Niech ciała się opalają (2017)

Hélène Cattet i Bruno Forzani to belgijski duet, którego nie trzeba specjalnie przedstawiać fanom Amer i The Strange Colour of Your Body’s Tears – kultowych już produkcji, w znacznej mierze odpowiedzialnych za comeback giallo. Halucynogenna estetyka, poszatkowana na kawałki historia, erotyzm, brutalność i nostalgia składają się tam na zwarty styl, który można określić jako eksplorację emocjonalnego mikrokosmosu.

Wszystkie z tych składników znajdziemy także w Niech ciała się opalają, tyle że nowe dzieło Belgów jest znacznie przystępniejsze dzięki quasi linearnej narracji, która jest na tyle klarowna, że mamy do czynienia niemal z obrazem komercyjnym, a już na pewno z propozycją, która ma szansę trafić do szerszej widowni.

O ile wcześniej twórcy traktowali akcję zaledwie jako zło konieczne, aby całkowicie nie ześlizgnąć się w odmęty kina eksperymentalnego, tu stanowi ona integralną część scenariusza, będącego adaptacją pulpowej powieści z 1971, którą równie dobrze mógł zekranizować Mario Bava zamiast Wściekłych psów.

Faktycznie, z Bavą, di Leo, Lizzanim i innymi mistrzami włoskiego kina gangsterskiego lat ’70 belgijskiej parze absolutnie po drodze i to zupełnie nieprzypadkowo. Klasyczne poliziottesco daje po oczach już w pierwszych minutach filmu, gdy na scenie pojawia się nieogolona banda przestępców zabunkrowanych na podniszczonej przez czas posesji, gdzieś na spalonym słońcem korsykańskim wybrzeżu, skąd planują napad na furgonetkę transportującą złoto.

Posiadłość należy do upadłego pisarza-alkoholika, który nie tak dawno zostawił swoją żonę z dwójką dzieci w Paryżu, by spędzić resztę życia z nową kochanką, chlejąc i dezintegrując się w erotyczno-mistyczno-pijackich wizjach, czego w zasadzie nie przerywa mu pojawienie się bandytów, ani żony, która jakimś cudem znajduje go na tym odludziu, stając się tak jak on zakładniczką.

Napad przebiega zgodnie z planem, ale gangsterzy zostają szybko namierzeni przez policyjny patrol, który zaskakuje ich w biały dzień z bronią w ręku i spycha ogniem do defensywy. I tu akcja zaczyna się zagęszczać, bo oblężenie budzi bestialskie, instynkty, które do tej pory były zjednoczone przez wspólny cel, ale teraz zaczynają brać górę nad rozsądkiem, prowadząc do intrygi, zdrady i morderstwa.

Pomijając bardzo interesujący scenariusz, film Cattet i Forzaniego robi wrażenie przede wszystkim ze względu na misterne połączenie środków wyrazu charakterystycznych dla kina eksperymentalnego z soczystym, perwersyjnym erotyzmem żywcem wyjętym z żółtych thrillerów Fulciego czy Martina. Senne wizje, kolorowe filtry, odrealnione sceny zabójstw składają się na niebanalną mieszankę ekspresjonizmu i brutalizmu akcentowanego dodatkowo przez wszędobylskie, maniakalne zbliżenia.

Koniec końców, kryminalna historia Niech ciała się opalają to tylko i wyłącznie pretekst do eksplorowania zakamarków ludzkiej psychiki, nawiedzanej przez pożądanie, chciwość, nudę i pragnienie zatracenia się w morzu snów, które czasem okazują się koszmarami.

Conradino Beb

 

Oryginalny tytuł: Laissez bronzer les cadavres
Produkcja: Francja/Belgia, 2017
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4,5/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: