Kiedy Disney wraz z premierą Przebudzenia mocy skasował zapoczątkowany w 1978 roku książką Spotkanie na Mimban, budowany przez prawie 40 lat, stary kanon Gwiezdnych wojen, środowisko fanów zostało mocno podzielone!
Część z nich rozpaczała nad tym, że ich ulubione historie i postaci przepadną w odmętach legend. Inni – tak jak ja – wyczuli możliwość wgryzienia się w nowe, kształtowane na bieżąco, rozszerzone uniwersum.
Obok książek, największy wkład w poszerzanie kochanej przez miliony, odległej Galaktyki, mają jednak komiksy, które po przejęciu franczyzy przez Disneya wróciły do Marvela.
Obrazkowe historie zabierają nas zarówno w nostalgiczną podróż po pustyniach Tatooine pod rękę z ikonicznymi dla sagi postaciami, jak i przedstawiają całkiem nowe, rzucające w najdalsze rubieże przygody.
Dla wszystkich tych, którzy płakali kiedy ich ulubione przygody trafiły do worka z napisem „legendy”, mam jednak dobrą wiadomość – stojący za komiksami Marvel czerpie z nich pełnymi garściami.
Oto pięć komiksowych pozycji z nowego kanonu wartych Waszej uwagi!
1. Star Wars: Darth Vader, Marvel Comics (2015)

Pamiętacie scenę z Łotra 1, w której zakuty w lśniącą, czarną zbroję, Darth Vader rozprawia się z grupą rebeliantów nad Scariff? W tej składającej się na sześć zeszytów historii, rozgrywającej się tuż po zniszczeniu pierwszej Gwiazdy Śmierci, poznajemy mrocznego Lorda Sith od jego zimnej i morderczo skutecznej strony.
To nie geriatryczne machanie jarzeniówką z niemniej odrętwiałym Obi-Wanem. Tutaj Vader nie tylko zaciska moc na grdykach, ale z gracją ronina przecina ciała (oraz kadłuby robotów) stojących mu na drodze przeciwników.
Już sam początek to świetna zabawa odwróconą sekwencją znaną z Powrotu Jedi, w której Luke, używając sztuczek Jedi, dostaje się do pałacu galaktycznego gangstera-hermafrodyty, Jabby.
Historia, choć kręci się wokół dwóch wątków, wysuwa na pierwszy plan intrygę pomiędzy Imperatorem, a Vaderem. To klasyczny, ukryty konflikt, między mistrzem, a uczniem, oparty na wzajemnej nieufności i traktowaniu tego drugiego jako narzędzie pomagające przypieczętować absolutną władzę nad Galaktyką.
Ponadto, w komiksie poznajemy parę droidów będących zwyrodniałą wersją R2-D2 i C3PO oraz Chelli Aphrę, ekscentryczną panią archeolog, która doczekała się… sprawdźcie sami!
2. Doctor Aphra, Marvel Comics (2016)

Gwiezdne Wojny potrzebują silnych kobiet. Po tym jak Kieron Gillen skończył snuć historię zakutego w podtrzymującą funkcję życiowe zbroję Lorda Sith, wziął się za pojawiającą się za pewną panią archeolog.
Doktor Chelli Lona Aphra jest prawdziwym galaktycznym Indianą Jonesem, a jej solowa historia zaczyna się od… wykradzenia pewnego starożytnego artefaktu z niemniej starożytnej świątyni!
Ale zapewniam Was, później robi się znacznie ciekawiej, bo wraz z główną bohaterką wkraczamy w brudny, brutalny świat galaktycznego czarnego rynku i łowców nagród, by w końcu stanąć naprzeciw Imperium.
Tak jak w przypadku Vadera, tak i tutaj Gillen stworzył niezwykle barwną, dynamiczną i żywą historię, pełną trzymających w napięciu przygód w znanych, jak i nieznanych nam miejscówkach, by z wyczuciem godnym podziwu rozładować ją humorystycznymi wstawkami.
Zachwyca też kreska Keva Walkera, dzięki której z łatwością odczytamy jakie to emocje rysują się na twarzach naszych bohaterów, a jego styl z pewnością spodoba się wszystkim fanom animowanych Wojen klonów (2008) czy Rebeliantów (2014).
3. Chewbacca, Marvel Comics (2015)

Ta krótka, składająca się na pięć zeszytów mini-seria rzuca nas wraz z włochatym towarzyszem Hana Solo na pewną okupowaną przez Imperium planetę. Co prawda omawiana historia nie uzupełni zbytnio Waszej wiedzy na temat Galaktyki. Sprawdzi się za to doskonale jako krótka, niewymagająca rozrywka do przeczytania na raz.
Chewie działa tutaj solo (heh). Dostaje własną przygodę, w której nieraz zademonstruje swoją ogromną siłę w walce z kosmicznymi szumowinami i szturmowcami.
Co prawda język Wookie ogranicza się do serii jęków i ryków, ale głosem naszego bohatera staje się młoda mieszkanka zniewolonej przez bandytów planety Zarro.
I choć bohaterka skrojona jest zdecydowanie pod młodszego czytelnika, tak stojący u jej boku Chewbacca wyrywa kończyny, podkłada bomby i strzela ze swojej laserowej kuszy! A wszystko to z subtelnym nakreśleniem niewolniczej przeszłości naszego bohatera.
4. Darth Maul, Marvel Comics (2017)

Choć filmowe uniwersum Disneya zdecydowanie odcina się od trylogii prequelowej, komiksy nie boją się zaglądać w ten balansujący na granicy ostracyzmu fanów okres w dziejach Galaktyki.
Filmowy Darth Maul nie wyszedł co prawda poza rolę milczącego rębajła, ale nakręcony w 2008 roku serial animowany Wojny klonów przywrócił ten najjaśniejszy (choć lepiej powiedzieć najmroczniejszy) punkt Mrocznego widma (1999), pogłębiając postać czerwonoskórego Zabraka jego prywatną vendettą na Obi-Wanie Kenobim.
Tyle że scenarzysta Cullen Bunn w mini-serii Darth Maul przedstawia nam początkującego Sitha, który podsycany nienawiścią do Jedi pragnie tylko jednego, zabić jednego z nich.
I choć miał on trudne zadanie – okres czasowy wymusza poprowadzenie pewnych wątków w znanym kierunku – wybrnął z niego doskonale! Otrzymujemy więc wgląd w surową psychikę adepta ciemnej strony, symbolizowany jego wewnętrznymi monologami i napędzany instynktowną skłonnością do ciągłych łowów.
To polowanie staje się jednocześnie motywem przewodnim składającej się z pięciu tomów historii, za oprawę wizualną której odpowiada Luke Ross. Jest to też jeden z najładniejszych komiksów, z jakimi miałem do czynienia, a sama wizja na Malachorze niemal zawisła oprawiona w szkło na mojej ścianie.
5. Obi-Wan & Anakin, Marvel Comics (2016)

Pięcioczęściowa mini-seria napisana przez Charlesa Soule’a eksploruje nietknięty jak dotąd przez nowy kanon okres w historii Gwiezdnych wojen, rogzrywający się między Mrocznym widmem, a Atakiem klonów.
Trening nastoletniego Anakina okazuje się bardzo trudny. Posiadającym wielką moc padawanem targa strach, lekkomyślność i zwątpienie, które dają podwalinę pod jego powolną degradację w stronę ciemnej strony. To także okres, w którym zawiązuje się „przyjaźń” między Wielkim Kanclerzem, a podatnym na jego manipulacyjne sztuczki Skywalkerem.
Choć te wstawki robią tutaj za retrospekcję, dającą nam odetchnąć od głównego wątku, są one także idealnym uzupełnieniem charakteru ekranowych postaci.
Przez większość czasu będziemy towarzyszyć jednak dwóm tytułowym Jedi podczas ich misji na zniszczonej planecie Carnelion IV, ale nie mam co do tego żadnych zastrzeżeń, bo jest to historia, która pokazuje, że to uniwersum jest w stanie pomieścić nawet motywy wyrwane rodem z Fallouta 2.
Wizualnie, zachwycają przede wszystkim tła, zwłaszcza skute lodem i targane wichrem góry Carnelion IV. Rysownik Marco Checchetto potrafił uchwycić nie tylko autonomiczny charakter krajobrazu, ale także nakreślić postaci w taki sposób, że nawet połączenie Jake’a Lloyda i Haydena Christensena wygląda przekonująco.
Gryźć się można jedynie z mangowym wyglądem Obi-Wana oraz jego „nową”, zachowawczą naturą, która gryzie się trochę z wesołkiem znanym z filmów.
Oskar „Dziku” Dziki