jego pozytywne nastawianie szybko się zmieniło, kiedy tylko okazało się, że elity polityczne nie chcą z nim pozować do wspólnego zdjęcia. Przemoc, jaką w akcie goryczy rozpętał w Kolumbii, doprowadziła prawie do wojny domowej, a na pewno złamało kraj na dwoje.
I tę fascynującą historię próbują opowiedzieć twórcy Narcos: Chris Brancato, Paul Eckstein, Carlo Bernard, Doug Miro, sięgając do komediodramatu, do brutalnego kina akcji i uzupełniając to ciekawymi wątkami dokumentalnymi, które zaszczędziły pewnie przy okazji mnóstwo kasy potrzebnej na zrealizowanie scen prawdziwych wydarzeń tj. szturmowanie budynku sądu najwyższego przez oddziały wojskowe w celu odbicia go z rąk M-19, komunistycznej bojówki studenckiej.

O tak, wielbiciele kina politycznego (występuje to jakieś podobieństwo do House of Cards) będą mieli prawdziwą ucztę, ale spora dawka emocji czeka również widzów szukających dobrych scenariuszy dramatycznych, gdyż jak mówi Pedro Pascal, grający w serialu rolę agenta DEA, Javiera Peny: Ludzie kochają to gówno, są zafascynowani historią Escobara, bo ma szekspirowskie proporcje.
Te zostały zaś bardzo dobrze wykorzystane przez scenarzystów i pięknie przeniesione na ekran przez samego José Padilhę, kolejne połączenie z Elite Squad, który jest także dokumentarzystą.
Wciąż, jest to jednak przede wszystkim bardzo brutalny dramat, wypełniony dragami, seksem i obrazami z życia rodzinnego, które dopełniają wizji Escobara jako człowieka skomplikowanego, choć mało wyedukowanego, niejednoznacznego i skonfliktowanego, lubiącego sobie zapalić jointa z rana i wieczorem, ale jednocześnie podejmującego wyjątkowo okrutne decyzje w swojej głowie. Automatycznie narzuca się tu Człowiek z blizną, choć do poziomu De Palmy trochę brakuje.
Potwierdza to zresztą Chris Brancato mówiąc: Chcę podkreślić, że to fikcja oparta na prawdzie. Nie udajemy, że zrobiliśmy dokument o Escobarze. Zastosowaliśmy mnóstwo licencji poetyckiej, żeby uwolnić nieco ducha tej niewiarygodnej historii. Sprawiedliwie należy dodać, że jak na tak pokręconą historię, została ona bardzo profesjonalnie zaadaptowana na potrzeby serialu, którego najprawdopodobniej zobaczymy drugi sezon.
Narcos brakuje może epickości Mad Men, czy psychologicznych obsesji Rodziny Soprano, nie ma dokładnie tego samego ładunku emocjonalnego co Breaking Bad, czy ulicznego realizmu The Wire, ale zbliża się czasem do każdego z tych współczesnych arcydzieł.
W produkcji może drażnić przyciężka narracja agenta Steve’a Murphy’ego (Boyd Holbrook), czy pompowanie akcji, ale jest to obecnie jedna z najlepszych potraw telewizyjnych na ekranie obok The Americans, Orange is the New Black czy Homeland. Z jednej strony to serial nostalgiczny (lata ‘80), ale z drugiej wspomnienie wydarzeń wciąż żywych!
Conradino Beb
Antagonista dopaminy? Nie tędy droga, triple reuptake inhibitor 😉
PolubieniePolubienie
Faktycznie, agonista. Tak to jest jak sie materialy pisze po chilumach 😀
PolubieniePolubienie