Film Alejandro Landesa rozgrywa się w parnej dżungli i na mglistych szczytach północnej Kolumbii, ale równie dobrze mógłby się dziać na zupełnie innej planecie. To ekscytująca opowieść o losach dysfunkcyjnej grupy młodych partyzantów, przemierzających niebezpieczny teren i „opiekujących się” amerykańskim zakładnikiem (Julianne Nicholson). Mamy tu do czynienia po części z goldingowskim Władcą much, po części z Aquirre, gniewem bożym (1972), a wszystko to doprawione wojenną anarchią.
Pozbywając się kontekstu społeczno-politycznego filmu, dostajemy uniwersalną historię o żądzy władzy na peryferiach zbiorowości. Wspomagany piorunującą partyturą Micy Levi – człowieka odpowiedzialnego za muzykę w fenomenalnym Pod skórą (2013) – Landes zbudował trzymającą w napięciu historię wyobcowanej młodzieży, uwikłanej w kolejny bezsensowny konflikt.
Dzieło otwiera jedna z najdziwniejszych sekwencji „treningowych”, jakie dane mi było zobaczyć w kinie. Pod okiem Łącznika (w tej roli autentyczny kolumbijski wojskowy, Wilson Salazar) grupa buntowników ćwiczy zapasy na tle niekończącego się morza gór. Uzbrojone dzieciaki wiedzą o swoich celach jedynie z krzykliwych komunikatów nadawanych przez tajemniczą Organizację.
Landes nie ucieka się do elementów paranormalnych, ale bez trudu tworzy atmosferę grozy. Członkowie Monos nocami przebierają się w quasi plemienne stroje i urządzają szalone rytuały. Ale z każdym porankiem uderza ich szara rzeczywistość, która przynosić się zdaje coraz to gorsze wiadomości. Stąd film można odbierać jako ilustrację stopniowego rozkładu struktury władzy.
Także sama dżungla jest tutaj bezlitosnym przeciwnikiem. Bohaterowie ciągle walczą z wylewającymi się chmarami insektów. Czasami film zmienia się w surrealistyczny obraz tego, jak bardzo młodzi ludzie oddali swoje życie górze. W jednej z nich trójka postaci po zaserwowaniu sobie dawki magicznych grzybków przemierza niepewnie las, zastanawiając się, czy weszli właśnie do krainy cudów, czy narkotycznego piekła.
Sugestywne zdjęcia autorstwa Jaspera Wolfa sugerują, że zarówna pierwsza, jak i druga opcja wchodzi jak najbardziej w grę. Film oscyluje od niepokojących zbliżeń pokrytych błotem twarzy do szerokokątnych ujęć pejzaży. Dżungla zdaje się tutaj ciągnąć w nieskończoność.
Kiedy oddział w końcu dotrze do celu, Landes odpala serię dziwnie niepokojących scen. Tortury, ucieczka i trochę strzelania, po zakończeniu których kamera jeszcze jakiś czas dryfuje przez dżunglę. Tak, jakby tylko otaczająca natura miała odpowiednio silną zbroję, by przetrwać bezsensowny konflikt.
Gdy absurdalna utopia już na dobre pogrąży się w chaosie, Monos stawia dość błyskotliwy wniosek, zostawiając nas z możliwością dopisania sobie kolejnego rozdziału dla kilku bohaterów. Mimo że Landes unika tłumaczenia szczegółów ekranowego konfliktu, Monos mocno sugeruje, że nawet jeśli partyzanci uciekną z dżungli, reszta kraju nie zaoferuje im wcale bezpiecznego schronienia.
Oskar „Dziku” Dziki
Oryginalny tytuł: Monos
Produkcja: Argentyna/Holandia/Niemcy/Szwecja/Kolumbia/Urugwaj, 2019
Dystrybucja w Polsce: Against Gravity
Ocena MGV: 4/5