Czarny Czwartek: Dziwne tony

Rockmani, a w tym metalowcy, czują dziwny pociąg do wąskiego wycinka muzyki klasycznej. Artystycznym Olimpem są dla nich dokonania Bacha czy Beethovena, a trwające wieczność suity uważają za kwintesencję muzycznej dojrzałości. Nic lepiej nie obnaża absurdu tej megalomanii, niż scena z kultowego This is Spinal Tap, gdy u szczytu prog rockowego onanizmu, grupka karłów wesoło podryguje wokół marnej repliki kręgu ze Stonehenge.

Postacią zgoła odmienną jest Adam Kalmbach, tworzący pod pseudonimem Jute Gyte. Samotnik z Missouri również czerpie całymi garściami z osiągnięć muzyki klasycznej, lecz głównie z późnego romantyzmu oraz współczesnej awangardy. Nie be znaczenia dla oryginalności Jute’a Gyte’a jest fakt, że najpierw zafascynował go industrial i IDM, a dopiero później metalowe podziemie.

Kalmbach posiada morderczą etykę pracy. Do tej pory wydał 25 pełnych albumów, których stylistyka rozciąga się od ambientu, industrialu, IDM, noise’u i black metalu. Odrzucił on praktycznie życie społeczne, by móc w pełni oddać się tworzeniu.

ìJednak w przeciwieństwie do większości rockowych artystów, nie kreci go gra na instrumencie (uważa to wręcz za męczący obowiązek), a spełnienie odnajduje w pracy studyjnej. Adamowi bliżej jest do Richarda D. Jamesa lub Petera Christophersona niż do Treya Azagthotha czy Ishana.

Dwie ostatnie płyty Jute’a Gyte’a to eksploracja możliwości mikrotonalnej gitary oraz post-industrialnych technik studyjnych. Przy pierwszym kontakcie Ship of Theseus i Perdurance wręcz oszałamiają swoją dynamiką i surowością. Intensywne zmiany tempa i zapętlenie kanonów totalnie zbijają z tropu, wydają się syntetyczne czy nawet nienaturalne.

Uczucie to mogę porównać chyba tylko do pierwszych odsłuchów The Codex Necro i Frozen Corpse Stuffed With Dope. Ciągła nawałnica dysonansów wraz z pieczołowitą, pełną niuansów produkcją, niczym u pogan z Coil, otwiera zupełnie nowy wymiar dźwiękowego brutalizmu.

Za tymi dziwnymi tonami kryją się interesujące teksty, zainspirowane w równej mierze literaturą klasyczną i pesymistyczna filozofią, co autorami z kręgu weird tales. Tak jak Lovecraft i Ligotti, Kalmbach postrzega człowieka jako drobny pyłek wobec bezmiaru kosmicznych sił.

I choć Lovecraft nie darzył wielkim szacunkiem muzyki, w wielu jego opowiadaniach udało mu się oddać dźwięki nadnaturalnej grozy. Od razu nasuwa się analogia między Jute Gyte, a piekielnym dysonansem muzyki Ericha Zanna, choć śmiem twierdzić, że po usłyszeniu The Harvesting of Ruins Cthulhu zapałałby jeszcze większą ochotą, aby zniewolić nasz słodki i piękny świat.

Jakub Gleń

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: