W ciągu ostatnich siedmiu lat Kylesa urosła z mało znanej HC/punkowej kapeli do prawdziwego filaru ciężkiej muzyki gitarowej. Amerykanie są dzisiaj tak znani, że niedługo zachwycać się pewnie nimi będą wielkomiejscy hipsterzy tak, jak stało się to z Baroness, a to będzie w zasadzie koniec… ale nie uprzedzajmy faktów, gdyż From The Vaults | Vol. 1 wciąż podtrzymuje wiarę w siłę sceny sludge core’owej. Tej kompilacji odrzutów z okresu 2005-2012 nie powstydziłby się niejeden wybitny zespół hard core’owy czy metalowy jako pełnoprawnego albumu studyjnego. Materiał, który muzycy Kylesy zdecydowali się umieścić na nowym krążku, waha się od dobrego do fantastycznego i jest obowiązkową pozycją dla fanów grupy!
Gdybym dostał tą płytkę do przesłuchania w ciemno, nie zawahałbym się powiedzieć, że to nowy album. Poziom kawałków nie odstaje ani na początku, ani w środku, ani pod koniec. Dwanaście potężnych, sludge’owych potworów rządzi nie tylko jako absolutnie genialna zbieranina rzadkości, ale również jako set sam w sobie. Nie ma tu smutnych, nikomu niepotrzebnych zapychaczy, które Kylesa nagrała w garażu, a potem wyszlifowała w trakcie obróbki studyjnej, ani głodnych kawałków nagranych po pijaku przy okazji sesji studyjnej, które na trzeźwo okazały się niewystarczająco dobre i zostały wycięte w trakcie selekcji. Ta kompilacja to rewelacja od początku do końca z kilkoma prawdziwymi perełkami, które jeszcze okażą się hitami.
Już po pierwszym przesłuchaniu w ucho wpada chwytliwy Paranoid Tempo, który można nawet oskarżyć o delikatne romansowanie z nu metalem (tak tylko teoretycznie). Perfekcyjnie nagrany mur gitarowy, perkusja na dwa, przebojowy wokal krzyczący: Going faster, going faster oraz obowiązkowa zmiana warty głosów w refrenie tworzą wysoki punkt From The Vaults. Numer jest prosty, melodyjny i ma duży potencjał przebojowy – naprawdę chce się go puszczać w kółko. Kolejnym wielkim plusem tego archiwalnego materiału jest przepiękny cover psychedelicznego klasyka Pink Floyd, czyli Set The Controls For The Heart Of The Sun. Jeśli nigdy nie wierzyliście, że Anglików można tak idealnie rozwałkować ciężarem i nie stracić przy tym narkotycznej aury – a zrobił to wcześniej z sukcesem chyba tylko Voivod – to posłuchajcie!
Jednak to nie wszystko, bo Kylesa oddaje fanom również jeden nowy numer pt. End Truth. Nastrojowa kompozycja z odrobiną psychedelicznego, gitarowego sosu, która nagle nabiera ciężaru w połowie zdaje się być przykładem klimatów, w których teraz siedzi zespół. Bardzo miłe granie, ale nieco ginące w perspektywie całości, która jest znacznie bardziej sludge’owa. Jeśli Kylesa chce więcej romansować ze space rockiem, to już z miejsca ma potężną konkurencję: Samsara Blues Experiment i Electric Moon (żeby wymienić tylko dwie solidne kapele).
W podobnych tonach jest przy okazji utrzymany inny rewelacyjny kawałek na płycie: 111 Degree Heat Index. Ciekawym rzutem na tacę jest również Drained, przeróbka hita stonerowych mocarzy z Buzzov:en. Wersja Kylesy jest cięższa i bardziej surowa, ale wcale nie gorsza. Ku mojemu zdumieniu całość zamyka prawdziwy instrumentalny cukierek Drum Jam, który „za moje pieniądze” został zainspirowany Neurosis – słynnym, niemal półgodzinnym Cleanse z kultowej Enemy Of The Sun. Jak znalazł dla fanów bębnów!
Conradino Beb