Eyehategod – Eyehategod (2014)

Przez 14 lat królowie sludge’u z podmokłej Luizjany nie weszli do studia na żadną dłuższą sesję i gdy już wydawało się, że Eyehategod najlepsze lata mają za sobą, nie bez powodu skupiając się głównie na koncertowaniu, dostajemy konkretny strzał w potylicę, godny legendarnych dokonań zespołu z lat ’90.

Ale nowy materiał to nie jest żadne patrzenie w boczne lusterko i macanie starych riffów, którym zdążyła w międzyczasie urosnąć broda. To prawdziwa masakra mózgu – nie tylko w wolnym tempie – przesterowanych gitar, topienie błędnika w bagnie brudnego basu i przywoływanie starego bólu, który nigdy nie został zapomniany.

Tak, pan Mike Williams może i „wyleczył się” z grzania, ale dalej wygrzebuje szkielety z szafy i każe im tańczyć w rytm nihilistycznych walców o społeczeństwie, które zostało pogrzebane pod grubą stertą gruzu. Robitussin and Rejection, ćpun na skraju wytrzymałości, ale z zerową tolerancją dla hipokryzji i bez złudzeń co do rzeczywistości, która nie staje się lepsza tylko dlatego, iż wierzymy, że taka stać się powinna. Ten materiał startuje jednak solidnym HC/punkowym kopniakiem Agitation! Propaganda! , który jest o tyle ciekawy, że całkowicie niespodziewany i nadaje od razu charakter płycie.

The Exploited? Charged G.B.H? Negative Approach? Do wszystkich tych legend znajdziecie w tym numerze odwołanie. To także dowód, że Eyehategod nie traci z oczu korzeni i dalej potrafi wykorzystywać najcenniejszą cnotę muzyki – prostotę.

Ale nie oszukujmy się, że zespół wszedł do studia, żeby ponapierdalać sobie umcyk-umcyk, bo kawałki tj. fantastyczny Parish Motel Sickness czy Quittter’s Offensive to wyraz wysokich umiejętności aranżacyjnych, które odkrywają swoją facjatę dzięki starannie wykonanemu miksowi i pokazują, że sludge z południa USA nie został jeszcze pochowany i rozwija się w wyjątkowo pięknym kierunku.

Tak, piąteczka przy okazji dla Phila Anselmo, który kolejny raz użyczył chłopakom wsparcia logistyczno-promocyjnego i płytę wydał pod swoim własnym szyldem Housecore Records. A nie wątpię, że wśród miłośników twórczości Eyehategod album rozejdzie się jak ciepłe bułeczki w tej, czy w innej formie, gdyż ten krążek trzeba po prostu szanować, jeśli wiernym fanem się jest.

Oprócz spodziewanych walców znajdziecie tu niesamowite jazz-noise’owe pasaże, jak w Worthless Rescue i numery wysoce kombinacyjne, oparte na ciągłym zmianie tempa i obsesyjnych bridge’ach, jak Framed To The Wall, a wszystko zasypane toną świeżej siarki, która świetnie jątrzy rany.

Conradino Beb

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: