W 2003 roku Mark Millar napisał serię trzech komiksów o przygodach Supermana, w których pochodzący z planety Krypton, Kal-El, nie wylądował gdzieś w prowincjonalnej Ameryce, lecz na Ukrainie w okresie Zimnej Wojny. Podobne przetasowanie popkulturowych tropów oferuje David Yarovesky w swoim filmie Brightburn: Syn ciemności, ale robi to z dużo mniejszym wyrafinowaniem.
Akcja osadzona jest na sennej farmie gdzieś pośród bezkresnych pól Kansas. Kyle (David Denman) i Tori (Elizabeth Banks) bez skutku starają się o potomka. Nagle ich posesję przechodzi fala wstrząsów, a za stodołą rozbija się tajemniczy, emanujący czerwoną poświatą obiekt z przestworzy.
Reżyser oraz producent James Gunn dobrze wiedzą, na co liczy widownia. Podobnych historii widzieliśmy już przecież dużo. Podczas gdy Brandon – pomyślnie obsadzony Jackson A. Dunn – dorasta na naszych oczach w idyllicznym otoczeniu, mamy świadomość tego, że jest to wyjątkowy dzieciak i tylko krok dzieli go od wyzwolenia swojej pełnej mocy.
Yarovesky umiejętnie buduje napięcie. Nawet słodka scena Tori (która kocha swojego syna, bez względu na wszystko) bawiącą się w chowanego z Brandonem może sprawić, że włos zjeży nam się na karku!
Koniec końców, ultra-mądry, uprzejmy i trochę wycofany chłopak nie ma jednak pojęcia, że jest kimś wyjątkowym. Film bardzo mało czasu poświęca też filozofii, dając nam tylko jakieś niewyraźne poszlaki, że misją Brandona jest zniewolenie, tudzież zabicie wszystkich ludzi. Bez względu na superhobaterską otoczkę, Brightburn to czystej krwi slasher.
Przejście na ciemną stronę mocy następuje bardzo szybko. Brandon lata, razi laserem z oczu i używa telekinezy. Zabija zarówno tych, do których żywi prywatne animozje, jak i zupełnie przypadkowych ludzi.
Fani krwawych, przerysowanych historii rodem z kart komiksów będą się czuć tutaj jak w domu. Krew leje się wiadrami, szkło przebija gałki oczne, a jedna lub dwie sceny zachwycają fantastycznie zrobionymi efektami gore.
Jednak w myśl przysłowia „nie można mieć wszystkiego”, w Brightburn kuleje scenariusz. Najciekawsze wątki, jak też podejrzenia otoczenia wobec chłopaka, czy niezdolność matki do pogodzenia się ze swoją miłością do syna, ustępują prostej i efekciarskiej rzeźni.
Jest nam niejasno implikowane, że Brandon toczy wewnętrzną walkę, ale przez cały seans nie jest to w żaden sposób odczuwalne. Ostatecznie, tajemnicze głosy w głowie zmuszające go do morderstwa nie są aż tak interesujące, jak zdezorientowany młody chłopiec, obciążony okresem dojrzewania, złożonymi uczuciami i mający dostęp do niespotykanej mocy.
Brightburn zadaje pytanie, co byłoby gdyby supersilny kosmita uderzył w Ziemię i zechciał zabić wszystkich? I z tej perspektywy film wydaje się naprawdę interesujący. Szkoda tylko, że akcja ograniczona została do dziwnie wyglądającego faceta, który biega wokół i morduje ludzi. A to widzieliśmy już naprawdę setki razy.
Oskar „Dziku” Dziki
Oryginalny tytuł: Brightburn
Produkcja: USA, 2019
Dystrybucja w Polsce: TylkoHity.pl
Ocena MGV: 2,5/5