„Czarnobyl” – zadziwiająco piękna symfonia śmierci!

26 kwietnia 1986 roku, około godziny 1:23, dochodzi do awarii w reaktorze jądrowym bloku energetycznego nr 4 Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Eksplozja stawia na nogi praktycznie wszystkich mieszkańców robotniczego miasta Prypeć. Zastępy strażaków wyjeżdżają przy akompaniamencie syren, by ugasić pożar, a miejscowa ludność gromadzi się na służącym za punkt widokowy moście, by podziwiać „cudowny” snop światła, jaki emituje uszkodzony reaktor.

W obiektywie szwedzkiego reżysera, Johana Rencka, wydarzenie to ubrane zostało w niesamowicie niepokojące, ale równocześnie piękne szaty. Tłum ludzi, dzieci, dorosłych i starców podąża w kierunku mostu, podczas gdy z nieba zaczyna prószyć radioaktywny pył, w świetle księżyca sprawiający wrażenie śniegu.

Ten sam most po latach zostanie ochrzczony „Mostem Śmierci”, gdyż wszyscy świadkowie nuklearnego pokazu umrą na chorobę popromienną tygodnie lub miesiące później.

Przypominając śmiercionośne żniwo, jakie zebrała czarnobylska katastrofa, Renck oraz odpowiedzialny za zdjęcia Jakob Ihre, z determinacją godną podziwu stworzyli dla niej audiowizualną laurkę będącą esencją piękna i horroru – mini-serial wyprodukowany przez HBO oraz brytyjską stację Sky Atlantic.

Znajdujący się w połowie drogi między filmową dramaturgią, a dokumentalistycznym realizmem, scenariusz autorstwa Craiga Mazina śledzi historię od momentu rozpoczęcia katastrofy po następujące po niej dni, miesiące, a nawet lata.

Fabuła specjalny nacisk kładzie na okres, w którym sowieccy dygnitarze uświadomili sobie ogrom i skutki z początku bagatelizowanego przez nich incydentu.

Jednak ambicje Czarnobyla wykraczają daleko poza bycie „pięknym horrorem”. To coś więcej niż zwykła kronika, oparta w większości na faktach, jednak nieco oszlifowana, by lepiej wpasować się w ramy kinowej narracji. Mazin i Renck nie starają się ostrzec nas przed niebezpieczeństwami związanymi z energią jądrową ani potępić człowieka za jego chęć zapanowania nad istotą atomu.

W ich kręgu zainteresowania znajduje się prawdziwy czarny charakter i przyczyna czarnobylskiego incydentu – kłamstwo. Bo jak mówi radziecki chemik, ekspert naukowy komisji śledczej, Walerij Legasow – w tej roli świetny Jared Harris (Mad Men, The Expansion) – „Problem kłamstwa polega na tym, że po tak wielu słowach, nie możemy już rozpoznać prawdy”.

„To była wina Ameryki?” – takie pytanie pada w pierwszych godzinach katastrofy. Praktycznie nikt w całym Związku Radzieckim nie potrafił uwierzyć, że za eksplozję reaktora odpowiada błąd jednego lub kilku „towarzyszy”. W strachu przed utratą wiary w system tragedia toczy się z dala od oczu wścibskiego tłumu.

Nie, to nie wina Amerykanów, gdyż prócz niekompetencji kilku pracowników, największą winę ponosi zinstytucjonalizowane kłamstwo aparatu państwowego, niezdolne do przyznania się do błędu, które oznaczałoby porażkę w oczach wroga.

Mazin sprawnie portretuje przerażający profil władzy, która w obliczu katastrofy najpierw ją minimalizuje, by później zupełnie sparaliżować. To pogrążony w korupcji rząd, który gardzi naukowymi dowodami na rzecz swoich własnych danych, obstawiając wysokie stołki ludźmi, którzy rok wcześniej byli szewcami.

Kontekst polityczny stanowi integralną część Czarnobyla. Incydent można rozmieć nie tylko jako katastrofę ekologiczną czy dramat jednostek. To także przeszywające odsłonięcie ustrojowej kotary, skrzętnie zakrywającej jej zgniliznę.

Niestety, analiza konsekwencji zinstytucjonalizowanego łgarstwa nie jest po prostu anegdotką. Dzisiaj, w czasach tak zwanej post-prawdy i wszechobecnych fake news’ów, kłamstwo wprowadziło nas stanu absolutnego delirium. Ponura rzeczywistość Czarnobyla jest więc nie tylko przerażająca, ale i cholernie aktualna.

Ton serialu udźwignęli na swoich barkach również aktorzy. Zmartwienie i frustracja wspomnianego Legasowa wręcz wybija rytm produkcji. Jego wewnętrzy konflikt reprezentowany jest przez postacie partyjnego działacza Borisa Shcherbiny (Stellan Skarsgård) oraz reprezentującej wszystkich naukowców pomagających w zwalczaniu skutków katastrofy, Ulany Khomyuk (Emily Watson).

Ten pierwszy reprezentuje jego patriotyczną i lojalną wobec państwa stronę, podczas gdy Ulana jest odzwierciedleniem jego naukowego podejścia i racjonalnego weryfikowania faktów. W jednej scenie Legasow w końcu uśmiecha się po stopniowym rozwiązaniu kolejnych problemów, choć nie obeszło się bez poświęcenia wielu ludzkich istnień. Shcherbina przytula naukowca, komentując jego radość. Wydaje się, że przeciwieństwa właśnie odnalazły wspólny punkt, ale nie na długo.

W Czarnobylu zarówno Bóg jak i Diabeł tkwią w szczegółach. Od zaczerwienionej dłoni, która dotknęła skażonych skafandrów pozostawionych w prowizorycznej suterynie, na mokrym cemencie wypełniającym pełne ołowianych trumien doły. Nastrój produkcji jest szary, złowieszczy, wręcz apokaliptyczny.

Historia młodego chłopaka Pawła (Barry Keoghan), przydzielonego do oddziału zajmującego się odstrzałem napromieniowanych zwierząt domowych, budzić może nawet skojarzenia z popularnym serialem The Walking Dead!

Tempo serialu opada wraz z trzecim odcinkiem, ale całość kończy się naprawdę z wielką mocą. Twórcy, z zegarmistrzowską wręcz precyzją, nie oszczędzają nam widoku praktycznie żadnego aspektu atomowej hekatomby.

Horror Czarnobyla wisi nad nami cały czas, nawet gdy z naszej perspektywy zagrożenie zostało już poskromione. Może właśnie dlatego produkcja ta budzi tyle emocji, w których jednak na próżno szukać spokoju.

Oskar „Dziku” Dziki

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: