Znany komik i aktor, Richard Pryor, wychowywał się w burdelu, w którym jako prostytutka pracowała jego matka. Porzucony w wieku 10 lat, stał się pociechą babci, właścicielki wspomnianego przybytku, która w kwestii edukacji stosowała głównie lanie. Ale dalej też nie było lekko, bo w wieku 14 lat Richard był molestowany przez katolickiego księdza z lokalnej parafii, by następnie zostać wyrzucony ze szkoły.
Ten mało rozrywkowy los miał uczynić z Pryora jednego z największych artystów w historii amerykańskiej komedii stand-up, który został nazwany przez Jerry’ego Seinfelda „Picassem naszego zawodu” i był podziwiany przez wielu amerykańskich krytyków jako największy talent od czasów Lenny’ego Bruce’a.
Demony nie oszczędzały jednak ani na chwilę komika po tym, jak ten przebił się do masowej swiadomości niezwykle kontrowersyjnym jak na swoje czasy albumem komediowym That Nigger’s Crazy w 1974.
Pryor wkrótce nie mógł wyhamować ze swoim pociągiem do dragów, seksu i alkoholu, które trzy lata później doprowadziły do pierwszego w jego karierze ataku serca.
To doprowadziło go do słynnego epizodu z czerwca 1980, kiedy będący u szczytu sławy artysta podpalił się po wcześniejszym oblaniu alkoholem we własnym domu, a następnie wybiegł na ulicę – skutek nadużywania cracku (kokainy typu freebase), który przerobił mu mózg na budyń waniliowy.
Jak Pryor przyznaje się w swojej autobiografii Pryor Convictions and Other Life Sentences: Po paleniu freebase’u bez przerwy przez kilka dni nie byłem w stanie rozróżnić pomiędzy jednym, a drugim… wyobrażając sobie nadchodzącą ulgę sięgnąłem po butelkę koniaku na stole i cały się nim oblałem.
Bardzo naturalne. Metodyczne… odpaliłem zapalniczkę… i byłem skąpany w płomieniach. Byłem w miejscu, które nie było ani niebem, ani ziemią. Musiałem być w szoku, bo nic nie czułem.
Historia została opisana przez magazyn People, którego archiwa są dzisiaj dostępne online, dzięki czemu jesteśmy w stanie prześledzić, co stało się gdy Pryor w końcu trafił do szpitala.
Jego walka była heroiczna i dręcząca. Kilka razy dziennie lekarze i pielęgniarki ze Szpitala w Sherman Oaks w Los Angeles wsadzali Richarda do kąpieli wirowej (rodzaj hydromasażu – przyp. red.), gdzie ciepła woda i środki antyseptyczne obmywały jego ciało.
Po tej kąpieli poparzenia trzeciego stopnia smarowane były srebrną maścią z sulfadiazyną, która miała walczyć z infekcją. Następnie, dwa razy dziennie, nawet przez dwie godziny, lekarze wsadzali komika do komory hiperbarycznej – cylindra, w którym można potroić normalne ciśnienie atmosferyczne, wymusić przyswajanie tlenu i przyśpieszyć proces leczenia. W ostatni wtorek operowano, by usunąć martwą tkankę z jego ciała i płyn z płuc – czytamy w numerze z 30.06.1980.
Pryorowi ostatecznie udało się uniknąć śmierci, z czego ten potem nawet żartował: Nauczyłem się jednej rzeczy, jak się palisz możesz biec naprawdę szybko, choć w swoich skeczach zamienił koks i alkohol na mleko i ciasteczka.
Do legendy dostała się też Parthenia Street, na której miało miejsce całe zajście. Pryor zmarł ostatecznie 10.12.2005 po trzecim ataku serca.
Richard Pryor żartujący na temat swojego wypadku
Conradino Beb