W nurcie nowej eksploatacji mało jest obrazów tak zabawnych, jak Czarny Dynamit, który czerpie pełnymi garściami z klasyków blacksploitation tj. Superfly, Three The Hard Way, Black Belt Jones czy Disco Godfather. Film dosłownie zmiótł mnie z fotela swoim humorem i zrozumieniem gatunku, który na początku lat ’70 był dojną krową małych i dużych wytwórni hollywoodzkich.
Odpalony przez nieco bardziej eksperymentalny Sweet Sweetback’s Baadasssss Song w 1971, blacksploitation wywlókł na wierzch życie czarnych dzielnic wielkich metropolii tj. Nowy Jork czy Chicago i wyeksploatował je do upadłego w serii scenariuszy z alfonsami, dilerami dragów, kurwami i Czarnymi Panterami w roli głównej. Mimo że gatunek bezsprzecznie powielał schematy, a także tworzył nowe, oskarżanie eksploatacji o eksploatowanie czarnej kultury jest trochę, jak oskarżanie telewizji, że kłamie.
Czarny Dynamit to fantastyczna komedia, która zdołała upchnąć wszystkie klasyczne wątki w jednej beczce i co najważniejsze, wygląda tanio oraz bezpretensjonalnie. A właśnie to jest problemem wielu współczesnych produkcji, które starają się wejść w eksploatacyjny klimat.
Film klasy B, to film klasy B i spektakularne efekty oraz wyściskana scenografia kładą taki projekt z miejsca na glebie w moich oczach (patrz. Bitch Slap czy Death Race). Brak dystansu jest kolejnym problemem – chwytów, które zostały obezwładnione przez hollywoodzki mainstream nie można stosować wprost bez utraty autentyzmu i zanudzenia widza. A twórcy Czarnego Dynamitu: Scott Sanders oraz Michael Jai White, doskonale zdawali sobie z tego sprawę zanim jeszcze przystąpili do pierwszych zdjęć.
I co ważne – choć nie chciałbym dokładać następnego stereotypu do stosiku – reżyser/scenarzysta, aktorzy, autor ścieżki dźwiękowej są czarni, a ich miłość do gatunku jest niekwestionowana, tak więc o braniu pewnych rzeczy na serio nie mogło być w ogóle mowy.
Blacksploitation i tak jest przez wielu krytyków uważane za pół-parodię, więc umiejętne podkreślenie akcentów komediowych posłużyło w Czarnym Dynamicie wygięciu osi we właściwą stronę z zachowaniem rónowagi pomiędzy trzema klasycznymi filarami: seksem/nagością, akcją i humorem.
W całej masie współczesnych produkcji gatunkowych – a mówimy tu głównie o amerykańskich blockbusterach – epatowanie przemocą stało się prawdziwą patologią i jeśli nowa eksploatacja od tego nie odchodzi, to klasyfikuje się dla mnie na przemiał.
Tytułowy Czarny Dynamit to cwaniak, twardziel, strzelec wyborowy, były agent CIA i czarny pas kung fu w jednym – połączenie wszystkich klasycznych charaketrów blacksploitation. Gdy uprawia miłość, nadziewa trzy panienki naraz… wykańczając po drodze dwie inne.
Jego gadka to też nie są rurki z kremem, gość kurwuje i się nie przejmuje, ale jego misja życiowa jest jasna: powstrzymać ulice przez zalaniem przez narkotyki i zorganizowaną przestępczość, która niszczy czarną społeczność. Czarny Dynamit nigdy nie przebiera w środkach, ale wkurwia się kompletnie, gdy ktoś masakruje jego brata Jimmy’ego.
Znaleziona na miejscu łuska okazuje się pochodzić z konkretnego gówna, co objawi mu miejscowy przywódca Czarnych Panter – zabójca musi więc pracować dla rządu.
Odwiedzony przez byłych kolegów z CIA, nasz twardziel szybko wyczuje pismo nosem, ale po odzyskaniu bezcennej licencji na zabijanie pójdzie po nitce do kłębka. Przyciskając wszystkich miesjcowych graczy z pomocą swojego kolegi Bullhorna, drobnego cwaniaczka Cream Corna i miejscowego plutonu Czarnych Panter, Czarny Dynamit odkryje wielki spisek, którego celem jest zadanie strategicznego ciosu czarnej społeczności.
Podczas tej niebezpiecznej misji spotka też wybrankę swojego serca – działaczkę Czarnych Panter opiekującą się czarnymi dziećmi z miejscowego sierocińca, który właśnie został nasycony ciężko uzależniającą heroiną. Czarny Dynamit będzie zmuszony najpierw pogłówkować, a potem zastrzelić wszystko co się rusza, dokonać inwazji na chińską wyspę i w końcu zmierzyć się z samą górą zdradzieckiej konspiracji!
Naprawdę brakuje mi pochwał dla Czarnego Dynamitu, na którym śmiałem się do rozpuku od początku do końca – gruby joint jest wskazany – obserwując, jak charakter grany prze Michaela Jaia White’a rozprawia się ze skurwielami i zdrajcami.
Wybrany przez reżysera film 16 mm doskonale odzwierciedla ziarnistość klasycznej taśmy używanej do kręcenia niskobudżetowych filmów drive-inowych, a fantastyczna ścieżka dźwiękowa, nagrana przez Adriana Younge’a (wydana przez Wax Poetics), przypomina najlepsze loty Curtisa Mayfielda, Williego Hutcha czy Bobby’ego Womacka.
Film ma również doskonałą scenografię, aktorstwo nawiązujące idealny dialog z klasykami, a przede wszystkim został zrealizowany przez ekipę, która daży blacksploitation prawdziwą miłością. Cóż mam powiedzieć? Pozycja obowiązkowa!
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: Black Dynamite
Produkcja: USA, 2009
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena MGV: 4/5
Horoskop erotyczny, rozkmina ,,Kodu Kansas” i pogoń za Chicago Windsem same w sobie są jak faja.
PolubieniePolubienie
Doskonale motywy, ale ja sie chyba najbardziej smialem z tekstow w stylu: „You’re gonna wake the rest of the bitches” albo z uzaleznionych od herki sierot 😀
PolubieniePolubienie
Ja to najbardziej ryknąłem na widok twarzy Pana Prezydenta. Nie wiem, czy to natural, czy mu facjatę heblowali cyfrowo, w każdym razie doppelgaenger i fejsiarz , jakich mało, powinien w wyborach wystartowac, po jakimś iście carterowskim blamażu Demokratów 😀
PolubieniePolubienie