Współczesne ars moriendi – w oparach niezaprzeczalnych dragów oraz twardego geniuszu

hunter_s_thompson_photo
Hunter S. Thompson pił aż do śmierci…

Gdyby oczyścić drzwi percepcji, każda rzecz ukazałaby się
człowiekowi, jaka jest, nieskończona.
– William Blake (tłum. F. Wygoda) –

Częstokroć bywa tak, że legenda rodzi się w b_ó_l_a_c_h_w_y_b_u_j_a_ł_e_g_o geniuszu; że legenda pęcznieje w męczarniach autokreacji; że wzrasta, żywiąc się toksyczną miksturą fałszu, populizmu i ostentacyjnych rezolucji; że legenda staje się l_e_g_e_n_d_ą własnej LEGENDY! A później… (?) Później ktoś wciska ją do słoja z formaliną i kładzie na wybranej półce w „muzeum legend świata tego”.

W zależności od humoru, kolejni kustosze przekładają naczynie, to na wyższy poziom, to na niższy; raz eksponują je w świetle pulsujących halogenów, raz wrzucają w najciemniejszy zakamarek mistycznego cmentarzyska. I te piękne legendy przykrywa kurz: błyszczący kurz uwielbienia lub szary pył niezrozumienia oraz nienawiści. Jednak najgorszym losem takiego słoja jest upadek z wysoka, strącenie przez kolejne pokolenia, które pragną wcisnąć na wysoki regał naczynia z własnymi legendami, a stare owinąć w folię i rzucić na pastwę szyderstw i krytyki.

Jednak są legendy magiczne, które same wzrastają, a później same przycinają sobie poszczególne części własnego ciała. Samodzielnie pną się na wysokie półki uwielbienia, by po pewnym czasie z hukiem oraz premedytacją runąć na ziemię, pociągając za sobą sąsiadujące na owych półkach zasłużone legendy. I to kończy się dokładnie tak, jak pisał niegdyś klasyk wśród ćpunów: W dolinie kokainy i nienawiści smutnoocy młodzieńcy lamentują po utracie Danny’ego…1

Lecz gówno to kogo obchodzi, wszak dokładnie dziewięć lat temu – po pewnym strzale w łeb – odszedł (prawdopodobnie, bo nie obiektywnie, bo obiektywizmu nie ma – o czym za chwilę moimi palcami napisze tu sam Doktor Gonzo) twórca najpiękniejszej antylegendy XX wieku, doktor Hunter Stockton Thompson. Więc rozsiądźcie się wygodnie i poczęstujcie sporządzonym wedle upodobań samego HST magicznym stackiem na tej jubileuszowej niby-stypie.

The sporting editors had also given me $300 in cash, most of which was already spent on extremely dangerous drugs. The trunk of the car looked like a mobile police narcotics lab. We had two bags of grass, seventy-five pellets of mescaline, five sheets of high-powered blotter acid, a salt shaker half full of cocaine, and a whole galaxy of multi-colored uppers, downers, screamers, laughers and also a quart of tequila, a quart of rum, a case of Budweiser, a pint of raw ether and two dozen amyls. All this had been rounded up the night before, in a frenzy of highspeed driving all over Los Angeles County – from Topanga to Watts, we picked up everything we could get our hands on. Not that we needed all that for the trip, but once you get locked into a serious drug-collection, the tendency is to push it as far as you can. 2

hunter-s-thompson-liebowitz
Hunter S. Thompson kochał broń palną i udowodnił to swoim samobójstwem…

C21H30O2

Gdy młodzi chłopcy zaczynają nabijać swoje pierwsze lufki kleistymi szczytami konopi, to z reguły nie wiedzą NIC o THC czy tetrahydrokannabinolu. Zazwyczaj też nie znają konsekwencji stosowania takich substancji. Chcąc być niegrzeczni, stają się tak zwaną „trudną młodzieżą”.

Młodziutki Hunter S. Thompson – który urodził się gdzieś tam w Stanach, gdzieś tam zaraz przed II wojną światową – już we wczesnych latach swego życia został nazwany przez swą rodzicielkę „trudnym dzieckiem”, a nawet „little scamp”.3 Choć uczył się dobrze, uprawiał i interesował się sportem, udzielał się w szkolnym klubie literackim, to żadna z wymienionych tu aktywności nie przeszkodziła mu w kradzieży samochodu na kilka tygodni przed egzaminem dojrzałości… Skazany na dwa miesiące aresztu, uwolniony po trzydziestu dniach za dobre sprawowanie.

Później nadszedł czas odkupienia win. Przyszły Doktor Gonzo zaciągnął się do wojska! Jednakże w przypadku Thompsona cel często uświęcał środki i podczas stacjonowania na Florydzie znalazł on pierwszą pracę w wojskowej gazecie głównie dzięki fałszywym rekomendacjom, wedle których miał być już wtedy niesamowicie doświadczonym żurnalistą. Równocześnie pisywał pod pseudonimem do miejskiego dziennika, tym samym łamiąc warunki swojego kontraktu.

A jak to wszystko widział po latach? Tak samo, jak podczas tej ironicznej dwulicowości. Wyśmiewał swoich pracodawców, krytykując ich za brak rzetelności przy zatrudnianiu nowych dziennikarzy. A działanie w „podwójnej przynależności redakcyjnej” opisywał w swych wspomnieniach jako standardową praktykę współczesnych dziennikarskich hien, której – rzecz jasna – i on musiał się podjąć; nie dla pieniędzy, lecz bardziej dla dobrej zabawy czy gardzenia własnym szefostwem.

Przełom w jego karierze nastąpił po zakończeniu służby w wojsku. Były to późne lata ’50, a „Młoda Ameryka” coraz głębiej zanurzała się w hipnotycznej kulturze Beat Generation. Thompson również chciał „być w drodze” i dzielił swoją rzeczywistość między Pennsylvanią, a oddalonym o dwieście mil Nowym Jorkiem, gdzie uczęszczał na uniwersyteckie zajęcia z „praktyki pisania”. Ciągłe życie w trasie, powielanie dzieł klasyków amerykańskiej literatury (pracował jako kopista) oraz pochłanianie twórczości Bitników, w których środowisko miał już niedługo wejść.

W tamtym czasie chwytał się również pracy w czasopismach, lecz zawsze kończyło się to zwolnieniem w niemiłej atmosferze. Przekonany o upadku amerykańskiego dziennikarstwa, wyrusza na Karaiby, by tam kontynuować swoją artystyczną pasję.

C11H17NO3

Jakoś to tak bywa, że umysły światłe ciągnie do najciemniejszych zakamarków. Gdyż np. taki Aldous Huxley wchodził w najjaśniejsze rejony swojej percepcji pod ciemnozieloną peleryną z kaktusa. Bo ponoć ona dodawała mocy wszelkim barwom i sprawiała, że patrzący na nie staje się świadomy delikatnych różnic odcienia, na które, w normalnych okolicznościach, jest całkowicie ślepy.4

A później to już Van Gogh, Homer i Ruskin wizytowali angielskiego twórcę na zmianę z dilerami dragów. Więc czyżby ta wspaniała Arte łączyła się w jakimś mistycznym związku z tym całym rynsztokiem? W dalszej historii Huntera S. Thompsona tak właśnie było. Gdy kolejny raz owy genialny dziennikarz zostaje wyrzucony ze swojej nowej pracy – tym razem na odległych wyspach południa – to nareszcie (!) słońce pojawia się dłużej na horyzoncie jego życia.

Nawiązuje kontakty z nowojorskim Herald Tribune oraz Louisville Courier-Journal. Odbywa także, wraz ze swoją dziewczyną, podróż pod Ameryce Południowej, gdzie obraca się w „szemranym towarzystwie”, wali rum i whiskey. Owocami tych „wydarzeń” są klimatyczne artykuły o czarnej strefie. Jego obiektami obserwacyjnymi stają się wszelakiej maści przestępcy, alfonsi, złodzieje, prostytutki, przemytnicy, dilerzy narkotyków itd.

Dalsza część kariery to pisanie tekstów o swoim nowym miejscu pracy, czyli o ówczesnym duchowym centrum Kalifornii – Esalen Institute, 5 gdzie został zatrudniony jako ochroniarz. Niestety, w swoich artykułach ujawnił, iż słynny ośrodek stał się popularnym miejscem schadzek gejów, a nawet orgii „na szeroka skalę”. Jak nietrudno się domyślić, publikacje owych tekstów szybko przekreśliły jego dalszą pracę w Esalen.

hunter_s_thompson_drunk
Hunter zalicza zgon na konferencji prasowej

Znów nadeszły chwile zwątpienia, jednak charakter buntownika oraz dodatkowe środki wspomagające pomagały mu w angażowaniu się w kolejne współprace, krótkotrwałe umowy, we wszystko co się nawinęło.

Podczas kolejnej wyprawy do Ameryki Południowej Thompson zaczął prowadzić korespondencje dla uznanego dziennika The National Observer. Dzięki rozpowszechnieniu tychże tekstów, jego nazwisko nareszcie zyskało poważanie w światku dziennikarskim USA. Tym razem to on mógł przebierać w ofertach pracy. Pisał, o czym chciał, a redaktorzy zlecali mu relacjonowanie najpoważniejszych wydarzeń zagranicznych tamtych czasów. Wszystko toczyło się zgodnie z „planem”… aż do roku 1963.

C20H25N3O

Coś w tych latach ’60 stało się niedobrego. I nikt nie wie, czy to była zimna wojna wielkich mocarstw, czy zimna wojna wewnątrz bladych organizmów. Coś w każdym razie pękło, coś się zaczęło, Ameryka topniała i przygotowywała się na nadejście wiosny. Nawet Allen Ginsberg na niecały rok przed rozpoczęciem się tej pamiętnej dekady pisał, iż flagi oraz transparenty falują w transcendencji, że ostatecznie pozostaje jedyny miradnooki obraz wewnątrz Wieczności, że to jest Praca, że to jest Wiedza, że to jest Apokalipsa.6 Szkoda tylko, iż nic z tego nie wynikało, prócz lęku i odrazy.

W pamiętnym roku 1963 Thompson wziął ślub, przeprowadził się do Woody Creek w stanie Colorado, a w listopadzie oglądał śmierć JFK. Liczne manifestacje, niepokój społeczny, niepewność bytu i kwas. Właśnie w tym okresie narodziło się wiekopomne hasło „fear and loathing” (lęk i odraza), którym Thompson obrazował społeczny oraz wewnętrzny stan ducha, stan zakrzywionej psychiki.

Po całym zamieszaniu Hunter S. Thompson nie był już tym samym człowiekiem, był aktywnym komponentem zaćpanej kontrkultury. Osiadł w San Francisco. Chwilę później był już jednym z najsławniejszych dziennikarzy w historii Stanów Zjednoczonych. Na zlecenie The Nation opisywał klub motocyklowy Hell’s Angels, a równocześnie wsiąkał w narkotyczny klimat San Francisco Renaissance. Jego duchowymi braćmi stały się najlepsze umysły ówczesnego pokolenia, zdeprawowane szaleństwem, włóczące się wraz z nim po murzyńskich dzielnicach w poszukiwaniu wiadomo czego…

hell-s_angels
Klub motocyklowy Hell’s Angels stał się w latach ’60 symbolem wolności

Rozmowy z Ginsbergiem przeciągały się w nieskończoność, a zapisy dźwiękowe, które wykorzystywał przy tworzeniu reportażu, posłużyły później Tomowi Wolfe’owi, gdy ten spisywał treść Próby Kwasu w Elektrycznej Oranżadzie.

Nowy reportaż Doktora Gonzo okazał się bestsellerem. Chwalonym przez czytelników, głównie za niezwykły ton narracji (przypominający bardziej „przystępną” literacką fikcję) i niespotykany w ówczesnym dziennikarstwie „otwarcie subiektywny” i rzetelny (!!!) sposób przedstawiania faktów.

Thompson po swoim wielki sukcesie powrócił do domu w Woody Creek z nadzieją, iż odetchnie od wielkiego świata i nareszcie zajmie się wychowywaniem syna. Podobno miewał dni, kiedy nie dotykał kieliszka, a dragi leżały gdzieś, gdzieś, gdzieś tam dobrze ukryte… Lecz bycie „na topie”, nie ułatwiało mu powrotu do normalności.

Do jego domu spraszali się ważni goście, a on zbyt przyzwyczaił się do hulaszczego trybu życia, by wypraszać dobrze bawiących się ludzi za próg swojej rezydencji. Gościem, z którym wspólne imprezowanie szło mu najlepiej, był Oscar Zeta Acosta – samoański prawnik. Z nim właśnie obmyślał plan, według którego razem mieli stworzyć wiekopomne dzieło o kresie narodowego etosu USA, o zmierzchu amerykańskiego snu.

Tematem numer jeden w twórczości Huntera S. Thompsona stała się polityka. Końcówka lat 60’ była bardzo gorącym czasem dla amerykańskiej demokracji. Doktor Gonzo osobiście relacjonował protesty Nowej Lewicy, które przerodziły się w krwawą walkę z policją i politycznymi oponentami, a on sam został wyrzucony przez okno jednego z budynków stojących na trasie akcji manifestacyjnej. Całą odpowiedzialność za zajścia sąd obłożył młodych yipisów, co przyczyniło się do wszczęcia czynnej walki politycznej Thompsona przeciwko rządzącym.

Doktor Gonzo postanowił „wpierdolić skurwielom na ich własnym podwórku”. Jesienią 1969 wystartował w wyborach na szeryfa Aspen. Jego kampania wyborcza stała się jednym z najgłośniejszych wydarzeń politycznych w ówczesnej demokracji USA. Mówiono, że antykampania Thompsona stanie się punktem odniesienia dla wszystkich późniejszych działań agitacyjnych w Ameryce. Sam buntowniczy kandydat wszystkie swoje propagandowe poczynania opisał w artykule The Battle of Aspen, który kilka tygodni po ukończeniu zdobił stronice magazynu Rolling Stone.

Po przegranych wyborach jego „partia” Freak Power była niemalże skazana na delegalizację, m.in. przez ich postulaty: „pieprzenia wszystkich wrogów politycznych”; zmiany nazwy miasta Aspen na Fat City (Grube Miasto); legalizacja narkotyków, które są „zażywane w celach rekreacyjnych i rozrywkowych”.

C17H21NO4

Jak jest już po sprawie i chcesz jechać dalej, nie zapominaj o tym, że nie ma już odwrotu.7 Czasem trzeba spakować manatki i nastawić się na przyjście wiecznej zimy, gdzie prószy już tylko srebrzysty śnieg, i powolne umieranie.

Lata siedemdziesiąte były dla Huntera S. Thompsona czasem burzenia własnej przeszłości. Upadek rewolucji psychodelicznej, afera Watergate, pełny dostęp do wszelakich środków odurzających. Siódma dekada XX wieku okazała się fazą zniszczenia w życiu geniusza dziennikarstwa… zniszczenia, którego sam był doskonale świadomy; które idealnie odwzorowywało przegraną jego generacji; które doprowadziło do ostatecznego rozrachunku kontrkultury tamtych czasów.

Po swoich „wielkich żurnalistycznych przygodach” – spisanych w Lęku i odrazie w Las Vegas – oraz obserwacjach bagna amerykańskiej polityki – ukazanych w Fear and Loathing on the Campaing Trail ’72 – Doktor Gonzo postanowił kolejny raz wrócić do swojej rezydencji. Sława zaczęła go przerastać. Jedynym ambitnym zajęciem stało się pisywanie do Rolling Stone. Prócz tego nie zwalniał tempa w chlaniu, balansowaniu czy wciąganiu koki. Przestał nad sobą panować, notorycznie zdradzał żonę, miewał zaniki pamięci, dopatrywano się u niego schizofrenii.

Kiedy, tuż na początku lat osiemdziesiątych, zdawało się, że Thompson niebawem zejdzie ze sceny, on powrócił… Powrócił z tym, co miał. Na księgarnianych półkach pojawiały się zbiory jego artykułów Gonzo Papers (do 1994 roku wydał ich 4 tomy). Na podstawie jego twórczości powstawały kolejne filmy. Nikt już nie wiedział, czy faktycznie Doktor jest jeszcze w stanie zawojować świat, czy to tylko przebłyski, które są jedynie małymi stacjami w powolnym umieraniu geniusza.

generation_of_swine
„Generation Of Swine” (1988) / pierwsza antologia z cyklu „Gonzo Papers”

Tu warto przerwać. Bo choć można mówić, iż te ostatnie ćwierć wieku jego życia było wegetacją przeplataną wielkimi chwilami czy ścieżką w górę, podczas której pojawiały się większe lub mniejsze upadki, to Doktor Gonzo wygrał. Doktor Gonzo sam wyznaczył sobie start i metę, a na samym końcu sam wręczył sobie nagrodę.

G7O7D7

W tym miejscu trzeba wciągnąć ostatniego shota. Bo to było bardziej Gonzo niż dziennikarstwo. Gonzo, które tak na serio nie da się zdefiniować. Można jedynie postawić znak równości między tym wyrazem a HST. Bo HST zamienił rzeczywistość we własny rzeczywisty świat fantazji, gdzie nie było hipokryzji, naciąganego obiektywizmu, manipulacji, skrajności i poprawności politycznych – tego nie było. Bo HST sam zbierał te wszystkie rzeczy, a następnie wysadzał je w powietrze, wysadzał je poza granice literatury, poza marginesy własnej twórczości.

Częściej ożywiał ludzi w swoim świecie, niż sam żył w świecie innych. Egzystował tam (schizofrenicznie lub nie) pod nazwiskiem Raoul Duke. Sam nawet nadał sobie tytuł doktora dziennikarstwa. Sam stworzył własny nurt Gonzo, którego był jedynym przedstawicielem. Sam stał się legendą. Sam zburzył własną legendę, ale zrobił to „z jajem”!

Hunter Stockton Thompson zginął 20 lutego 2005 roku. Zginął na sktek strzału w głowę z pistoletu pół-automatycznego, który pochodził z jego złotej kolekcji. Zostawił po sobie następującą wiadomość: Skończył się dla mnie sezon futbolowy. Nie będzie już gier. Ma 67 lat, o 17 za dużo. Spokojnie. To nie będzie bolało.

Swój pogrzeb zaplanował w każdym prześmiewczym i pozbawionym sztucznej skromności calu. Jego ciało miało zostać skremowane, a prochy wystrzelone w powietrze z olbrzymiej armaty (odlanej w symbol Gonzo) w towarzystwie setek fajerwerków i w rytm Mister Tambourine Man Boba Dylana. Astronomiczne koszty pogrzebu w całości pokrył Johny Depp, oddany fan twórczości Thompsona.

Hey! Mr. Tambourine Man, play a song for me,
I’m not sleepy and there is no place I’m going to.
Hey! Mr. Tambourine Man, play a song for me,
In the jingle jangle morning I’ll come followin’ you.

DROGI DOKTORZE GONZO
W TĘ PIĘKNĄ ROCZNICĘ
TWOJEJ ŚMIERCI
MAM TYLKO
NADZIEJĘ ŻE
GDZIEŚ TAM
OTO W RAJU
G O N Z O
MAJĄ LEPSZY
STUFF NIŻ
TE WŁAŚNIE
PRZESIANE
GÓWNO NA
JAKIE NAM
PRZYSZŁO
CZEKAĆ
W XXI
WIEKU

Dezydery Barłowski

 

Przypisy:

1. W. S. Burroughs, Nagi lunch, tłum. E. Arden, Kraków 2013, s. 185.

2. H. S. Thompson, Fear and Loathing in Las Vegas, New York 1998, s. 9.

3. Ang. – łobuziak.

4. A. Huxley, Drzwi percepcji, tłum. M. Mikita, Warszawa 2012, s. 21.

5. Esalen Institute – centrum humanistycznej edukacji alternatywnej w Big Sur w stanie Kalifornia. Esalen jest organizacją non profit, która prowadzi swoją działalność wokół takich aktywności jak: rozwój osobisty, medytacja, masaż, joga, psychologia, ekologia, duchowość, nauka o ruchach religijnych popularnych w czasach kontrkultury lat ’60. Instytut oferuje ponad 500 warsztatów publicznych, ponadto jest organizatorem konferencji, inicjatyw naukowych, programów badawczych, studiów.

6. A. Ginsberg, Lysergic Acid, [w:] Collected Poems. 1947-1997, New York 2006, s. 242.

7. JJ Cale, Cocaine, [w:] Troubadour, Mercury Records, 1976.

1 komentarz

  1. Swietnie, ze udalo mi sie trafic na te strone. Styl literacki artykulow bardzo przypadl mi do gustu – rzetelnie, lecz nie tracac swiezosci ktora orzezwia miedzy kropkamki. Tutaj spodziewalem sie opisu nurtu 60′ psychodelii, ale uwielbienie do Thompsona jest widoczne wszedzie;-)

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: