Francuzi od zawsze byli specjalistami w nadawaniu głębi popkulturze. W późnych latach 60-tych, francuski magazyn Cahiers du Cinéma dostrzegł w Nocy żywych trupów (1968) George’a Romero podtekst, który zupełnie przeoczyli amerykańscy krytycy. Nie powinno zatem dziwić, że to właśnie debiutujący Francuz, Dominique Rocher, przywrócił te archaiczne potwory do życia.
W otwierającej film sekwencji poznajemy Sama (Anders Danielsen Lie), który po drzemce na imprezie u swojej byłej dziewczyny, budzi się w zdemolowanym mieszkaniu w centrum Paryża, pośród hord żywych trupów. Chłopak pozornie wydaje się bezpieczny, żywe trupy, choć szybkie i agresywne, nie grzeszą inteligencją. Jednak samotność, z początku pogrążona w przyziemnej melancholii, zaczyna coraz mocniej wybrzmiewać w jego głowie.
Oparty na powieści Pita Agarmena, Noc pożera świat to przede wszystkim film o nudzie i samotności. Po krótkiej konfrontacji z przemienionymi lokatorami paryskiej kamienicy, Sam szybko odnajduje się w nowej rzeczywistości. Wiedza nabyta zapewne z oglądania tych samych filmów, co my, pomaga mu przejąć kontrolę nad całym budynkiem. Monotonię towarzyszącą mu podczas szabrowania opustoszałych mieszkań zwalcza humorem.
Ale choć światem zewnętrznym zawładnął chaos, Rocher eksponuje ciszę. Kameralnej przygodzie Sama zbędna jest bowiem jakakolwiek ekspozycja. Zamiast tego, film od samego początku wprowadza widza w stan permanentnego wyalienowania.
Choć nie uświadczymy tutaj zbyt wielu dialogów, nastrój, który zawładnął protagonistą, zostaje zakomunikowany przez jego codzienne rytuały, aranżację otoczenia, czy coraz bardziej wychudzone ciało. Wszystko to czyni z Noc pożera świat obraz innowacyjny, niosący nowe perspektywy dla całego gatunku.
Wędrówka Sama korytarzami kamienicy to kwesta dni, zamieniających się w tygodnie. Czas staje się w istocie luźnym, nic nieznaczącym echem przeszłości. W trakcie jednego z takich spacerów, napotyka on zamkniętego w szybie windy quasi-towarzysza, granego przez gwiazdora Holy Motors (2012), Denisa Lavanta, który stworzył jedną z najlepszych kreacji zombie od czasów Dnia żywych trupów (1985), jeszcze bardziej komplikując w ten sposób duszę filmu.
W smutnych, mlecznych oczach nieumarłego mężczyzny bohater znajduje odbicie swej własnej samotności. Jako wybitny muzyk, komponuje utwory na pozornie niestworzonych do tego przedmiotach. Odnaleziona w jednym z mieszkań perkusja posłuży mu do wyzwolenia tkwiących w nim pokładów gniewu. Anders Danielsen Lie, grający tutaj główną rolę, swoją skandynawską manierą idealnie wpisał się w surowy klimat filmu.
Debiut Dominique’a Rochera przypominać może głośny obraz Jestem legendą (2007), ale jest to film dużo bardziej wyrafinowany. Sam staje się w nim kafkowskim wędrowcem przytłoczonym rzeczywistością. A jak dowiedzieć się możemy z jego późniejszej relacji z Sarah – granej przez Golshifteh Farahani, gwiazdę filmu Paterson (2016) – apokalipsa zombie jest idealną wymówką dla jego mizantropii.
Oskar „Dziku” Dziki
Oryginalny tytuł: La nuit a dévoré le monde
Produkcja: Francja, 2017
Dystrybucja w Polsce: Kino Świat
Ocena MGV: 4/5