Oryginalna Noc oczyszczenia (2013), choć była filmem skromnym i dość kameralnym, zaszczepiła w świadomości widowni ideę Czystki. Eksperymentalna metoda na walkę z przestępstwami i bezrobociem pozwalała raz do roku na 12-godzinne łamanie prawa.
W myśl „od czasu do czasu spuśćmy społeczeństwo z łańcucha”, Nowi Ojcowie Założyciele pozwolili dalej śnić swoim obywatelom amerykański sen. Nietrudno doszukać się tutaj prostej alegorii do lęków – wtedy absurdalnych, dziś oczywistych – jakie powoli ogarniały mieszkańców Stanów Zjednoczonych.
Jak sugeruje tytuł, Pierwsza noc oczyszczenia cofa nas w czasie do genezy innowacyjnej tradycji. Zanim jednak Czystka ogarnie cały kraj, zakuty w drogie garnitury sztab NFFA (New Founding Fathers of America) przeprowadzi poglądową Noc na Staten Island.
Składająca się głównie z Afroamerykanów i Latynosów demografia dzielnicy szybko rozwieje wszelkie wątpliwości na temat wyboru tego konkretnego miejsca. Ponadto, żyjącym na skraju ubóstwa mieszkańcom rząd oferuje wysokie wynagrodzenie za udział w „nocy oczyszczenia”, a każdy większy wkład jest dodatkowo premiowany.
Pomysł z cyklicznym celebrowaniem bezprawia jako wybawieniem od wszelkiej społecznej i ekonomicznej patologii jest, oczywiście, szczytem absurdu. Zauważa to także Arlo Sabian (Patch Darragh), który z korporacyjnego centrum dowodzenia obserwuje anarchię pochłaniającą ulice. By rozkręcić spiralę przemocy, na ulicę wyjeżdżają zastępy wynajętych przez rząd najemników z rozkazem przeprowadzenia masowego ludobójstwa.
Mimo że za scenariusz odpowiada James DeMonaco, twórca trzech poprzednich części cyklu, na stołku reżysera zasiadł Gerard McMurray. I to właśnie z etnicznie mu bliskiej perspektywy dane nam jest obserwować pierwszą Czystkę.
Bohaterami tej historii są Dmitra (Y’lan Noel), lokalny baron narkotykowy kontrolujący okolicę, jego była dziewczyna (Lex Scott Davis), obecnie aktywistka anty-czystkowa oraz jej młodszy brat Isaiah (Joivan Wade). Ten ostatni bierze czynny udział w eksperymencie, nosząc podświetlone soczewki, przesyłające obraz bezpośrednio do siedziby NFFA.
Produkcji blisko jest do rasowego kina blaxploitation, choć całości zabrakło serca i szaleństwa, które charakteryzowały poprzednią część, Noc oczyszczenia: Czas wyboru (2016). Tamten obraz w całej swej zabawie wyrastał na spadkobiercę kultowej Ucieczki z Nowego Jorku (1981) Johna Carpentera. Tutaj czuje się jednak, że mamy do czynienia z tworem pod każdym względem uboższym.
Nudą wieje przez większą część czasu ekranowego! Serwuje nam się nieustannie klisze i karykatury. Frustruje stereotypowe przedstawienie „czarnej” dzielnicy. Rytm życia wytycza w niej ciągła walka o wpływy, handel dragami oraz współczesny rap.
Jedyną osobą rozdartą ideologicznie przez ideę Czystki wydaję się być socjolog Updale, grana przez laureatkę Oscara, Marisę Tomei. Gdzieś tam dochodzi do nas również echo dzisiejszych mediów wraz z dręczącym je problemem fake newsów. Jednak to tylko cichy głosik, pomruk pośród tych wszystkich wybuchów i szaleńczych krzyków.
Reasumując, Pierwsza noc oczyszczenia to niechlujnie napisany, pozbawiony przemyślanego tempa i zwyczajnie głupi – w najgorszym tego słowa znaczeniu – film, który ma jednak pewne zadatki na guilty pleasure. I choć produkcje z tej serii zawsze były brutalnymi satyrami na pozbawione wszelkiej moralności społeczeństwo, specjalnie szkolone szwadrony śmierci, stymulujące wojnę rasową, mającą na celu przywrócenie Ameryce jej dawną przeszłość, to koncept tak absurdalny, że można tylko puścić go w niepamięć.
Oskar „Dziku” Dziki
Oryginalny tytuł: The First Purge
Produkcja: USA, 2018
Dystrybucja w Polsce: tylkohity.pl
Ocena MGV: 2,5/5