Miasteczko Twin Peaks zostało wyemitowane w TVP po raz pierwszy w 1991 r. i z miejsca oczarowało polską widownię, która nigdy wcześniej nie miała do czynienia z podobną produkcją. Można powiedzieć, że w ten sposób zainaugurowana została nowa epoka medialnego internacjonalizmu, odcinająca się grubą kreską od PRL-owskiej izolacji. Ta była wprawdzie naznaczona oryginalnymi serialami takimi jak Kariera Nikodema Dyzmy, Alternatywy 4 czy Dom, ale historie te były swojskie, zrozumiałe tylko w lokalnym kontekście, a więc nie dawały poczucia obcowania z czymś radykalnie odmiennym.
W kontraście do rodzimych produkcji, Mark Frost i David Lynch zaoferowali polskim widzom coś zupełnie nowego, egzotycznego i wyzwalającego – szok i grozę, które w połączeniu z surrealizmem i logiką snu, dawały mieszankę jak na tamte czasy wybuchową. W konsekwencji, obcowanie z MTP było doświadczeniem tak skrajnie odmiennym od tego, co oferowała wcześniej telewizja polska, że widzowie wpatrywali się co tydzień w ekran jak w zaklęty.
Przyczyn natychmiastowego sukcesu MTP było oczywiście wiele i należy zdawać sobie z tego sprawę. Po pierwsze, serial miał doborową obsadę, co sprawiało wrażenie, że aktorzy zostali wprost stworzeni do grania swoich ról. Po drugie, na widza oddziaływała silnie hipnotyczna sceneria, która w połączeniu z genialną, jednocześnie kojącą i prowokującą nieziemskie emocje muzyką Badalamentiego, tworzyła klimat zaczarowanego świata.
Do tego należy dodać idealnie dawkowany humor postaci, który skutecznie rozładowywał napięcie, cały czas uświadamiając widzom, że obcują z fikcją. Wreszcie, należy zaś przypomnieć o mroku i entropii niepozornie bulgoczących pod przykrywką małomiasteczkowej normalności. Był to niekwestionowany magnes dla tych, którzy mniej lub bardziej świadomie akceptowali istnienie tych pierwiastków w prawdziwym świecie.
Ostatecznie, zadecydowała jednak mistrzowsko utkana aura tajemnicy – element całkowicie irracjonalny, który przesądził o sukcesie serialu w Polsce oraz w innych krajach, w których był emitowany. Można by przy tym wylać morze inkaustu, opisując znaczenie tajemnicy dla ludzkiej egzystencji i sztuki, która próbuje ją wiecznie interpretować. Jak powiedział wszakże Albert Camus w trakcie bankietu noblowskiego w 1957: Prawda jest tajemnicza, nieuchwytna, zawsze gotowa do podboju. W rezultacie, tam gdzie pojawia się problem prawdy, zawsze pojawia się tajemnica i vice versa.
W dyskusjach toczonych na temat MTP mało się przy tym wciąż zwraca uwagę na formułę gatunkową, na której twórcy oparli scenariusz. Krytycy, podkreślający w swoich recenzjach artystyczność i subwersywność serialu, niemal zupełnie ignorują jego referencyjny szkielet, tworząc tym samym dyskurs, w którym dwuwymiarowe tradycje małego ekranu nie odgrywają w zasadzie żadnej roli. A to jest moim zdaniem pozycją kontrfaktyczną i zgubną, jeśli naprawdę chcemy zrozumieć fenomen MTP. Bez tej formuły serial nie byłby wszakże w stanie zostać zaakceptowany przez jej producenta – stację ABC.
Oczywiście, formuła ta została w dużej mierze przekroczona w trakcie realizacji, dzięki czemu otrzymaliśmy dzieło kultowe. Jednak bez tej podstawowej struktury fabularnej, MTP nigdy nie pojawiłoby się na małym ekranie na początku lat 90., które były wciąż pod wpływem takich produkcji jak Dallas, Policjanci z Miami czy Star Trek: Następne pokolenie.
Nie podeszliśmy do tego, jak do serialu telewizyjnego. Pamiętajcie, że kończyła się wtedy dekada stojąca pod znakiem wielkich produkcji telewizyjnych takich jak Dallas, produkcji których ani David, ani ja, nie obejrzelibyśmy nawet pod groźbą tortur. Mieliśmy uczucie wchodzenia do wielkiej maszyny niczym koń trojański, co było tylko dodatkową motywacją, żeby uczynić z Miasteczka Twin Peaks serial tak dziwny i subwersywny, jak tylko to było możliwe – wyznaje w jednym z wywiadów Mark Frost.
Jednak David Lynch w wywiadzie rzece Lynch on Lynch podkreśla zupełnie coś innego: Na pierwszym planie była tajemnica morderstwa Laury Palmer. Ale schodziła ona powoli na drugi plan w miarę, gdy poznawaliśmy innych mieszkańców miasteczka i ich problemy. A co tydzień braliśmy pod lupę coś nowego. Projekt bazował na połączeniu dochodzenia policyjnego z normalnym życiem postaci.
Narysowaliśmy mapę miasteczka. Wiedzieliśmy, gdzie wszystko się znajdowało, co pomogło nam stworzyć odpowiednią atmosferę i nadać bieg wypadkom. Wydaje mi się, że ciężko określić w rozmowie co zdeterminowało, iż Miasteczko Twin Peaks stało się Miasteczkiem Twin Peaks. Nie jestem nawet przekonany, że byliśmy to w stanie precyzyjnie określić. Ale ABC zdecydowała się nakręcić pilota.
Z notatek pozostałych po oficjalnej prezentacji wynika z kolei, że szefostwo stacji było bardzo entuzjastycznie nastawione do projektu, który na tym etapie nazywał się Northwest Passage i miał być osadzony w miasteczku w Północnej Dakocie.
Jest również jasne, że ryzyko zainwestowania w coś tak dziwnego było w tym czasie dla ABC krokiem koniecznym w obliczu statystyk oglądalności ich produkcji, które leciały na łeb na szyję. Nie jest jednak oczywiste, czy szefostwo stacji wiedziało, na co tak naprawdę się pisze, podpisując kontrakt z Frostem i Lynchem, który wydawał się wówczas realną alternatywą na wyjście z kryzysu oglądalności. Twórcy dostali więc idealną sytuację, aby zrealizować coś kompletnie odjechanego pod przykrywką tradycyjnej narracji.
Bezsprzeczne jest jednak to, że rewolucja okazała się kolejny raz dzieckiem kryzysu! I mimo że serial został zakończony po wymuszonym i tak naprawdę zupełnie niepotrzebnym z dzisiejszej perspektywy drugim sezonie, otworzył on duże stacje telewizyjne – jak się powszechnie dzisiaj uznaje – na pomysły, które wcześniej nie miały żadnych szans na realizację na małym ekranie. Dzięki jednemu projektowi z dnia na dzień przesunięte zatem zostały radykalnie granice tego, co można było zrobić w ramach masowych mediów.
Konsekwencją był wysyp produkcji takich jak Rodzina Soprano, The Wire, Deadwood i Breaking Bad, które pojawiły się na ekranie dekadę lub ponad dekadę po tym, jak MTP zniknęło z anteny. Dzieło Lyncha i Frosta było więc jak jaskółka dla złotego wieku telewizji, którego znakiem firmowym stały się produkcje z bohaterami o skomplikowanej psychologii, przerastającymi binarne opozycje moralne, jak też dbałość o wewnętrzną spójność kolejnych odcinków, które nie służą już tylko i wyłącznie konstruowaniu kolejnych przygód, czy też nieistotnych interakcji, ale przede wszystkim pokazywaniu widzom skomplikowanego życia wewnętrznego protagonistów.
Wszystko to i wiele więcej mamy oczywiście w MTP, który był pierwszym serialem traktującym postaci, jak prawdziwych ludzi, nie unikając portretowania sprzeczności i nieoczywistości, z których składa się ludzka egzystencja. Dzięki temu otrzymaliśmy dzieło ponadczasowe, które ogląda się dzisiaj z taką samą ciekawością, jak trzydzieści pięć lat temu i będzie pewnie wciąż oglądać za dziesięć czy dwadzieścia lat.
Kluczowa dla tego długofalowego sukcesu pozostaje ponownie tajemnica, będąca integralną częścią struktury serialu, epitomizacją której stało się pytanie: “Kto zabił Laurę Palmer?”. W pewnym sensie jest to oczywiście pytanie retoryczne, gdyż dobrze wiemy kto ją zabił – dwóch twórców serialu, David Lynch i Mark Frost. Bez nich to morderstwo nie byłoby wszakże możliwe. Tylko oni mogli bowiem podjąć decyzję, kto został zabity i w jaki sposób.
Twórcy nie spodziewali się jednak, że pozostawienie głównej zagadki MTP bez odpowiedzi wywoła tak silny dysonans poznawczy wśród widzów. A dla masowego odbiorcy mediów – który nie jest się przecież w stanie zanurzyć w gąszcz pytań filozoficzno-egzystencjalnych, do których prowokuje MTP, gdyż nie posiada koniecznych do tego kompetencji – pytanie o nieujawniony podmiot akcji, który służy rozwojowi fabuły i figuruje jak niewidzialna brzytwa w każdym kolejnym odcinku, okazuje się koniec końców jedynym istotnym pytaniem.
Tym samym, misternie zapleciona przez Frosta i Lyncha tajemnica, została ostatecznie zwyciężona przez żądzę dosłowności, na co wpływ miała oczywiście forma samego medium telewizyjnego, które oparte jest regule wspólnego mianownika, czyli na spłycaniu, streszczaniu i wyjaśnianiu skomplikowanych problemów, sytuacji i wydarzeń w najprostszy możliwy sposób, aby dotrzeć do jak największej ilości widzów, co zwiększa wpływy reklamowe.
Dramat i paradoks MTP polega więc na tym, że twórcy posługując się ze względu na telewizyjny konformizm formułą mystery thrillera à la Agatha Christie – której koniecznym elementem jest odsłonięcie na samym końcu sprawcy zbrodni, co rozwiązuje akcję – omamili tym większość widzów do tego stopnia, że ci zignorowali fakt, iż był to jedynie pretekst, wybieg, sztuczka, fasada, mająca na celu pokazanie znacznie głębszych problemów.
Twórcy nie mieli w istocie żadnego zamiaru ujawnienia tajemnicy zbrodni Laury Palmer, jako że samo jej istnienie było od samego początku najważniejszym przesłaniem dzieła. Jednak nie ustrzegło ich to od wpadnięcia we własne sidła, gdyż stacja zaczęła się domagać większej dosłowności i faktycznego rozwiązania tajemnicy w drugim sezonie, co doprowadziło do niepotrzebnych ruchów fabularnych i zmarnowania potencjału, który został wykreowany w ramach oryginalnego projektu.
Faktycznie, ta część fanów MTP, która rozumie, że niedosłowność była integralnym elementem dzieła, zamierzona od samego początku, po obejrzeniu drugiego sezonu woli udawać, że nigdy nie został on nakręcony. Sam David Lynch porzucił go zresztą na skutek nacisków ABC już po dwóch odcinkach, ogłaszając w wywiadzie dla TV Line, że: “Drugi sezon był do dupy.” Nie pozostawia to żadnych wątpliwości, iż była to dla artysty bolesna porażka, która długo nie pozwalała mu na podjęcie kolejnego zlecenia dla telewizji.
Gwoli sprawiedliwości należy jednak dodać, że nie był to pierwszy i ostatni serial, który wydawał się idealny, czy przynajmniej nieprzeciętny, aż do ostatniego sezonu, kiedy chwiejne, bezsensowne i w dużej mierze niezrozumiałe dla widzów decyzje showrunnerów rozkładały wszystko na łopatki. Ale Lynchowi udała się rzadka sztuka wyjścia z całego zamieszania z twarzą, gdy 25 lat później zrealizował sequel, który stał się idealną puentą całego projektu – w tym samym stopniu tajemniczą, co satysfakcjonującą.
Conradino Beb



