Ubrany w czarny mundur przybysz znikąd wędruje pieszo przez pustynię ciągnąc za sobą trumnę, przywiązaną do pasa. Wkrótce natyka się na trzech agresywnych obwiesiów, chcących dokonać egzekucji na młodej kobiecie. Nie mogąc ich przekonać do przerwania tej czynności, zabija wszystkich w mgnienu oka za pomocą swojego colta! W ten sposób zaczyna się legendarny Django z Franco Nero w roli głównej.
Obraz nakręcony przez Sergio Corbucciego na bardzo niskim budżecie, z absurdalnie prostym scenariuszem, stał się klasykiem spaghetti westernu już w momencie swojej premiery, a z czasem jednym z najważniejszych filmów w świecie kina gatunkowego czy też czystej eksploatacji. Django podążał oczywiście drogą, wyznaczoną przez Sergio Leone, ale w efekcie sam został zerżnięty ponad trzydzieści razy w ciągu dwóch następnych lat. Dzisiaj wraca jednak w pełni chwały, wyniesiony do niej przez Quentina Tarantino, który już wkrótce zaatakuje ekrany ze swoim Django Unchained!
Jednym z powodów wielkiej popularności filmu w latach ’60 była jego bezprecedensowa eskalacja przemocy… ponieważ kiedy Django w końcu otwiera swoją trumnę, wyciąga z niej kurewsko wielki, ciężki karabin maszynowy, który staje się narzędziem zagłady dla bandy drani z KKK, która okupuje małe miasteczko na Dzikim Zachodzie używając do tego niewyszukanych metod.
Kiedy widzimy pierwszą kulę, mimowolnie zadajemy sobie pytanie (przynajmniej ja tak miałem), w jaki sposób Corbucci wykrzesał ten pomysł? Django zabija w tej legendarnej scenie 84 osoby w ciągu dwóch minut – nawet jungle movies Cormana z lat ’70 nie były jeszcze w stanie tego osiągnąć – co pozostało najbardziej spektakularną masakrą filmową przez ponad dekadę. Do tego zaś słynna scena obcinania ucha z pięknym zbliżeniem i strugą krwi sprawiła, że spaghetti western zaczął się niebezpiecznie zbliżać do splatterów Herschella Gordona Lewisa.
Pomimo tego, że przez pięćdziesiąt lat, które od tego czasu upłynęły, nasza tolerancja na kinową przemoc znacząco wzrosła i Django stanowi teraz film familijny dostając zwykle rating „dozwolony od lat 15” w większości krajów Zachodu – nie bez pomocy kina eksploatacji lat ’70 i ’80 – w 1966 roku był to obraz dla publiczności niezwykle szokujący, który zrobił jednak wielką furorę wśród Baby Boomers. Rewolucja wisiała w powietrzu, a przemoc stawała się czymś codziennym i normalnym, podczas gdy kontrkultura próbowała sprowadzić stary świat na kolana.
Django okazał się idealną personifikacją, a czytanie jego wyczynów z karabinem maszynowym z tej perspektywy ujawnia pokrewieństwo z militarnymi ideami przewrotu politycznego, które już niedługo stały się wodą na młyn takich grup, jak Weathermen. Ich wiara w skuteczność rozwiązań siłowych była bardzo podobna do ideologii Django czyli generalnie rozpierdolić wszystko z karabinu!
Mimo że rok później na amerykańskie ekrany wszedł przełomowy film Bonnie i Clyde w reż. Arthura Penna z Warrenem Beattym i Faye Dunaway, który spotkał się z bardzo mieszaną oceną – starsi widzowie byli zakłopotani brakiem moralnej oceny czynów głównych bohaterów – Bonnie i Clyde nie zbliżyli się nawet do implikacji ideologii DIY, którą w czyn wprowadzał Django. Jednym z reżyserów, który doskonale zrozumiał jednak powód sukcesu filmu był Lucio Fulci.
W tym samym roku nakręcił on swój kultowy Czas masakry (Le colt cantarano… e fu tempo di massacro) obsadzając w nim oczywiście Franco Nero w roli głównej, ale pomimo tego, że dorzucił do scenariusza sporą dawkę przemocy… udało mu się jedynie zrealizować znacznie lepszy film. Historia Fulciego ma więcej odcieni z wiodącym motywem ludzkiego okrucieństwa i znacznie lepszymi kreacjami aktorskimi w porównaniu z Django, który jeśli pozbawiony zostałby tych kilku scen strzelaniny staje się zwykłym westernem o rewolwerowcu znikąd, szukającym okazji do zarobienia łatwej kasy z doskonałą muzyką w tle (ważny punkt)!
Opinie jednak na bok, jako że Django był wielkim przełomem dla Corbucciego i Nero, a także Ruggero Deodato, pracującego na planie filmu jako drugi reżyser. Współpraca tych kilku osobistości dała w następnych latach prawdziwie cudowne spaghetti westerny tj. Wielka cisza (1968), Najemnik (1968) czy Companeros (1970, które mówiąc dyplomatycznie zostawiły Django nieco w tyle. Filmy te są pieknymi przykładami perfekcyjnie zbudowanej intrygi z zasakującymi zwrotami akcji.
Są one także wypełnione specyficznym, włoskim poczuciem humoru, bawią się wątkami, zaczerpniętymi z kontrkultury lat ’60 i oczywiście są wspomagane przez muzykę Ennio Morricone. Jeśli mielibyśmy je porównać z Django, pierwowzór wypada bardzo blado. Wciąż można jednak znaleźć fanów filmu, twierdzących że jest to najlepszy spaghetti western w dziejach gatunku. Tym właśnie proponuję obejrzenie innych dzieł Corbucciego przed nieodwołalnym zaatrzymaniem się na tej opinii!
Conradino Beb
Oryginalny tytuł: Django
Produkcja: Włochy, 1966
Dystrybucja w Polsce: Monolith Video
Ocena MGV: 3,5/5
„Django”, „Wielka cisza” czy np. „Czas masakry” Fulciego – wszystkie te filmy są dla mnie tak samo znakomite i nie powiedziałbym, że „Django” jest znacznie słabszy od pozostałych. Jak sam wspomniałeś „Django” inspirował filmowców i do dzisiaj inspiruje, czego przykładem jest nieukończony jeszcze film Quentina Tarantino. A muzyka Luisa Bacalova z „Django” bardziej mi zapadła w pamięć niż kompozycje Ennia do „Silenzio” (chociaż ten soundtrack też jest oczywiście bardzo dobry). Zgodziłbym się, że kreacje aktorskie w „Django” pozostawiają wiele do życzenia, Franco Nero jest w tym filmie strasznie sztywny, ale już w następnych filmach grał coraz lepiej. Lubię włoskie westerny pewnie dlatego, że podobnie jak w przypadku giallo widziałem przeważnie te sztandarowe produkcje gatunku, nie trafiłem więc jeszcze na spag-west lub giallo, który byłby kiepski 😀 Ale pewnie jak będę oglądał ich coraz więcej, to w końcu trafię na jakiegoś gniota 🙂
PolubieniePolubienie
Ja zdecydowanie jestem po stronie „Companeros”, jesli chodzi o Corbucciego 🙂
PolubieniePolubienie
Z wymienionych tytułów najwyżej stawiam ,, Il Grande Silenzio”. To jest spełniony sen Simply’ego o westernie 😀 Czy ,, Tempo di Massacro ” jest lepsze niż Django? Nie powiedziałbym, obydwa filmy wygrywają jakby innymi atutami; western Fulciego został skonstruowany bardziej tradycyjnie, konflikt między bohaterami jest niepowierzchowny, o ile w innych spag westach śledzimy podchody wszelkiej maści cynicznych pragmatyków, tak tu wszystko zmierza do odwiecznej napierdolki Dobra ze Złem, jak w amerykańskich klasykach. Wcześniej jednak Lucjan nie poskąpił monumentalnego, exploiterskiego interludium : scena masakrowania bykowcem Franca Nero ciągnie się przez długie minuty. A oprawcami nie są jakieś zarośnięte sztajmy, jak u Leone, czy Corbucciego, tylko wychuchany miglanc w bieluteńkim garniaczku. W dodatku grany przez aktora, świeżo zaszufladkowanego, jako wrażliwy amant 😀 To musiało srodze zryc niejeden dekiel.
A ,, Django” to film od A do Z nieobliczalny. Bezlitosny wehikuł Corbucciego daje non stop po bandzie na pełnej kurwie, biorąc po drodze na maskę wszelkie przyzwyczajenia widza. To western z prawdziwą dzikością w sercu. Tak też rok 1966 to prawdziwy spaghettiwesternowy Gold Rush, bo przyniósł też takie arcydzieła, jak ,, tGtB & tU” Leone i ,, The Big Gundown” Sollimy.
PolubieniePolubienie
„Wielka cisza jest doskonala glownie z powodu wprowadzenia elementu antywesternu i zabicia glownego bohatera, ale nie tylko – cale to rewolwerowe ZEN, przypominajace strukture Pinoy westernow, w ktorych bohater nigdy nie atakowal pierwszy 🙂
Jesli chodzi o Django vs. Czas masakry, ja preferuje Fulciego ze wzgledu na znacznie lepsze kreacje aktorskie. W Django Nero jest jeszcze strasznie komiksowy i nie pomaga temu slabe rozrysowanie charakteru w scenariuszu… oczywiscie, ze ta cala rzeznia z karabinem maszynowym jest jak z kosmosu (szczegolnie w polowie lat ’60), ale generalnie troche sie nudzilem 🙂
Czas masakry to z kolei mocne psychologizowanie postaci i akcji przez Fulciego z duza doza sadyzmu, ale tez ironii – mi sie bardzo film podobal. Ciekawe z drugiej strony, co by bylo gdyby Wajda sie zabral za westerny zamiast targac za uszy tematy wojennego kaca? 😀
PolubieniePolubienie
Endrju Łajda powinien raczej nakręcic rimejk ,, Cannibal Holocaust” z samym sobą w roli żółwia 😛
A Silenzio to jest grubszy cwaniak. Wprawdzie nigdy sam pierwszy po broń nie sięga, ale zawsze skutecznie przeciwnika do tego prowokuje. Potem głos ma Towarzysz Mauzer. I nasz bohater jednakowoż wychodzi czysty, jak łza. Wcale nie jest wiele lepszy od Kinskiego, obaj żyją z odstrzału bliżnich. Tylko Kinski ma na to papiery od gubernatora, a Silenzio trzyma sztamę z administracją lokalną ( szeryfem ). W tym filmie bez eufemizmów wywleczono na wierzch najbardziej rudymentarną treśc westernu, jako gatunku : walkę o władzę.
PolubieniePolubienie
🙂
PolubieniePolubienie