Nowy film brytyjskiej reżyserki Lynne Ramsay zdobył dwie nagrody (za scenariusz i za najlepszą rolę pierwszoplanową) na zeszłorocznym Festiwalu w Cannes, gdzie został pokazany w wersji beta, bo artystka wciąż walczyła z montażem, gdy dystrybutor zgłosił film do konkursu. Rok później, odpowiednio dopieszczony, obraz wszedł wreszcie do kin, by z miejsca potwierdzić swój geniusz.
O ile materiał wyjściowy, nowelka nowojorskiego pisarza, Johnathana Amesa, jest materiałem mocno pulpowym (mafia, zbrodnia, flaki i krew), Ramsay mocno go zmodyfikowała, żeniąc ze sobą Leona zawodowca, subtelne kino psychologiczne à la Kubrick/Bergman/Scorsese i doprawiając wszystko estetyką paralelną wobec malarskiej twórczości Francisa Bacona.
Na pierwszym planie pojawia się więc po raz enty weteran wojenny cierpiący na PTSD, obowiązkowo nękany majakami i myślami samobójczymi – typ bohatera, na temat którego można by pewnie napisać habilitację – który w tej opowieści próbuje nadać swojemu życiu sens, wyzwalając młode dziewczynki z rąk bezkarnych pedofilów o politycznych koneksjach.
Klisza bez żadnego „ale”, tyle że mrok postaci przyjął tym razem na klatę Joaquin Phoenix, który nie zaliczył prawdopodobnie żadnej kiepskiej roli w tej dekadzie. Jego kreacja jest niesamowita! Aktor napompował się w sześć tygodni na siłce, zapuścił gęstą brodę, a do pełni szczęścia dodano mu jeszcze kilka głębokich blizn, podkreślających jego dramatyczny żywot.
I tak Joe chodzi z młotkiem – narzędziem zbrodni, które ewokuje wspomnienia jego ojca-alkoholika – od jednego dziecięcego burdelu do drugiego, miażdżąc bez litości czaszki gangsterów, ochroniarzy i funkcjonariuszy organów ścigania, którzy maczają swoje brudne palce w prostytucji nieletnich lub zostali kupieni przez skorumpowanych, nowojorskich polityków.
Przemoc Joe została jednak potraktowana z prawdziwie kobiecą wrażliwością. Sceny zabójstw są krótkie, wręcz migawkowe, filmowane z daleka, czasem przy użyciu technik dokumentalnych takich jak kamera do monitoringu. Są one również bezgłośne, opatrzone zamiast tego muzyką, która dodaje napięcia… lub też wnosi klimat absurdu.
Do tego Joe jest raczej małomówny, a gdy otwiera paszczę, na świat natychmiast wypełza jego szaleństwo. W istocie, zamiast dialogów Ramsay postawiła na perspektywę mocno impresjonistyczną. Akcji nie można wprawdzie odmówić wartkości – co w ogóle jest rzadkością w przypadku artystyczno-gatunkowych hybryd – ale cała reszta to zasadniczo wewnętrzna otchłań Joe, składająca się z fleszy, halucynacji i bolesnych wspomnień.
Są to jednak elementy kluczowe, idealnie poza tym wkomponowane w tkankę filmu, która zasilana jest do tego fantastycznym montażem, pięknymi zdjęciami i bardzo dobrą oprawą dźwiękową. Perłą jest też bez wątpienia młoda rosyjska aktorka, Ekaterina Samsonov, która w filmie wcieliła się w naczelną ofiarę pedofilskich elit – Ninę Votto.
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: You Were Never Really Here
Produkcja: Wielka Brytania/Francja, 2017
Dystrybucja w Polsce: Gutek Film
Ocena MGV: 4/5