W zamierzchłych czasach zespoły zawiązywały się na gigach, imprezach czy po prostu za pomocą ogłoszeń. Narodziny Boobs of Doom są symptomatyczne dla naszych rozdwojonych istnień, w których to cybernetyczne w coraz większym stopniu przejmuje kontrolę nad tym realnym.
I tak duet z Glasgow poznał się w trakcie wspólnego rajdu w World of Warcraft, a ich nazwa wzięła się z żartu krążącego w jednej z gildii. Jak sami mówią, ich projekt jest całkowicie wirtualną kreacją, zrodzoną przez choroby psychiczne i lęk przed rzeczywistością.
Tandetne maski dają Sadsackowi i Thumper pewność siebie oraz niezbędny dystans, pozwalający na totalny absurd i głupkowaty humor. Ich twórczość wydaje się kolażem odpadków przypadkowo znalezionych na sieciowych rubieżach. Z charakterystyczną dla siebie bezczelnością muzycy ogłosili się twórcami doom-hopu, grimmrokka i sludgejazzu, co perfekcyjnie oddaje ich krzykliwe i fragmentaryczne kompozycje.
Tego wirusa podłapałem od razu! Boobs of Doom jest spełnienie moich marzeń o fuzji nieskończonej głębi hip-hopowego basu i wulgarnego, metalowego ciężaru. Jednak nie sposób ograniczać dotychczasowych materiałów Szkotów do tak jednowymiarowego opisu, bo wyżej wymienione elementy są tylko podstawą, pierwotną teksturą, do której dokładane są coraz to nowe składniki, które perfekcyjnie poszerzają ich dźwiękowe uniwersum.
Dla niektórych kawałków punktem wyjścia są kosmiczne, post-metalowe pejzaże, zmieniające się w black metalowe drone’y, bądź ciężkie dubowe echa. Czasem motywem przewodnim jest minorowa trąbka, zatrzymana w trip-hopowym zwolnieniu, brzmiąca niczym cover In a Silent Ways w wykonaniu Khanate. Niekiedy wszystko zaś tonie w chmurze halucynogennych syntezatorów – całość mogę porównać do tripu na syntetycznym kwasie, gdy piękno wizualizacji przeżera metaliczny posmak taniej chemii.
Boobs of Doom są dla mnie potwierdzeniem tezy o nadejściu cyberpunkowej ery, gdzie wiecznie podłączone ćpuny tworzą sztukę z wygrzebanych w necie cyfrowych odpadków, zardzewiałych gitar oraz wadliwych synthów. Ten fragmentaryczny soundtrack podsuwa odbiorcy jeden motyw, by go porzucić na ostatniej prostej, mamiąc rojem psychedelicznych sampli, blipów lub glitchów dających pełną dysocjację w sztucznej rzeczywistości.
Jakub Gleń
Piękne to .
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jak ich szaleństwo :). Polecam też obczajić jak zajebiste mixy sklejają.
PolubieniePolubienie
Obczajam właśnie, co się da 🙂 . To jest , jak jedynie słuszny krok naprzód od ,, Ghosts” NIN.
PolubieniePolubienie