Zwłoki noszą ślady przemocy cielesnej (1973)

torso_poster_1973

Nie od dziś wiadomo, że największy wpływ na amerykańskie slashery miały włoskie giali. Zamiana elegancko ubranego mężczyzny w czarnych, skórzanych rękawiczkach na zdeformowanego osiłka w wymyślnej masce to największa różnica między tymi dwoma gatunkami. Struktura nie jest jednak znacząco odmienna od tej, używanej wcześniej przez włoskich twórców i przykładowo, dopatrzyć się można dość bezczelnej inspiracji Krwawą Zatoką Bavy w trzech pierwszych częściach Piątku 13-tego.

Jednym z filmów, które ukształtowały kino stalk&slash, jest słynne giallo Zwłoki noszą ślady przemocy cielesnej aka. Tors w reż. Sergia Martina. Nakręcony w 1973, na rok przed premierą Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, posiada on wszystkie cechy, które dzisiaj są standardem w amerykańskim kinie rozrywkowym.

Jego bohaterka, młoda Amerykanka Jane, przybywa do Włoch, żeby studiować sztukę na jednej z renomowanych uczelni, a wkrótce poznaje grupę dziewczyn, z którymi zaczyna imprezować, oraz wykładowcę, z którym zaczyna flirt.

Na ekranie pojawia się co jakiś czas tajemniczy Stefano Vanzi, który wydaje się psycho-fanem głównej bohaterki. Dość szybko z rąk tajemniczego mordercy w białej kominiarce i skórzanych rękawiczkach padają też pierwsze trupy.

A nasze bohaterki, aby uspokoić nerwy, związane z tym że ktoś właśnie zaszlachtował ich koleżanki, zaszywają się w willi gdzieś na włoskiej prowincji i spędzają miło czas na piciu i uprawianiu lesbijskiego seksu, bo to giallo mocno erotyczne. Dziewczyny nie wiedzą jednak, że morderca przebywa w pobliżu malowniczej rezydencji i postanawia skrócić dziewczynom wakacje lub po prostu skrócić je o niektóre kończyny!

Tak,  fabuła nie jest odkrywcza i tożsamości zabójcy możemy się domyślić już na samym początku, więc kiedy nasze piękności padną w końcu trupem i wyeliminowani zostaną wszyscy podejrzani, rozwiązanie zagadki nie będzie dla nas żadnym zaskoczeniem. Ale tego trzeba się właśnie spodziewać chociażby po roku produkcji. Przy Torsie nie będziemy wprawdzie obgryzać nerwowo paznokci, jednak film nie sprawi, że zaśniemy przed końcem – jest prosty, w miarę dynamiczny i nie posiada większych zawiłości.

Akcja toczy się w dwóch miejscach, początkowo na uniwersytecie i pobliskim miasteczku studenckim, a później na wsi i w pokaźnej rezydencji wujka Jane. Klimat jest mroczny, tajemniczy, ale nie w takim sensie jak horrory Lucia Fulciego tj. Hotelu Siedmiu Bram, gdzie atmosfera przypomina senny koszmar – tutaj czujemy, że to po prostu krwawy thriller.

Ubarwiają go jednak motywy, takie jak maniak utożsamiający morderstwa popełniane na kobietach z maltretowaniem porcelanowych lalek, co wprowadza całkiem fajny, psychodeliczny posmak (typowy także dla innych gialli Martina tj. Wszystkie kolory ciemności).

Postać zabójcy z początku jest przedstawiona jako elegancko ubrany facet w białej kominiarce z narzędziem zbrodni w ręce, które często lubi zmieniać. Scena morderstwa naćpanej studentki na bagnach jest przy tym naprawdę klimatyczna i przerażająca. Później widzimy jednak, że zabójca nie zakrywa twarzy, choć Martino odpowiednimi kątami kamery zawsze sprytnie maskuje jego tożsamość.

Są tutaj sceny, którymi niewątpliwie inspirował się Carpenter kręcąc swój wspaniały Halloween, jak ta, w której nasza bohaterka dostrzega postać stojącą za krzakami, ale widzi tylko połowę ciała, czy kiedy widzimy obraz oczami mordercy podglądającego ofiary nocą przez okno. Wyżej wymieniony motyw lalek podkreśla zaś tylko, jak bardzo wypaczony jest jego umysł i czemu ludzkie ciało nie różni się dla niego niczym od zimnej porcelany, którą można bezkarnie niszczyć.

Giallo to w scenach mordu może być wprawdzie uznane za dość artystyczne w porównaniu z późniejszymi slasherami, ale brak krwi nadrabia wykonaniem i mrokiem. Już pierwsza zbrodnia na parze kochanków pod akweduktem zapowiada nam, że mamy do czynienia z produkcją nie bojącą się pokazać tego i owego. Niestety, te ciekawsze egzekucje rozgrywają się  zawsze poza ekranem, przez co podziwiamy tylko efekt końcowy.

Muzyka w Torsie to typowe przygrywanie na fortepianie. Nie zapada w pamięć, ale sprawnie buduje tajemniczą otoczkę wokół filmu. Aktorsko też jest nieźle, choć razić może lekko chaotyczna reżyseria. Wszystko inne wypada jednak dość solidnie, dzięki czemu mogę na pewno polecić ten film fanom slasherów, którzy mogą się przekonać, jak dużo wzorców zostało skopiowanych przez amerykańskich reżyserów w bardziej znanych produkcjach.

Ci którzy lubią zaś giallo i włoski horror, znają już pewnie dobrze produkcję Sergia Martina, ale jeśli jakimś cudem ktoś jej nie widził, jest to pozycja obowiązkowa do nadrobienia! Sam, choć nie przepadam za tym nurtem kinematografii, bawiłem się dobrze, a to już coś znaczy, bo do tego filmu podchodziłem raczej jak do ciekawostki.

Oskar „Dziku” Dziki

 

Znany pod tytułami: Torso / I corpi presentano tracce di violenza carnale
Produkcja: Włochy, 1973
Dystrybucja w Polsce: Brak
Ocena: 4/5

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.

%d blogerów lubi to: