Mimo popularnej wiary w spadającą liczbę wojen, fakty mówią coś zupełnie odwrotnego. Amerykański politolog, Bear Braumoeller, twierdzi, że liczba wojen wcale nie spada i zagrożenie konfliktem zbrojnym o zasięgu światowym jest wciąż obecne.
Jak mówi Braumoeller, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Ohio: Zupełnie nie rozumiemy, jak poważnym zagrożeniem jest wojna. Nie rozumiemy ani trochę. Procesy eskalacji, które doprowadziły do wybuchu dwóch wojen światowych w poprzednim stuleciu, są wciąż obecne. Nic się nie zmieniło. I to mnie przeraża.
Zdaniem Braumoellera, pozornie malejąca liczba wojen, czy ich zmniejszająca się brutalność to zasługa szczęścia… które w każdej chwili może się odwrócić. Politolog swoje wnioski podsumował w książce Only the Dead: The Persistence of War in the Modern Age, z której można się dowiedzieć, iż nie ma żadnych dowodów na wypalanie się konfliktów zbrojnych.
Myślą przewodnią książki jest to, że każdy mały konflikt może z dnia na dzień przerodzić się w długą wojnę o zasięgu światowym. Statystycznie, przy 50 wojnach na 100 lat, prawdopodobieństwo wybuchu konfliktu, który może doprowadzić do śmierci 1% populacji światowej (70 mln ludzi), to wg Braumoellera około 13% , a więc wcale niemało.
W swoim badaniu politolog użył uniwersalnego zestawu danych opartego na korelatach wojny, który jest stosowany do pomiaru przemocy prowadzącej do wojny i obecnej w jej trakcie. Ta analiza pozwoliła mu na wysnucie wniosku, że spadek śmiertelności na skutek działań wojennych znajduje się w zakresie dopuszczalnych wahań.
Od czasu zakończenia Zimnej Wojny obserwujemy wprawdzie malejącą liczbę konfliktów zbrojnych, ale to jedyna dobra wiadomość. W dłuższej perspektywie, analizując okres ostatnich 200 lat, nie byłem w stanie znaleźć żadnego trendu spadkowego. Jeśli już, to można mówić o trendzie rosnącym – twierdzi Braumoeller.
Politolodzy sądzą, że liczbę ofiar śmiertelnych na skutek wojny da się obliczyć przy użyciu tzw. prawa rozkładu siły, które – w dużym uproszczeniu – pozwala przewidzieć, jak efekt nacisku danej siły zmaterializuje się w praktyce. Jedna z popularnych interpretacji to tzw. efekt kuli śnieżnej, który wykazuje częste współwystępowanie z wojną.
Jednym z powodów, dla których małe wojny potrafią bardzo szybko przerodzić się w duże konflikty i doprowadzić do poważnego przetrzebienia populacji, jest wg Braumoellera czynnik ludzki. Liderzy nie lubią przegrywać, a więc podejmują bardzo zdecydowane ruchy, które nawet jeśli początkowo wydają sie niezwykle racjonalne, z czasem mogą doprowadzić do nieodwracalnej katastrofy.
Jak podsumowuje Braumoeller: Ludzie myślą, że duże wojny są wyjątkowe, że ich przyczyny są zupełnie inne od przyczyn innych wojen. Najtragiczniejsze jest to, że najbardziej katastroficzne, najwstrętniejsze wojny są o wiele bardziej normalne, niż nam się to wydaje. Zaczynają się na skutek decyzji ludzi, którzy nie zamierzają przestać walczyć. To czyni z nich prawdziwie niebezpieczne wydarzenia.
Przykładowo, konflikt, w wyniku którego na polu bitwy zmarł 1 tys. żołnierzy (co jest kryterium dla włączenia go do bazy danych korelatów wojny), ma 50% szansę, by doprowadzić do śmierci 20-35 tys. ludzi, jak Wojna w Iraku w 1990. Ten sam konflikt ma 2% szansę, by przerodzić się w kolejną wojnę światową i 1% szansę, by przebić liczbę ofiar śmiertelnych II wojny światowej.
Conradino Beb
Źródło: Phys.org
„Liderzy nie lubią przegrywać, a więc podejmują bardzo zdecydowane ruchy, które nawet jeśli początkowo wydają sie niezwykle racjonalne, z czasem mogą doprowadzić do nieodwracalnej katastrofy.”
Ale jak to? Wolny rynek i globalizacja wykluczają wojnę i w ogóle nikomu się to nie opłaca! Ironizuje ofkors.
PolubieniePolubienie
Fakt przeliczalny na pieniadze… brak wojen nieodwracalnie zachwialby swiatowa gospodarka 🙂
https://www.forbes.com/sites/peterpham/2017/11/06/is-war-good-for-economies/#7611d45c4d9d
PolubieniePolubienie